Francuska obietnica i źli jankesi. Putin znów spróbuje podzielić Zachód

06.12.2014 | Prezydent Francji spotkał się z Władimirem Putinem
06.12.2014 | Prezydent Francji spotkał się z Władimirem Putinem
Fakty TVN
Putin szuka sprzymierzeńca we FrancjiFakty TVN

Z rosyjską strategią wobec Zachodu jest tak, jak z całą polityką Władimira Putina. Niby od wielu lat wiadomo, jaka jest, a zachodni liderzy i tak ciągle wydają się zaskoczeni. Rosja tradycyjnie gra na skłócenie Europy z USA, a także podzielenie samej UE. Niemcy nie dały się do tego wykorzystać, więc Kreml sięgnął teraz po Francję. Analiza Grzegorza Kuczyńskiego dla tvn24.pl.

Władimir Putin odłożył na bok – przynajmniej na razie – opcję wojskowej ofensywy w Donbasie. (CZYTAJ WIĘCEJ). Zapewne do końca zimy priorytetem będzie ofensywa dyplomatyczna. W marcu zacznie wygasać okres obowiązywania sankcji unijnych. Do tego czasu Kreml będzie więc koncentrował się na rozbijaniu jedności Unii Europejskiej.

Gra w czworokącie

Część państw Unii Europejskiej tradycyjnie jest za dogadaniem się z Moskwą i będzie mocno lobbować za nieprzedłużaniem sankcji, nawet jeśli nie będzie żadnych ustępstw strony rosyjskiej. Niektórzy członkowie UE uważają, że sankcje należy utrzymać, a nawet można je zaostrzyć. Najważniejsi - czyli Niemcy i, jednak w drugiej kolejności, Francja – stoją gdzieś pośrodku. Są za utrzymaniem sankcji, ale nieoficjalnie chcieliby jak najszybszego odprężenia w stosunkach z Rosją.

Można więc w najbliższym czasie oczekiwać podwójnej gry dyplomatycznej ze strony UE: oficjalnie nic się nie zmienia, a nawet rozważa się pewne zaostrzenie sankcji, a nieoficjalnie toczą się rozmowy z Kremlem o warunkach, na jakich możliwe by było oficjalne ocieplenie.

Ale oprócz Rosji i UE są jeszcze dwaj ważni gracze w tym czworokącie. Stany Zjednoczone i Ukraina. I to jest dziś problem dla zwolenników „odprężenia” w Moskwie i Europie. Bo w obecnym stanie rzeczy to Rosji i rebeliantom zależy na wznowieniu rozmów, a Kijów może się nie spieszyć. Ukraińcy nieszczególnie się zmartwili, kiedy nie doszło do planowanych na 10 grudnia rozmów w Mińsku. I to nie szef MSZ Ukrainy, ale kierujący rosyjską dyplomacją Siergiej Ławrow 12 grudnia ponowił apel o jak najszybszy powrót do rozmów, dodając, że „pojawiła się szansa na pokój”.

Wydaje się, że Ukraina i USA doszły do wspólnego stanowiska, iż obecnie warto grać na czas i unikać powrotu do rozmów z Moskwą w formacie mińskim, bardzo niekorzystnym dla Kijowa (Ukraina, Rosja, rebelianci, OBWE). Bo czas gra na niekorzyść Rosji. Pogarsza się gwałtownie sytuacja socjalno-ekonomiczna w okupowanej części Donbasu, źle wyglądają sprawy na Krymie, Rosja musi angażować duże środki w obecność wojskową w Donbasie i w pomoc dla rebeliantów. A wszystko w warunkach pogarszającej się gospodarki - w wyniku sankcji, a jeszcze bardziej: niskich cen ropy.

Waszyngton wyraźnie wrócił do gry. Co więcej, zajmuje coraz twardsze stanowisko wobec Rosji. Co prawda nie jest to zasługa administracji Baracka Obamy, ale Kongresu i to Biały Dom ostatecznie decyduje o konkretnych działaniach. Ale wydaje się, że Obama może coraz bardziej ulegać zwolennikom twardego kursu wobec Moskwy, których nie brakuje także w jego Partii Demokratycznej. Przykładem tego jest przyjęta 11 grudnia jednomyślnie przez obie izby Kongresu Ustawa o Wolnej Ukrainie (Ukraine Freedom Act).

Do niedawna przeciwwagą dla USA były – z punktu widzenia Moskwy – Niemcy. To Berlin odgrywał główną rolę w mediacjach między Rosją a Ukrainą, de facto był reprezentantem całej UE wobec Kremla. Ostatnio prowadził wobec Rosjan klasyczną grę w złego i dobrego policjanta (Merkel i CDU oraz Steinmeier i SPD). Ale i to nie przyniosło efektu. (CZYTAJ WIĘCEJ)

Swoją więc szansę dostają teraz „wiecznie drudzy” Francuzi. Paryż zawsze zazdrościł Niemcom relacji z Rosją, zwłaszcza gospodarczych. Jeśli Hollande'owi uda się to, czego nie mogła Merkel, otworzy się szansa na specjalne stosunki z Rosją.

Międzylądowanie w Moskwie

W sobotę 6 grudnia na rządowym lotnisku Wnukowo-2 w Moskwie wylądował wracający z wizyty w Kazachstanie prezydent Francji Francois Hollande. W saloniku VIP czekał już na niego Władimir Putin. Rozmowa dwóch panów trwała blisko dwie godziny, po czym Hollande odleciał do Paryża.

Według ustaleń „Le Figaro” Hollande do ostatniej chwili miał się wahać, czy lądować w Moskwie, bo nie był pewien, jak przyjmie go Putin. Przekonać Francuza miał ostatecznie Nursułtan Nazarbajew w Astanie. Ostrzegając przy okazji, że Rosja „po Putinie” może być dużo większym problemem – bo mogą górę wziąć nacjonaliści lub komuniści. Jest niemal pewne, że wcześniej Kazach konsultował się z Putinem. Wiadomo, że 5 grudnia dzwonił na Kreml – oficjalnie aby omówić „aktualne problemy sytuacji międzynarodowej i regionalnej, a także stan przygotowań do zaplanowanego na koniec grudnia w Moskwie posiedzenia Wysokiej Euroazjatyckiej Rady Ekonomicznej”. Z kolei Hollande tego samego dnia rozmawiał telefonicznie z Petrem Poroszenką. Już wieczorem zaś, gdy zapadła decyzja o lądowaniu w Moskwie, Hollande miał też zadzwonić do Merkel, żeby „poinformować ją o swojej inicjatywie” - pisze „Le Figaro”. Co to wszystko może oznaczać?

Po pierwsze, Paryż zagrał indywidualnie, nie konsultując wcześniej z Berlinem spotkania Hollande'a z Putinem. Nie wiadomo czy Niemcy były z tego powodu szczęśliwe. Artykuł we „Frankfurter Allgemeine Zeitung” sugeruje, że nie, bo można było w nim przeczytać, że postawa Hollande'a, który usiłuje „rzekomo pojednawcze” słowa Putina sprzedać jako sukces, jest dowodem na „polityczne fiasko” jego misji.

Po drugie, Hollande przejął rolę Berlina także pod innym względem – rozmowa z Poroszenką sugeruje, że Francuz mógł się przedstawić Putinowi nie tylko jako reprezentant UE, ale też nieformalny przedstawiciel Kijowa. Tym ciekawsze jest, że w dniu spotkania Hollande'a z Putinem, składając wizytę w obwodzie charkowskim Poroszenko określił datę proponowanych rozmów o wstrzymaniu ognia (9 grudnia). Także tego dnia na Ukrainę wjechały rosyjskie wagony z ok. 50 tys. ton węgla – od dłuższego czasu stojące na granicy.

Korzyść dla obu stron

Wizyta prezydenta Francji była z pewnością na rękę Rosji. Już choćby sam fakt, że lądując w Moskwie Hollande przełamał izolację gospodarzy; to była pierwsza od aneksji Krymu wizyta zachodniego przywódcy w Rosji. Zresztą warto przypomnieć, że to także Hollande przełamał izolację „wyjazdową” Putina, zapraszając go na czerwcowe obchody rocznicy lądowania aliantów w Normandii. Strona rosyjska mogła też podkreślać, że nawet sprawa Mistrali nie jest w stanie popsuć relacji z jednym z najważniejszych członków UE.

Zresztą patrząc na postawę Paryża od początku tego konfliktu decyzja Hollande'a nie jest już tak zaskakująca. Francji, choć poparła sankcje, bliżej do obozu przyjaznego Moskwie w UE. Rząd nie naciskał na swój biznes, w przeciwieństwie nawet do Niemiec, aby ograniczać czy zrywać współpracę z Rosją. Hollande był jednym z nielicznych przywódców, którzy wobec Putina w Brisbane zachowali się jakby nigdy nic.

Dlaczego francuski przywódca podjął ryzyko przejęcia roli Merkel? Bo liczy na wdzięczność Rosji, bo chce wzmocnić pozycję Francji w UE (gdzie dominuje bezapelacyjnie Berlin), bo chce odblokowania sprzedaży Mistrali, bo chce podnieść swoje notowania w kraju, w którym już niemal wszystkie siły polityczne są za ociepleniem stosunków z Rosją.

W 2008 roku Nicolas Sarkozy, występując jako przedstawiciel UE (Francja wówczas przewodniczyła Unii) doprowadził do zawarcia rozejmu w „wojnie pięciodniowej” Rosji z Gruzją. Hollande chce powtórzyć to osiągnięcie. Stara się też, zgodnie z dawną doktryną Charlesa de Gaulle's, podkreślać niezależność polityki zagranicznej Francji i pewien dystans wobec wspólnej polityki UE i NATO.

Co Hollande obiecał Putinowi?

Po spotkaniu z Hollande'em Putin powiedział: „Obaj zgodziliśmy się, że porozumienia mińskie muszą być w pełni wprowadzone”. To by sugerowało, że Kreml ma poparcie Paryża w tej sprawie – choć np. Kijów wolałby zmienić formułę rokowań. Prezydent Rosji podkreślił, że „popiera integralność terytorialną Ukrainy”, oczywiście bez Krymu i chce stałego rozejmu w Donbasie. Ustanowienia jasnej linii demarkacyjnej, wycofania ciężkiej broni przez obie strony, przywrócenia handlu i operacji bankowych między „republikami ludowymi” a resztą Ukrainy. Tyle w sferze werbalnej.

Ciekawsze jest to, o czym oficjalnie po spotkaniu nie informowano. Według informacji „Le Figaro” Hollande miał zapewnić Putina, że Ukraina nigdy nie wejdzie do NATO. Miał też podobno powiedzieć, że Zachód (choć nie do końca wiadomo, kogo miał tu na myśli) jest gotów milcząco przejść do porządku dziennego nad aneksją Krymu. To znaczy nie wracać już do tej sprawy, choć formalne stanowisko byłoby niezmiennie odrzucające zmianę granic.

Co do drugiego, chyba obaj panowie musieli zdawać sobie sprawę, że nie wszystkie kraje Zachodu pójdą na coś takiego. Co do pierwszego, to Hollande mógł odpowiedzialnie złożyć taką obietnicę. Bo Paryż może zablokować wejście Ukrainy do NATO, nawet działając w pojedynkę. Zresztą już raz postąpił podobnie – gdy wraz z Niemcami w 2008 roku na szczycie NATO w Bukareszcie Francja sprzeciwiła się objęciu Gruzji i Ukrainy planem zbliżającym oba te kraje do Sojuszu (Membership Action Plan).

W każdym razie ze spotkania zadowolone były chyba obie strony i na tym etapie wydaje się, że Putin zaakceptował pośrednictwo Francji w rozmowach Rosja - Zachód. Może o tym świadczyć zaskakująco powściągliwa reakcja Moskwy na wstrzymywanie sprzedaży Mistrali. Jak powiedział szef komisji spraw zagranicznych Dumy Aleksiej Puszkow, „nie wydaje mi się, żebyśmy byli zainteresowani zaostrzeniem relacji z rządem Francji. Skoro oni nie odmawiają, a przenoszą termin dostawy, tak i my, jak rozumiem, gotowi jesteśmy trochę poczekać”.

Francuska karta

Putin flirtuje z Hollande'em nie dlatego, żeby dostać wreszcie mistrale. Rosji bardziej zależy na tym, by Paryż lobbował za nieprzedłużaniem sankcji, a tym bardziej blokował nałożenie nowych. W najbliższy czwartek w Brukseli pojawi się Poroszenko (spotkanie Europejskiej Partii Ludowej). Tego samego dnia wieczorem szefowie państw i rządów UE mają rozmawiać o kryzysie na Ukrainie. Kijów apeluje do Brukseli, żeby „zatrzymała na stole opcję” nałożenie kolejnych sankcji na Rosję. W UE trwają obecnie dyskusje nad objęciem sankcjami Krymu. Pod uwagę bierze się m.in. zakaz sprzedaży technologii wydobycia ropy i gazu, wycofanie z półwyspu europejskich firm turystycznych czy zakaz nabywania i finansowania przez obywateli UE firm na Krymie.

Czy Francja będzie teraz bardziej przychylna Rosji i czy znajdzie to odzwierciedlenie na forum unijnym? Bez jakichś gestów pojednawczych ze strony Putina trudno będzie uzasadnić taką politykę. Być może więc takie się pojawią w najbliższym czasie.

Co nie zmienia faktu, że jakkolwiek by się Francja starała, i tak dla Rosji partnerem do rozmów nr 1 w Europie pozostaną Niemcy. I to na Berlin Putin wciąż liczy najbardziej. Być może przyjęcie Hollande'a jest tylko grą Rosjanina, sygnałem wysłanym do Merkel, aby ta wróciła do roli mediatora i złagodziła krytykę Rosji.

Czynnik amerykański

Bardziej Rosję powinno niepokoić to, co dzieje się za oceanem. 11 grudnia Kongres USA jednomyślnie przyjął Ustawę o Wolnej Ukrainie, w której mowa o zaostrzeniu sankcji wobec Rosji i udzieleniu pomocy wojskowej Ukrainie – w tym dostarczeniu broni śmiercionośnej. Dotychczas Obama sprzeciwiał się temu, uzasadniając to obawą przed zaostrzeniem konfliktu w Donbasie. Dlatego nie wiadomo, czy prezydent podpisze tę ustawę.

Tym bardziej, że jeszcze przed głosowaniem w Kongresie Obama zasygnalizował, że jest przeciwny zaostrzaniu sankcji wobec Rosji. Argumentem ma być brak koordynacji z Europą. W rzeczywistości zaś chodzi o to, że podpisując sankcje Kongresu, Obama ograniczyłby pole manewru w stosunkach z Rosją (bo zdjęcie sankcji też wymagałoby zgody Kongresu).

Rosja skrytykowała ustawę. Aleksandr Łukaszewicz z MSZ uznał uchwalenie Ustawy o Wolnej Ukrainie za akt otwartej konfrontacji. Jeszcze mocniej zareagował wiceszef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Riabkow: „Nie ma wątpliwości, że nie pozostawimy tego bez odpowiedzi”.

Autor: Grzegorz Kuczyński//rzw / Źródło: tvn24.pl