Śledczy badający ruiny fabryki nawozów w Teksasie, w której doszło w połowie kwietnia do silnej eksplozji, nie zdołali ustalić jej przyczyny. Możliwości zawężono do podpalenia, spięcia i uszkodzonego wózka golfowego.
Oficjalnie śledczy na razie zakwalifikowali przyczynę pożaru i eksplozji jako "nieokreśloną". Dochodzenie trwa nadal. Inspektorzy chcą ostatecznie znaleźć konkretną przyczynę pożaru. Dotychczas badanie kosztowało milion dolarów. Śledczy między innymi ręcznie przeczesali 150 ton ziaren kukurydzy przechowywanych na terenie zakładu.
Wybuch jak 10 ton trotylu
Kilka dni po eksplozji 17 kwietnia w teksańskim mieście West, która swoją siłą zrujnowała całą okolicę i zabiła 15 osób oraz raniła 200, władze oficjalnie oznajmiły, że był to wypadek przemysłowy. Chemikalia wykorzystywane do wytwarzania nawozów są bardzo wybuchowe i świetnie nadają się też między innymi do konstrukcji prymitywnych bomb.
Katastrofa została zapoczątkowana przez pożar, który spowodował przewrócenie się zbiornika z azotanem amonu. Na uszkodzoną konstrukcję spadły następnie kolejne elementy wyposażenia zakładu, które wywołały eksplozję i reakcję łańcuchową. Wybuchł szereg zbiorników z różnymi chemikaliami. Kluczowe jest ustalenie przyczyny pierwotnego pożaru. Śledczy zawęzili możliwości do podpalenia, spięcia w wadliwej instalacji elektrycznej, lub samozapłonu uszkodzonego wózka golfowego, używanego przez pracowników zakładu.
Łącznie miało eksplodować od 28 do 34 ton azotanu amonu. W zakładzie było jeszcze ponad sto ton tego materiału, które na szczęście nie wybuchły. - Dla porównania, siła eksplozji była porównywalna do zdetonowania około 7,5 do 10 ton trotylu - powiedział przewodniczący zespołu śledczych.
Autor: mk//gak / Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY SA) | Shane Torgerson