Mimo wcześniejszych zapowiedzi bojkotu ze strony opozycji i brutalnych starć z przeciwnikami rządu w Burundi rozpoczęły się wybory do parlamentu. Niedługo po otwarciu lokali wyborczych w stolicy kraju, Bużumburze, słychać było strzały.
Aby zapewnić bezpieczeństwo głosującym, władze wysłały na ulice wzmocnione siły wojskowe. Mimo to na dzień przed wyborami i w dniu głosowania dochodziło do aktów przemocy i starć. Agencja Reutera, powołując się na świadków, zwraca uwagę, że w związku z zaistniałą sytuacją część lokali wyborczych zostało otwartych później.
W zeszłym tygodniu rząd Burundi wezwał obywateli do udziału w wyborach, podczas gdy opozycja zapowiedziała bojkot wszystkich głosowań. Część zagranicznych darczyńców zagroziła obcięciem wpłat, jeśli prezydent Pierre Nkurunziza będzie się ubiegał o trzecią kadencję. Opozycja protestuje przeciwko decyzji prezydenta i apeluje do mieszkańców kraju o bojkot nie tylko wyborów na najwyższy urząd w państwie, ale także głosowania do parlamentu. Zwraca uwagę, że Nkurunziza i jego rząd nie spełnili wcześniejszych obietnic i nie poprawili sytuacji gospodarczej i społecznej w kraju.
Prezydent się upiera
Ogłoszenie przez Nkurunzizę zamiaru pozostania na urzędzie wywołało niemal codzienne protesty i niepokoje w kraju, w których zginęło wielu ludzi. W związku z rozruchami Belgia już obcięła finansowanie dla Burundi, swojej dawnej kolonii. Francja i Holandia zagroziły wstrzymaniem pomocy, jeśli Nkurunziza będzie się upierał przy kandydowaniu. Nkurunziza twierdzi, że ma do tego prawo, ponieważ na pierwszą kadencję został wybrany przez parlament, a nie w wyborach powszechnych. Konstytucja przewiduje, że prezydent może być wybrany w wyborach powszechnych na dwie kadencje. 10-milionowe Burundi, położone w środkowej Afryce, jest niepodległe od 1962 roku. Od tego czasu kraj był wielokrotnie wstrząsany konfliktem na tle etnicznym - walkami między Hutu, stanowiącymi większość, a mniejszością Tutsi. Szacuje się, że w sumie konflikt ten pochłonął ok. 300 tys. ofiar śmiertelnych.
Autor: mtom / Źródło: PAP