Na miejscu wybuchów w Malard i Sharyar, dwóch aglomeracjach położonych w odległości 40 km na południowy zachód od Teheranu, szybko pojawiły się karetki pogotowia, helikopter i ekipy ratunkowe z psami.
Do eksplozji "doszło w bazie wojskowej, gdzie składowana jest wielka ilość broni i amunicji" - poinformował w pierwszym oficjalnym komunikacie Aliareza Janeh, odpowiedzialny za sprawy bezpieczeństwa władz Teheranu. Wcześniej agencja informacyjna Fars informowała o "wielu zabitych i dziesiątkach rannych".
Po godz. 15.00 czasu miejscowego (13.00 w Polsce - red.) irańskie władze częściowo sprecyzowały te informacje. Podawano, że zginęło 15 osób, a ponad 20 zostało rannych. Wybuchy były odczuwalne nawet w zachodnich dzielnicach stolicy Iranu, gdzie według świadków, z bloków wypadały szyby.
Niestety z godziny na godzinę wiadomości stawały się coraz bardziej pesymistyczne i po 17.00 polskiego czasu rzecznik irańskiego rządu poinformował, że kolejnych 12 rannych żołnierzy zmarło w szpitalach. W tej chwili z 16 rannych i trzymanych pod obserwacją osób kilka jest w stanie ciężkim.
Do wybuchu w bazie doszło w trakcie przenoszenia amunicji z miejsca na miejsce. Ośrodek - co podkreśliła agencja Fars - nie była w żaden sposób powiązana z irańskim programem atomowym. W październiku 2010 roku w przypadkowej eksplozji składu amunicji w bazie Strażników Rewolucji w Chorrambad na zachodzie kraju zginęło ponad 20 osób.
Źródło: PAP, Reuters
Źródło zdjęcia głównego: TVN24