Ponad 20 ofiar katastrofy na rosyjskim okręcie atomowym

Aktualizacja:

Przyczyną śmierci 20 osób na rosyjskim okręcie podwodnym było zatrucie freonem, który wydostał się podczas awarii systemu przeciwpożarowego - podali w niedzielę prowadzący śledztwo prokuratorzy. Do katastrofy, podczas której zginęło 20 osób, a 22 zostały ranne doszło w sobotę. Wypadek miał miejsce najprawdopodobniej na łodzi K-152 "Nerpa" klasy Akuła.

- Trwają autopsje i ich pierwsze wyniki potwierdzają, że przyczyną śmierci ofiar jest zatrucie gazem freonem, emitowanym w wyniku awarii systemu przeciwpożarowego na podwodnym okręcie atomowym - powiedział przedstawiciel komisji śledczej rosyjskiej prokuratury Władimir Markin.

Wśród ofiar znalazło się 6 marynarzy i 14 cywilów, pracowników stoczni. Rannych zostało 22 osoby. Trafiły one do szpitala marynarki wojennej.

Łódź podwodna przechodziła właśnie na Oceanie Spokojnym testy, przed wprowadzeniem go do służby. Według władz okręt nie został uszkodzony, nie doszło do wycieku paliwa a reaktory napędzające są sprawne. O własnych siłach wraca do bazy, eskortowany przez statek ratowniczy "Sajany". Jak poinformował kapitan Igor Dygało z dowództwa marynarki wojennej, wszystko wydarzyło się podczas przeprowadzania rutynowej próby, gdy zawiódł system ochrony przeciwpożarowej. - Na pokładzie przebywało 208 ludzi, w tym 81 wojskowych - powiedział Dygało.

Pożar w przedziale torpedowym?

Oświadczenie prokuratorów potwierdziły wcześniejsze przypuszczenia korespondenta TVN w Moskwie Andrzeja Zauchy, o tym, że ofiary najprawdopodobniej udusiły się w atmosferze wypełnionej freonem. - System mógł zadziałać w nieprzewidziany sposób, albo ktoś mógł go włączyć przez przypadek - mówił Zaucha. Korespondent "Faktów" powiedział, że armia zdradza niespodziewanie dużo szczegółów katastrofy. Ale niepokoi go dodawane w relacjach słowo "ponad" przy liczbie 20 ofiar, bo to może wskazywać, że zginęło znacznie więcej ofiar, ale władze nie chcą o tym mówić głośno.

Z kolei wydawca fachowego magazynu "Raport" Wojciech Łuczak stwierdził, że najprawdopodobniej doszło do pożaru w przedziale torpedowym. Określił to jako "tradycyjną i tragiczną historię na rosyjskich okrętach podwodnych". Zdaniem Łuczaka, na pokładzie nie było najprawdopodobniej śmiercionośnych rakiet balistycznych, bo okręt wyszedł w portu po to, by odbyć próby postoczniowe.

Jednak Łuczak nie jest pewien nawet, kiedy do katastrofy doszło. - Niektóre media mówią, ze do tragedii doszło kilka dni temu, a jeden z marynarzy został już nawet pochowany - powiedział w TVN24.

Prezydent zażądał informacji

Rosyjska agencja RIA Novosti podała, że prezydent Dimitrij Miedwiediew zlecił rosyjskiemu prokuratorowi generalnemu Jurijemu Czajce przeprowadzenie dokładnego śledztwa i zażądał od ministra obrony informowania o wszelkich postępach w sprawie. Obiecał też udzielenie pomocy rodzinom ofiar.

W 2000 roku doszło do najtragiczniejszej od dziesięcioleci katastrofy rosyjskiej łodzi podwodnej. K-141 Kursk zatonął podczas manewrów Floty Północnej na Morzy Barentsa w wyniku samoczynnego wybuchu torpedy. Choć część załogi przeżyło katastrofę, nie udało się przeprowadzić skutecznej akcji ratunkowej. Zginęło wszystkich 118 marynarzy.

Źródło: RIA Novosti, PAP, Interfax