Siostra Annie od kilku lat pomaga rodzinom, które okrutnie okaleczyła wojna w Syrii. Do Warszawy przyjechała, by organizować pomoc dla swoich podopiecznych. - Cały czas ufam Bogu. Pomimo strachu, niepokoju nadal wierzymy, że pewnego dnia nastanie pokój - powiedziała siostra. Materiał programu "Polska i Świat".
Siostry ze Zgromadzenia Jezusa i Maryi dokumentują kamerą syryjski dramat. - Mój mąż obudził się o 6:15, o 6:30 już nie żył. Odłamek rakiety przebił mu ramię, płuca i utknął w sercu - mówiła na filmie jedna z kobiet.
Historie pełne cierpienia
W rozmowie z reporterem TVN24 opowiadała, że każda z tych osób, z którymi siostry pracują, to historia pełna cierpienia: to czyjeś przerwane nagle życie, to osierocone dzieci, to stanowczo zbyt młode wdowy, to rodzice, którzy już pochowali synów i córki. - Mój mąż zmarł dwa lata temu. W ubiegłym roku straciłam syna. Został postrzelony w brzuch - dodała inna kobieta.
Ofiarom wojny w Syrii brakuje właściwie wszystkiego: jedzenia, prądu, pieniędzy, lekarstw, czasem nawet dostępu do czystej wody. - Mieszkamy na ostatnim piętrze tego budynku. Jest tu strasznie zimno. Latem zbieramy śmieci na opał - relacjonował młody chłopak.
Łączy ich dramat wojny, miejsce zamieszkania i siostra Annie, ze Zgromadzenia Jezusa i Maryi, która razem z kilkoma wolontariuszami pomaga ponad 700 rodzinom z Aleppo i Damaszku.
Przyjechać organizować pomoc
Z siostrą Annie reporter TVN24 spotykał się podczas jej krótkiej wizyty w Warszawie, gdzie przyjechała organizować pomoc dla swoich podopiecznych.
- Kiedy mówimy o wojnie, tam wszystko jest potrzebne. Teraz staramy się przede wszystkim odbudować domy, o ile jest to możliwe, by ludzie mogli tam ponownie zamieszkać - mówiła siostra Annie Demerjian.
Na miejscu, pomimo wojennych warunków, siostra Annie potrafi zorganizować niemal wszystko. Doprowadza prąd i wodę, wynajmuje mieszkania, kupuje ubrania, opłaca edukację. Całymi dniami chodzi po bombardowanym mieście, sprawdza kto potrzebuje pomocy materialnej i duchowej.
Swoim podopiecznym oprócz bieżącej pomocy organizuje też pracę. Do Polski przywiozła obrusy, maskotki i biżuterię wykonane przez mieszkańców Aleppo. Jak mówi praca jest bardzo ważna, bo nie tylko daje pieniądze, ale przede wszystkim przywraca godność. - To trwa już sześć lat i ludzie są bardzo zmęczeni. Taka możliwość pracy wzmacnia ich ducha i pomaga im zacząć wszystko od nowa - mówiła.
Autor: KB/gry / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24