Spór o używanie polskiego języka na Litwie trwa. Jego ofiarą padli między innymi Dariusz Gasperowicz i Zygmunt Marcinkiewicz. Za umieszczenie polskich nazw miejscowości na tabliczkach w autobusach obydwaj muszą zapłacić łącznie około tysiąc złotych kary. Ten przypadek to jednostkowy przykład poważnego problemu, który zatruwa relacje polsko - litewskie.
Problem Gasperowicza - dyrektora zajezdni rejonu wileńskiego, oraz Marcinkiewicza - właściciela spółki przewozowej, jest przykładem codziennych sporów 250 tysięcznej mniejszości polskiej na Litwie. Miejscowe przepisy odmawiają im, między innymi, prawa do polskiej pisowni imion i nazwisk w dokumentach oraz stosowania polskich nazw ulic i miejscowości.
Zła pisownia
- Podwójnych napisów chcą nasi pasażerowie, mieszkańcy rejonu wileńskiego. Jeżeli sprawiedliwości nie znajdziemy tu na Litwie, zwrócimy się do sądów międzynarodowych. Litwa, jako państwo europejskie, powinna przestrzegać prawa europejskiego - powiedział Marcinkiewicz.
Grzywny za dwujęzyczne nazwy tras wymierzyła litewska Państwowa Inspekcja Językowa. Decyzję Inspekcji szefowie zajezdni zaskarżyli w sądzie. Sąd w poniedziałek odrzucił skargę Gasperowicza, a skargę Marcinkiewicza uwzględnił częściowo, częściowo zmniejszając wymierzoną karę.
Państwowa Inspekcja Językowa twierdzi, że zgodnie z litewskim ustawodawstwem nazwy na tablicach informujących o trasach muszą być pisane wyłącznie w języku litewskim. Natomiast konwencja ramowa Rady Europy o ochronie mniejszości narodowych przewiduje używanie dwujęzycznych napisów w skupiskach zwarcie zamieszkanych przez mniejszości narodowe.
- Możemy i będziemy rozmawiać o zmianie prawa. Ale zgodnie z obowiązujacymi przepisami, ten mężczyzna złamał prawo. To nie dotyczy tylko jego - mówi Deividas Matulionis, szef Kancelarii Rządu Litwy.
Trudne relacje
Między Polską a Litwą od wielu lat tworzyły się napięcia z powodu traktowania polskiej mniejszości. W ostatnim miesiącu spory eskalowały. Sytuacja jest tak trudna, że według informacji Faktów TVN, Radosław Sikorski, szef polskiej dyplomacji, nie odwiedzi Litwy, dopóki tamtejsze władze nie rozwiążą problemów Polaków.
- Ubolewamy, że przyjazne gesty wykonywane w ostatnich latach przez stronę polską nie spotkały się z adekwatną reakcją strony litewskiej. Nie możemy akceptować braku poszanowania mniejszości polskiej na Litwie - można przeczytać w oficjalnym komunikacie polskiego MSZ.
Również premier Donald Tusk, zapowiada, że w sprawie Polaków na Litwie nie będzie ustępstw. - Nie będziemy używali nachalnych metod, ale musimy ich przekonać do respektowania standardów - powiedział premier.
W tle sporu o pisownię, istnieje dużo poważniejszy spór polityczny. Chodzi o roszczenia Polaków, którym Sowieci po wojnie zabrali ziemię. Wiele postępowań od lat ciągnie się w sądach. Jest też sprawa dla polskiego rządu priorytetowa, mianowicie przyszłość rafinerii w litewskich Możejkach. Jedna z największych inwestycji Orlenu, zamiast spodziewanych zysków przynosi straty, co według polskich polityków, jest efektem zaniedbań ich litewskich odpowiedników.
- Zepsucie naszych relacji byłoby straszne. Nie możemy do tego dopuścić. To opinia całego litewskiego rządu - uważa Matulionis.
Źródło: Fakty TVN