Polski samolot o krok od katastrofy


Zdaniem brytyjskiego "The Times" kiepska znajomość j. angielskiego przez polskich pilotów omal nie doprowadził to zderzenia z innym samolotem podczas lądowania na londyńskim lotnisku Heathrow. Do incydentu doszło 4 czerwca 2007 roku.

Dziennik powołuje się na sprawozdanie Brytyjskiego Wydziału Śledztw Lotniczych (AAIB), z którego wynika, że należący do LOT-u Boeing 737 z 95 pasażerami miał ogromne problemy podczas lądowania w Anglii. A wszystko to z powodu kiepskiej znajomości języka Szekspira.

[polscy piloci] tak słabo znali angielski, że nie byli w stanie zrozumieć podstawowych instrukcji kontrolerów lotów. fragment artykułu w "The Times"

W artykule "The Times" napisał, że piloci "tak słabo znali angielski, że nie byli w stanie zrozumieć podstawowych instrukcji kontrolerów lotów". W rezultacie maszyna "przez prawie pół godziny błąkała się w powietrzu, bo piloci mieli trudności z określeniem swojej pozycji. Kontroler musiał zlecić innemu samolotowi zmianę kierunku, by uniknąć zderzenia".

LOT już odpowiedzial: -Teza tego dziennika, że polscy piloci mają problem z komunikacją, bo nie znają angielskiego oznacza, że panowie z "The Times" nie potrafią przeczytać raportu, który napisała brytyjska instytucja, po angielsku zresztą - odpowiedział rzecznik LOT-u na rewelacje angielskiej gazety.

ZOBACZ STANOWISKO LOT

Wieża, co mówicie?

Z opisu AAIB wynika, że najpierw na skutek błędu drugiego pilota zgasły przyrządy służące do określania pozycji, przez co obaj piloci musieli polegać na instrukcjach wieży. Jednak niewystarczająca znajomość j. angielskiego, zdaniem "The Times", jeszcze pogłębiła problem.

"Próbując wrócić na Heathrow, wielokrotnie nie wypełnili poleceń. Podczas ostatecznego schodzenia do lądowania Boeing zdawał się kierować na zły pas, co zmusiło kontrolera do nakazania innemu samolotowi opuszczenia tej okolicy" - pisze brytyjska gazeta.

W raporcie Brytyjskiego Wydziału Śledztw Lotniczych czytamy, że "załoga lotu LO 292 nie była w stanie adekwatnie opisać istoty i rozmiaru swego problemu", a "główny pilot, który porozumiewał się przez radio, nie potrafił zrozumieć niektórych poleceń".

O ile większość problemów w komunikacji radiotelefonicznej można wytłumaczyć przeciążeniem pracą i stresem pilotów, ten incydent pokazuje problemy, które mogą się pojawić przy braku zrozumienia między kontrolerami i załogą. konkluzja raportu Brytyjskiego Wydziału Śledztw Lotniczych

Jednak konkluzja zawarta w raporcie jest już znacznie łagodniejsza: "O ile większość problemów w komunikacji radiotelefonicznej można wytłumaczyć przeciążeniem pracą i stresem pilotów, ten incydent pokazuje problemy, które mogą się pojawić przy braku zrozumienia między kontrolerami i załogą".

Kiepsko z tym angielskim?

"The Times" powołuje się też na list wysłany przez polskie rządowe biuro ds. lotnictwa cywilnego do ICAO - Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego. Wskazuje on, że ""tylko 15 na 800 polskich pilotów latających na trasach międzynarodowych zdało egzamin potwierdzający biegłą znajomość angielskiego". Języka, który jest językiem oficjalnym w lotnictwie cywilnym.

"Angielski jest w lotnictwie językiem międzynarodowym, ale wiele państw nie dostosowało się do wyznaczonego przez ICAO nieprzekraczalnego terminu doprowadzenia pilotów do jego biegłej znajomości do marca tego roku. Polska wystąpiła do ICAO o zwolnienie z tego obowiązku do najpóźniejszej możliwej daty, czyli marca 2011 roku, po której piloci bez wymaganego poziomu znajomości języka mogą być objęci zakazem latania w międzynarodowej przestrzeni powietrznej" - donosi "The Times"

Jednak, przynajmniej w przypadku wspomnianego lotu można mieć wątpliwości, czy polska załoga nie znała języka angielskiego. Boeingiem 737 kierował bowiem 55-letni pilot, który w powietrzu spędził 15 tys. godzin. Trudno przypuszczać, by przy takim doświadczeniu wykazał się fundamentalną nieznajomością j. angielskiego.

Raport AAIB wskazuje raczej na problemy z komunikacją, a nie na problemy językowe.

Fachowcy: mogło być jeszcze gorzej

Poproszony o komentarz redaktor pisma "Flight International" David Learmount powiedział, że sytuacja mogłaby nie zakończyć się tak szczęśliwie, gdyby samolot lądował np. we Francji.

"Mogło być jeszcze gorzej, gdyby (polscy piloci) próbowali zrozumieć francuskiego kontrolera lotów mówiącego po angielsku (...) Dla wielu pilotów nauczenie się angielskiego jest dużo trudniejszym zadaniem niż opanowanie sztuki latania" - uważa Learmount.

Źródło: PAP, "The Times"