Ukraińscy sztabowcy obawiają się rosyjskich sił na Krymie, "zielonych ludzików" w Mołdawii i separatystów w Naddniestrzu. Rada Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony alarmuje, że Rosjanie koncentrują pancerną grupę uderzeniową przy granicy z obwodem chersońskim. Były minister obrony ostrzega zaś, że Rosja nie zrezygnuje łatwo z planu lądowego połączenia z Krymem.
Rosja utworzyła na terytorium Krymu uderzeniowe zgrupowanie złożone z czołgów, wozów bojowych piechoty i transporterów opancerzonych - twierdzą władze w Kijowie.
Według rzecznika Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Andrija Łysenki w ciągu kilku ostatnich tygodni na granicy z obwodem chersońskim skoncentrowano nie mniej niż 64 czołgi, około 100 wozów bojowych piechoty i transporterów opancerzonych, kilkadziesiąt wyrzutni rakietowych Grad, Huragan i Buk.
- Niedaleko od miejscowości Czernomorsk rozlokowano szpital polowy. Na Morzu Czarnym rozmieszczono siedem dużych okrętów desantowych Floty Czarnomorskiej i jeden z Floty Bałtyckiej - dodał Łysenko.
Tieniuch straszy nalotami
Były minister obrony Ukrainy ostrzega, że Rosja może jednak zdecydować się na szeroko zakrojoną ofensywę. W telewizji Kanał 5 Ihor Tieniuch powiedział, że anektowany Krym szczególnie mocno będzie potrzebował wsparcia gospodarczego zimą. Dlatego Kreml będzie robił wszystko, aby połączyć kontrolowany przez Rosjan Donbas z Krymem. Tieniuch nie wykluczył nawet nalotów rosyjskich samolotów na ukraińskie miasta.
- Powinniśmy realnie przygotowywać całe państwo i ludność na szeroko zakrojone militarne wtargnięcie Rosji. To nie znaczy, że wszyscy powinni iść na front, ale powinniśmy wyznaczyć w każdym mieście odpowiedzialnych za przygotowanie ludności na bombardowania. Połączyć całe zarządzanie w Sztabie Generalnym, który będzie odpowiadał za wszystkie działania. Daj Bóg, żeby ten rozejm się utrzymał, ale nie należy myśleć, że Putin zrezygnuje ze swoich planów - mówił były minister obrony.
Według niego Rosja już wydaje w Donbasie paszporty, żeby zrobić z regionu coś w rodzaju Abchazji. Ukraina, w jego opinii, powinna odpowiedzieć na to skutecznym przygotowaniem do regularnej inwazji rosyjskiej.
"Zielone ludziki" w Mołdawii
Rosja zamierza destabilizować sytuację na terytorium Mołdawii - twierdzi rzecznik RBNiO Andrij Łysenko.
Z oświadczeń byłego wiceministra spraw wewnętrznych Mołdawii G. Kosowana wynika, na terytorium mołdawskim są już tzw. zielone ludziki. Ci ludzie werbują młodzież, uczą ją metod dezinformacji, działania w ekstremalnych sytuacjach, używania broni strzeleckiej.
- Według Kosowana na południu Mołdawii zwerbowano już ponad 500 ludzi, którzy przeszli szkolenie w Rostowie nad Donem, Moskwie, Naddniestrzu - mówił Łysenko.
Zagrożenie z Naddniestrza
Tradycyjnie władze w Kiszyniowie najbardziej obawiają się separatystów naddniestrzańskich. Ci zaś zagrozić mogą, wsparci przez Rosję, także Ukrainie.
Kilka dni temu Jewgienij Szewczuk, przywódca nieuznawanej republiki Naddniestrza, mówił o możliwym zagrożeniu ze strony Ukrainy. Według niego, "nie można wykluczyć możliwości zmiany planów naszych potencjalnych przeciwników, zwłaszcza w warunkach gdy, na przykład, w Mołdawii są rozwijane plany bojowego szkolenia, ściąga się specjalistów znanego Sojuszu dla dodatkowego szkolenia mołdawskich sił zbrojnych".
Szewczuk powiedział, że "na pierwsze miejsce wysuwa się ryzyko związane z aktywizacją w sąsiednich państwach - w Mołdawii i na Ukrainie - nacjonalistycznych i wojennych formacji, a także faszyzujących organizacji".
"Prezydent Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawii" w związku z tym podkreślił, że przed strukturami siłowymi jego państwa stoją zadania podniesienia efektywności w wypadku wojskowych prowokacji na granicach Naddniestrza. - Jesteśmy pokojowym narodem, mamy pokojowe plany, ale przed wojskowymi stoją konkretne zadania. Jedno z podstawowych to w wypadku wojennej agresji zatrzymać potencjalnego agresora. Ponadto w wypadku rozwiniętej szeroko zakrojonej agresji zadać w krótkim czasie maksymalne straty potencjalnemu przeciwnikowi. Mamy ku temu siły i środki - podkreślał Szewczuk.
Region naszpikowany wojskiem
Napięcie w kwartecie Kiszyniów - Tyraspol - Kijów - Moskwa narasta od miesięcy. W ostatnich tygodniach wszystkie strony wymieniają się oskarżeniami. 4 sierpnia Rosja oskarżyła Mołdawię o próby destabilizacji regionu i wymuszenia ewakuacji oddziałów rosyjskich. Następnego dnia KGB Naddniestrza publicznie ostrzegło, że ma dane, iż prowokatorzy ukraińscy przebrani w mundury naddniestrzańskie mogą zaatakować ukraińskich pograniczników, żeby Kijów miał pretekst do inwazji. 5 sierpnia MSZ Mołdawii raz jeszcze wezwało Rosję do wycofania wojsk i broni z Naddniestrza.
W Naddniestrzu stacjonuje Operacyjna Grupa Rosyjskich Wojsk. Według oficjalnych informacji podawanych przez Moskwę grupa liczy ok. 1,5 tys. żołnierzy. Problem w tym, że takie liczby Moskwa i Tyraspol podają nieustannie od ponad 10 lat. W rzeczywistości żołnierzy może być 2-3 razy tyle, jeśli wziąć pod uwagę doniesienia, że od kwietnia przerzucane są tam posiłki.
W Naddniestrzu może też przebywać ok. 2,2 tys. Kozaków i różnej maści nacjonalistów rosyjskich. Podlegają rozkazom FSB. Wcześniej brali udział w operacji krymskiej, teraz są trzymani w odwodzie i raczej nie wysyła się ich do Donbasu.
Do tego dodać należy "wojsko" i siły bezpieczeństwa Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawskiej (PMR). To co najmniej 6 tys. ludzi, którym żołd płaci Rosja i, którzy dysponują ogromną ilością broni.
Autor: //gak / Źródło: Regnum, inforesist.org, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl