Prezydenci USA i Rosji, Barack Obama i Dmitrij Miedwiediew, potwierdzili swoje poparcie dla planu pokojowego dla Syrii, opracowanego przez specjalnego wysłannika ONZ i Ligi Arabskiej Kofiego Annana. Ma to być "ostatnia szansa dla Syrii", która pozwoliłaby uniknąć długiej i krwawej wojny domowej. Celem planu jest ustanowienie "prawowitych władz".
Do spotkania obu prezydentów doszło w Seulu na marginesie szczytu poświęconego bezpieczeństwu nuklearnemu. Była to najprawdopodobniej ostatnia bezpośrednia rozmowa tych przywódców przed odejściem Miedwiediewa i ponownym objęciem urzędu prezydenta Rosji przez Władimira Putina.
Pełne wsparcie
Mimo różnic w podejściu USA i Rosja wobec Syrii pod rządami prezydenta Baszara el-Asada, oba kraje porozumiały się co do "poparcia wysiłków Kofiego Annana na rzecz zakończenia rozlewu krwi w Syrii" - zaznaczył Obama. Sprecyzował przy tym, że ostatecznym celem tych działań jest powołanie "prawowitych władz" syryjskich.
Miedwiediew podkreślił w niedzielę, że plan opracowany przez Annana to "być może ostatnia szansa dla Syrii, by uniknąć krwawej, długotrwałej wojny domowej" i w związku z tym udzielił byłemu sekretarzowi generalnemu ONZ "pełnego wsparcia na każdym poziomie, tam gdzie będzie to możliwe".
Trudne negocjacje
Annan przebywał w weekend w Moskwie, a we wtorek będzie prowadzić rozmowy w Pekinie. Chce ocenić, w jakim stopniu Rosja i Chiny są skłonne wywierać presję na syryjski reżim w celu zakończenia konfliktu.
Rosja i Chiny zawetowały wcześniej dwa projekty rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ, potępiające przemoc w Syrii oraz wzywające prezydenta Asada do ustąpienia ze stanowiska.
Rewolta w Syrii przeciwko reżimowi Asada, inspirowana arabską wiosną, trwa od roku. Według szacunków ONZ w wyniku tłumienia antyprezydenckich wystąpień przez siły rządowe oraz starć z dezerterami z armii zginęło co najmniej 8 tys. ludzi. Opozycyjne Obserwatorium Praw Człowieka, z siedzibą w Londynie, mówi o co najmniej 9,1 tys. ofiar, w większości cywilów. Władze syryjskie o rewoltę oskarżają "terrorystów", którzy chcą podzielić kraj.
Źródło: PAP