Mimo burzliwych demonstracji na ulicach Bangkoku, nowy premier Tajlandii Abhisit Vejjajiva w końcu był w stanie wygłosić swoje inauguracyjne przemówienie. Słuchano go w budynku resortu spraw zagranicznych, bo parlament nadal blokuje tłum.
Kiedy wtorkowe przemówienie na żywo transmitowano w radiu i telewizji, kordon służb bezpieczeństwa zatrzymywał tłum, który na wieść o wystąpieniu Abhisita ruszył z parlamentu w kierunku MSZ-u.
Orędzia nowego szefa rządu oczekiwano w poniedziałek. Bez rezultatu. Tysiące działaczy opozycyjnych, którzy zebrali się przed budynkiem Zgromadzenia Narodowego, nie dopuścili jednak na miejsce ani premiera, ani deputowanych.
O politycznym paraliżu
W przemówieniu nowy szef tajlandzkiego rządu poruszył sprawę "konfliktów politycznych, paraliżujących scenę polityczną kraju i działania władz", ostrzegając przed skutkami takiej sytuacji dla gospodarki Tajlandii, w tym przede wszystkim dla turystyki. Dodał, iż jeśli wkrótce nie zostaną podjęte konkretne działania, kraj znajdzie się w okowach recesji.
- Obecne konflikty stanowią objaw słabości kraju, tym groźniejszej, iż następuje w czasach najgorszego od stu lat kryzysu w gospodarce światowej - mówił premier, którego przyszłość wciąż pozostaje niepewna.
Przeciwko każdemu rządowi
Dopiero co m.in. długie protesty doprowadziły do obalenia rządu Somchaia Wongsawata. Zaprzysiężonego 25 września premiera demonstranci oskarżali o bycie marionetką w rękach poprzedniego szefa rządu, a prywatnie swojego szwagra Thaksina Shinawatry. Kulminacją ówczesnych protestów było zajęcie w końcu listopada dwóch lotnisk w stolicy kraju Bangkoku. W zamieszkach zginęły dwie osoby, setki ludzi zostały ranne; ucierpiały tysiące zagranicznych turystów.
Teraz jednak protestują zwolennicy właśnie Thaksina. On sam został pozbawiony władzy w krwawym zamachu sprzed dwóch lat. Wrócił do Tajlandii w grudniu 2007 roku. Jednak na miejscu nie pozostał długo. W sierpniu opuścił Tajlandię, kiedy w odniesieniu do jego osoby pojawiły się oskarżenia o korupcję.
Źródło: Reuters