Ratownicy zlokalizowali wrak samolotu, który rozbił się w górach Antarktydy w środę. Istniały nadzieje na odnalezienie kogoś żywego, bowiem po katastrofie uruchomił się specjalny nadajnik ratunkowy. Maszyna ma być jednak tak rozbita, że pasażerowie nie mieli szans na przeżycie.
Samolot Twin Otter zaginął w minioną środę nad łańcuchem górskim Królowej Aleksandry. Na pokładzie było trzech Kanadyjczyków, którzy lecieli z bazy badawczej na Biegunie Południowym do bazy włoskiej w zatoce Terra Nova.
Po zaginięciu samolotu uruchomił się jego nadajnik ratunkowy, który przez satelity nadawał swoją przybliżoną pozycję. Sygnał pochodził właśnie z gór Królowej Aleksandry, które znajdują się w części Antarktydy nadzorowanej przez Nową Zelandię.
Ponieważ uruchomił się nadajnik, istniała nadzieja, że ktoś przeżył wypadek. Na pokładzie samolotu były specjalne stroje ratunkowe, namioty i zapasy wystarczające do przeżycia pięciu dni. Stan znalezionego przez samolot ratowniczy wraku ma jednak wskazywać na to, że nikt nie miał szans przeżyć katastrofy.
Ponieważ nad górami Królowej Aleksandry panują obecnie dobre warunki atmosferyczne, ratownicy mają próbować wylądować w pobliżu i dotrzeć do rozbitej maszyny, aby upewnić się co do losu załogi.
Autor: mk//gak / Źródło: CNN
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC-BY-SA) | Erik Charlton