|

Mafia is not dead. Chłopcy z ferajny wciąż tu są

W zamachu na Paula Castellano zginął także jego przyjaciel i szofer Thomas Bilotti
W zamachu na Paula Castellano zginął także jego przyjaciel i szofer Thomas Bilotti
Źródło: Thomas Monaster/NY Daily News Archive via Getty Images

"Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, istniało coś, co zwało się mafią*. Dawno, dawno temu…" - mówił w sądzie obrońca człowieka, podejrzanego o kierowanie jedną z pięciu największych przestępczych rodzin w Nowym Jorku. Wbrew temu, co próbował wmówić Amerykanom, współczesna mafia to nie bajka. Cosa Nostra wciąż tu jest. I ma się dobrze. Tylko zmądrzała, wróciła do korzeni i zaszyła się w cieniu. O jej istnieniu niespodziewanie przypomniało zabójstwo na nowojorskiej wyspie Staten Island. Jak się okazuje, dziś, tak jak dawniej, wszystkie mafijne drogi w Ameryce prowadzą do "miasta, które nigdy nie śpi".

Artykuł dostępny w subskrypcji

*W Ameryce słowo "mafia" nie oznacza po prostu zorganizowanej przestępczości. Odnosi się stricte do włoskich środowisk przestępczych. Określenie to pochodzi z języka włoskiego, choć jego etymologia nie jest do końca znana. 

"Franky Boy" był dyskretny. Potężny, ale niewidzialny. 

Miał dwie rodziny: Gambino w Ameryce i Inzerillo na Sycylii. Miejscowi gangsterzy na wyspie mawiali o nim: "jest wszystkim, co mamy tam" - w Nowym Jorku. Palermo było jego drugim domem.

Jedną z największych mafii w Stanach Zjednoczonych kierował bez rozgłosu, z ukrycia. Do czasu, gdy ciszę na nowojorskiej wyspie Staten Island przerwało dziesięć strzałów. Zupełnie niespodziewanie twarz i nazwisko domniemanego ojca chrzestnego Cosa Nostry trafiły na pierwsze strony gazet.

Śmierć przyniosła mu sławę, której nigdy nie pragnął.

Osieroceni

Widok na panoramę Manhattanu z wyspy Staten Island - najmniej zaludnionej dzielnicy Nowego Jorku - zapiera dech w piersiach. Szczególnie pięknie prezentuje się pod koniec dnia. Słońce chowa się wtedy za drapaczami chmur, majacząc pożegnalnie w szybach szklanych wież. Miasto najlepiej widać z położonego na wzniesieniu osiedla Todt Hill, najwyższego punktu w całej aglomeracji. Może to właśnie dlatego tę ekskluzywną i kameralną okolicę dawno temu upodobała sobie włoska mafia?

Widok na Manhattan z wyspy Staten Island
Widok na Manhattan z wyspy Staten Island
Źródło: Drew Angerer/Getty Images

To tam, przy Benedict Road 177, znajduje się majestatyczna biała willa, należąca niegdyś do Paula Castellano - jednego z najpotężniejszych nowojorskich mafiosów. W latach 70. "Big Paul" - wówczas boss rodziny Gambino - trzymał w garści niemal całe miasto. Nie przypadkiem Francis Ford Coppola wybrał tę okolicę na plan zdjęciowy swojej kultowej trylogii. Zaledwie parę przecznic dalej, na Longfellow Avenue 110, mieści się rezydencja słynnego filmowego Ojca Chrzestnego - Dona Corleone.

Jest chłodny środowy wieczór, 13 marca 2019 roku. Większość mieszkańców Staten Island wróciła już do swoich domów. Silniki niektórych samochodów, zaparkowanych na podjazdach, są jeszcze ciepłe. Przy jednej z posesji, obok krótko ostrzyżonego trawniku, stoi luksusowy SUV Cadillac Escalade.

O godzinie 21:17 na osiedlu Todt Hill rozlega się huk. Duży niebieski pick up uderza w tył ekskluzywnego wozu, strącając jego tablicę rejestracyjną. Sprawca kolizji wysiada z pojazdu, podnosi wygięty kawałek blachy i kieruje się w stronę wysokiego domu z czerwonej cegły. Zamontowana na budynku kamera monitoringu rejestruje jego twarz.

Mężczyzna naciska dzwonek. Białe drzwi rezydencji w stylu kolonialnym uchylają się. Wyłania się zza nich niewysoki brunet w średnim wieku, o wyraźnie włoskich rysach. Panowie ściskają sobie dłonie. Kierowca pick upa przekazuje właścicielowi wygiętą rejestrację. Nie wiadomo, o czym rozmawiają, gdyż monitoring nie nagrywa dźwięku. Z mowy ich ciała można jednak odnieść wrażenie, że widzą się nie po raz pierwszy. Nieproszony gość nagle wyciąga broń. Lufę pistoletu kaliber 9 mm kieruje w stronę właściciela uszkodzonego cadillaka. 

Spokojny wieczór w zacisznym sąsiedztwie przerywa seria strzałów. Sześć z dziesięciu kul trafia w klatkę piersiową śniadego mężczyzny. "Franky Boy" osuwa się na ziemię. W domu są jego żona i dzieci.

Ktoś wybiega na ulicę. Rozlega się rozpaczliwy krzyk: “papa! papa!”. 

Zabójca z piskiem opon odjeżdża z miejsca zbrodni.

Postrzelony mężczyzna umiera, leżąc na asfalcie, z twarzą pod kołem swojego sportowego wozu. Prawdopodobnie doczołgał się tam, próbując uchronić się przed kolejnym strzałem. Życie uchodzi z niego powoli, razem z krwią pulsującą z sześciu dziur w jego ciele. Nie umrze jednak na swoim podjeździe. Jego serce przestanie bić w pobliskim szpitalu.

53-latek osieroci największą mafijną rodzinę w Nowym Jorku. 

Frank Cali został zamordowany przed swoim swoim domem w części Staten Island zwanej Todt Hill
Frank Cali został zamordowany przed swoim swoim domem w części Staten Island zwanej Todt Hill
Źródło: Spencer Platt/Getty Images

Mafia is dead?

Morderstwo Francesco Caliego, w przestępczym świecie znanego jako "Franky Boy", wywołało sensację za Atlantykiem. Przez ponad trzydzieści lat w Ameryce nie zabito szefa żadnej z mafii. Ostatnim był Paul Castellano, zamordowany w grudniu 1985 roku. "Duży Paul" został zastrzelony przed restauracją Sparks Steak House w dzielnicy East Side na Manhattanie. Ogień do wysiadającego z samochodu bossa otworzyli członkowie jego własnej "rodziny". Zdjęcie podziurawionego kulami ciała przywódcy klanu Gambino obiegło media i przeszło do historii.

W ostatnich dekadach w nowojorskim podziemiu panował jednak względny spokój. Gangsterskie twarze coraz rzadziej pojawiały się na pierwszych stronach gazet. Cosa Nostra, z korzyścią dla swoich interesów, wracała do cienia. 13 marca 2019 roku dobra passa została przerwana.

Paul Castellano został zastrzelony przed restauracją Sparks Steak House na Manhattanie w grudniu 1985 roku, parę dni przed Bożym Narodzeniem
Paul Castellano został zastrzelony przed restauracją Sparks Steak House na Manhattanie w grudniu 1985 roku, parę dni przed Bożym Narodzeniem
Źródło: Bettmann/Contributor/Getty Images

Tamtego dnia w amerykańskiej prasie o mafii pisano z jeszcze jednego powodu. Kilka godzin przed zabójstwem "Franky Boya" w sądzie federalnym na Manhattanie zakończył się głośny proces dwóch mężczyzn oskarżanych o kierowanie jedną z najstarszych przestępczych rodzin w Nowym Jorku. Joseph Commerano Jr - według policji boss klanu Bonanno - i John "Porky" Zancochio - jego domniemana prawa ręka - zdołali przekonać przysięgłych, że mafia jaką znamy z filmów, od dawna nie istnieje. 

Adwokaci oskarżonych twierdzili, że powodem postawienia im zarzutów było stereotypowe wyobrażenie "mafiosy" jako gangstera z papierosem w ustach, o ciemnej urodzie i z wyraźnym włoskim akcentem. "Nasi klienci zostali niesłusznie sprofilowani jako przestępcy ze względu na swoje pochodzenie, które okazało się okolicznością obciążającą" - argumentowali prawnicy. Nietypowa strategia obrony okazała się skuteczna. Mężczyźni opuścili budynek sądu z podniesionymi głowami. Chwilę wcześniej usłyszeli wyrok: niewinni.

Ku nieszczęściu ludzi, którzy się z nim utożsamiają, słowo "mafia" znów trafiło na czołówki amerykańskich gazet. Czytając papierowe wydanie dziennika "The New York Times" następnego dnia, Amerykanie mogli odnieść wrażenie, że cofnęli się w czasie o dobre dziesięciolecia. Te dwie informacje podane na jednej stronie przywoływały na myśl epokę Ala Capone.

Papierowe wydanie dziennika "New York Times" z 14 marca 2019 r.
Papierowe wydanie dziennika "New York Times" z 14 marca 2019 r.
Źródło: momo/NYT

Szum wokół Cosa Nostry wyrwał z marazmu nie tylko media i opinię publiczną, ale także organy ścigania. Choć stróże prawa nigdy nie zapomnieli o przestępczym syndykacie, po atakach z 11 września 2001 roku skupili się bardziej na tropieniu mężczyzn w arafatkach niż tych w kapeluszach. Jak wynika ze statystyk FBI, po zamachu na World Trade Center liczebość policyjnych oddziałów zajmujących się walką z mafią zredukowano w Nowym Jorku z kilkuset do 20-30 osób.

- Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, istniało coś, co zwało się mafią. Dawno, dawno temu. Nie dziś - przekonywał w przemówieniu końcowym obrońca Josepha Commerano Jr.

Wbrew temu, co próbował wmówić Amerykanom, współczesna mafia to nie bajka. To rzeczywistość, która zaskakująco przypomina świat, jaki znamy z filmów Francisa Forda Coppoli czy Martina Scorsese.

"Nasza sprawa"

- Panie Buscetta, jak nazywa się organizacja, do której pan wstąpił? - zapytał prokurator Richard A. Martin, zwracając się do posępnego mężczyzny, siedzącego ze skrzyżowanymi rękami na miejscu dla świadków. Sala rozpraw Federalnego Sądu Okręgowego na Manhattanie pękała w szwach. Ławnicy i widzowie pochylili się do przodu, w napięciu oczekując na odpowiedź.

- Cosa Nostra, powszechnie znana jako "mafia" - odparł 57-letni Sycylijczyk. Wyjaśnił, że w języku włoskim "cosa nostra" oznacza "nasza sprawa, coś, co należy do nas". Dobrze zbudowany mężczyzna o średnim wzroście i gęstych, ciemnych włosach, miał na sobie niebieską marynarkę, błękitną koszulę i granatowy krawat. Ochrona nie odstępowała go na krok.

- Co musiał pan zrobić, panie Buscetta, by wstąpić do tej organizacji zwanej La Cosa Nostra? - dopytywał prokurator.

- Zostałem wezwany, otrzymałem zaproszenie - usłyszał w odpowiedzi. Na sali rozległ się chichot. Śmiech dobiegał także zza stołu obrony, znajdującego się zaledwie parę metrów od stanowiska dla świadków.

Buscetta opisał ze szczegółami proces "inicjacji". Jak zeznał, udał się na tajne spotkanie z czterema mężczyznami. Mafiosi nacięli nożem jego palec, wręczyli mu kartkę z wizerunkiem świętego i kazali wymazać ją we krwi. Gdy wykonał polecenie, podpalili obrazek. - Musiałem złożyć przysięgę, powiedzieć, że jeśli zdradzę organizację, moje ciało spłonie jak ten święty - wspominał Buscetta.

Zapoznano go także z "regulaminem", którego musiał bezwzględnie przestrzegać. - Miałem trzymać język za zębami, nie patrzeć na żony i kobiety innych mężczyzn, nie kraść, a przede wszystkim zawsze, kiedy zostanę wezwany, stawiać się pospiesznie, rzucając wszystko, co akurat robię - wymieniał świadek. Zapytany, co by się stało, gdyby złamał którąś z tych zasad, odparł bez namysłu: śmierć.

W tym momencie na sali sądowej odsłonięto duży slajd przedstawiający strukturę mafii. - Organizacja została podzielona na rodziny. Każda składa się z capo (szefa), sottocapo (podszefa), consigliere (doradcy) oraz capidecina (kapitanów) i soldari (żołnierzy) - tłumaczył Buscetta, objaśniając schemat przedstawiony przez prokuratora. - Gdziekolwiek działa Cosa Nostra, wszędzie wygląda tak samo - przekonywał Sycylijczyk. I dodał: - Mamy braci także po drugiej stronie oceanu.

Był 1984 rok. Tommaso Buscetta zeznawał przeciwko 22 oskarżonym w procesie zwanym "Pizza Connection". Zarzuty dotyczyły przemytu do Stanów Zjednoczonych heroiny o wartości 1,65 miliarda dolarów. Do handlu narkotykami mafia miała wykorzystywać sieć pizzerii. Buscetta był jednym z pierwszych tak wpływowych mafiosów, który złamał zmowę milczenia zwaną omerta, i zgodził się zeznawać przeciwko organizacji. Jako świadek koronny wyjawił tajemnice włosko-amerykańskiej mafii, które doprowadziły do ​​aresztowania setek podejrzanych o członkostwo w Cosa Nostrze. To był dla niej potężny cios.

Zanim jednak amerykański wymiar sprawiedliwości wyszedł na prowadzenie w wojnie z przestępczym syndykatem, przez długi czas pozostawał bezsilny wobec organizacji, która w pewnym momencie trzymała w garści niemal cały Nowy Jork. Miasto nie bez powodu zwane mafijną stolicą Ameryki. To właśnie tam, ponad sto lat temu, w ubogich włoskich gettach, zaczęły powstawać zalążki Cosa Nostry.

Pod koniec XIX wieku Stany Zjednoczone zalała fala włoskich imigrantów, pchanych ku ich wybrzeżom wizją amerykańskiego snu. Zachęceni obietnicą, którą Ameryka składała przybyszom z całego świata, liczyli, że stanie się ona ich ziemią obiecaną. Przybysze z południa Europy szczególnie upodobali sobie "miasto, które nigdy nie śpi". Osiedlali się głównie w Harlemie, na Brooklynie oraz w dzielnicy Lower East Side. Wraz z nimi do Ameryki zaczęły przenikać struktury włoskiego półświatka z Neapolu, Kalabrii oraz mafijnej ojczyzny świata - Sycylii.

Na początku lat 30. ubiegłego wieku zakończyła się krwawa wojna pomiędzy włoskimi organizacjami przestępczymi o kontrolę nad podziemnym światem Nowego Jorku. Pięć mafijnych rodzin, które wyszły z niej zwycięsko, podzieliło miasto między sobą. By zachować pokój na ulicach Wielkiego Jabłka, przywódcy pięciu sycylijskich klanów: Bonanno, Colombo, Genovese, Lucchese i Gambino powołali tak zwaną Komisję Sydykatu, która miała rozstrzygać spory między nimi.

Z biegiem lat Cosa Nostra rosła w siłę. W latach 70. Nowy Jork jawił się jako miasto bezprawia, do szpiku przesiąknięte przemocą. Pięć nietykalnych mafijnych rodzin sprawowało tam bezwzględną władzę. Tradycyjna przestępcza działalność, taka jak napady na banki, haracze, lichwiarstwo, sutenerstwo, czy handel narkotykami, stanowiła tylko część dochodów organizacji. Mafia zrozumiała bowiem, że chcąc zarobić prawdziwe pieniądze, musi wyjść z podziemia. Zdominowała więc wartą miliardy dolarów nowojorską branżę budowlaną, podporządkowała sobie większość związków zawodowych i zadomowiła się na Wall Street. Organy ścigania były bezsilne. Policja co jakiś czas wsadzała za kratki podrzędnych gangsterów, jednak bez większego uszczerbku dla świetnie zorganizowanej przestępczości. Ci, którzy wydawali rozkazy, pozostawali bezkarni.

Cosa Nostra - mafia Sycylii
Cosa Nostra - mafia Sycylii
Źródło: PAP, tvn24.pl

Wojna

Sfrustrowane FBI postanowiło wreszcie wziąć sprawy w swojej ręce i w połowie lat 80. wypowiedziało mafii otwartą wojnę. Na czele ofensywy przeciwko Cosa Nostrze stanął młody i ambitny prokurator generalny Nowego Jorku Rudy Giuliani. Głównym orężem stróży prawa w tej walce stała się Ustawa Antykorupcyjna przeciw Przestępczości Zorganizowanej (w skrócie RICO). Dzięki niej policja mogła skupić się na mafii jako organizacji, a nie na poszczególnych przestępcach. RICO pozwalała bowiem powiązać "żołnierzy", wykonujących brudną robotę, z ich szefami, wydającymi rozkazy. Po latach porażek władze wreszcie zrozumiały, że aby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, muszą ścigać mafiosów nie jako jednostki, ale jako korporację.

Tym razem FBI nie brało jeńców. Podczas bezprecedensowej i niezwykle ryzykownej operacji agentom federalnym udało się założyć podsłuchy przywódcom Pięciu Rodzin. Dzięki zebranym w ten sposób dowodom, a także zeznaniom wspomnianego wcześniej Tommaso Buscetty, aresztowano całą nowojorską Komisję: Paula "Big Pauliego" Castellano z rodziny Gambino, Phila "Rusty'ego" Rastellego z rodziny Bonanno, reprezentującego rodzinę Genovese Anthony'ego "Grubego Tony'ego" Salerno, Tony'ego "Tony Ducks" Coralla z klanu Lucchese oraz Gennaro "Gerry'ego Langa" Langellę, stojącego na czele rodziny Colombo. Była to jedna z największych tego typu operacji w historii FBI.

Wszyscy ojcowie chrzestni zostali skazani na 100 lat więzienia. Na ławie oskarżonych zabrakło jedynie "Dużego Paula". Kilka miesięcy przed rozpoczęciem procesu przywódca rodziny Gambino został podziurawiony kulami przez trzech mężczyzn w prochowcach i kapeluszach. Zabójstwo w klasycznym, iście mafijnym stylu zlecił podległy mu kapitan John Gotti, który wkrótce przejął stery w rodzinie.

John Gotti stanął na czele rodziny Gambino po zabójstwie poprzedniego szefa klanu Paula Castellano, które sam zlecił
John Gotti stanął na czele rodziny Gambino po zabójstwie poprzedniego szefa klanu Paula Castellano, które sam zlecił
Źródło: Bettmann/Contributor/Getty Images

"Teflonowy Don" - jak go nazywano z uwagi na ekstrawaganckie stroje - wywołał wielki szum wokół organizacji, jeszcze zanim oficjalnie przejął nad nią władzę. Gotti - twardziel w teflonowej koszuli i jedwabnym krawacie - kochał rozgłos i ludzi z kamerami. Był nawet bardziej popularny niż Al Capone w latach 20. Jednak interesowała się nim nie tylko opinia publiczna. Zwrócił na siebie uwagę policji w stopniu dotąd niespotykanym. Jego popularność okazała się zgubna zarówno dla niego, jak i dla organizacji. W 1992 roku Gotti trafił za kratki, a rodzina Gambino na długi czas pogrążyła się w kryzysie.

Rozgłos wokół mafii okazał się jej przekleństwem. Los Cosa Nostry odmienił dopiero powrót do korzeni. Dawną świetność zaczęła odzyskiwać, gdy kontrolę nad organizacją przejęła frakcja sycylijska zwana "Mafią z Cherry Hills". Tym sposobem na czele rodziny Gambino stanął jeden z jej członków - młody, ale piekielnie zdolny mafioso znany jako "Franky Boy".

"Dyskrecja to klucz do sukcesu. Jeśli mafia we Włoszech odkryje, że zacząłeś gadać, zabije ciebie, twoją żonę, twoje dzieci i twoich bliskich. Dlatego właśnie we Włoszech nie ma informatorów. Żadnych świadków koronnych" - wyjaśnił były agent FBI Philip P. Scala w rozmowie z magazynem GQ. "Dzisiejsza mafia wraca do starych metod" - dodał.

Ambasador

Francesco Paolo Augusto Cali - bo tak brzmi jego pełne imię - przyszedł na świat 26 marca 1965 roku, gdy rodzina Gambino przeżywała swój “złoty wiek”. Choć urodził się na nowojorskim Brooklynie, kluczową rolę w jego życiu - zarówno prywatnym, jak i “zawodowym” - odegra włoskie pochodzenie. Jego sycylijskie korzenie stały się łącznikiem między przestępczymi światami po obu stronach Atlantyku.

Ojciec Caliego - Augusto Cesare - był rodowitym Sycylijczykiem z Palermo. Na wyspie prowadził sklep ze sprzętem elektronicznym. W poszukiwaniu większych pieniędzy udał się za ocean z żoną Agatą. Między Brooklynem a Cherry Hill - siedliskiem sycylijskich gangsterów - otworzyli sklep z kasetami wideo.

Choć jego ojciec był uczciwym człowiekiem, w żyłach Franca płynęła mafijna krew. Był bratankiem gangstera Johna Gambino oraz mafiosów z klanu Bonanno - Giovanniego i Vita Bonventre. Przełom w życiu Caliego nastąpił, gdy spotkał na swojej drodze mężczyznę o imieniu Jackie D’Amico. Znajomość z prawą ręką Johna Gottiego - ówczesnego szefa rodziny Gambino - okazała się dla niego przepustką do przestępczego podziemia. Miał dryg do robienia pieniędzy i krótki język, czym zyskał sobie szacunek w półświatku. W 1997 roku został oficjalnie wciągnięty do rodziny Gambino. 18 lat później stanął na jej czele.

Frank Cali został aresztowany w 2008 roku w wyniku operacji pod kryptonimem "Old Bridge"
Frank Cali został aresztowany w 2008 roku w wyniku operacji pod kryptonimem "Old Bridge"
Źródło: gan-Chin, Debbie/NY Daily News/Getty Images

Cali nigdy nie zapomniał, skąd pochodzi. Od początków swojej przestępczej kariery utrzymywał bliskie stosunki z mafią w ojczyźnie jego ojca. Poślubił nawet Rosario Inzerillo z niegdyś potężnego w Palermo przestępczego klanu. Sycylijczycy uważali go za swojego człowieka w Nowym Jorku. Przyjmował ich podczas wizyt w Ameryce i osobiście nadzorował transport narkotyków przez Atlantyk. Mawiano o nim, że jest amerykańskim ambasadorem Cosa Nostry w Palermo.

Cali nauczył się jednego od Sycylijczyków: im mniej o tobie mówią i wiedzą, tym lepiej. W ręce policji wpadł tylko raz. W 2008 roku jeden z jego ludzi zaczął sypać, by uniknąć więzienia. W wyniku operacji pod kryptonimem "Old Bridge" aresztowano wówczas ponad 60 czołowych mafiosów, w tym Franka Caliego. Postawione im zarzuty dotyczyły m.in. wymuszeń i przemytu narkotyków. To był silny cios dla organizacji. Ale rodzina szybko podniosła się z porażki. Cali trafił za kratki, otrzymał jednak łagodny wyrok. Brakowało dowodów, by pogrążyć go na dobre. Kurz wkrótce opadł, a niespełna dwa lata później "Franky Boy" znów był na wolności. Od tamtej pory słuch po nim zaginął.

Do czasu, aż jego zabójca pociągnął za spust.

Amatorska robota

Francesco Cali został zastrzelony sześć miesięcy po tym, jak więzienie po ponad 20 latach opuścił Gene Gotti, brat "Teflonowego Dona". Policja była przekonana, że po wyjściu na wolność będzie pragnął przejąć kierownictwo nad rodziną Gambino. Po zabójstwie "Franky Boya" naturalnie pojawiły się więc spekulacje, że była to "bratobójcza" zbrodnia. Teza, zgodnie z którą padł on ofiarą wewnętrznej walki o władzę, wydawała się prawdopodobna.

- To bardzo znaczące wydarzenie, które dowodzi, że włosko-amerykańska mafia jest wciąż aktywna - komentował w rozmowie z BBC profesor kryminologii z Uniwersytety Oksfordzkiego, Federico Valese.

Coś jednak nie zgadzało się w tej kryminalnej układance. Zamach na życie "Franky Boya" nie wyglądał na typową mafijną egzekucję. Gdy zabija Cosa Nostra, zwykle robi to z dala od domu swojej ofiary - przed restauracją, barem, fryzjerem. Egzekucji dokonuje z reguły grupa dobrze wyszkolonych ludzi przy użyciu broni i pojazdów, których nie da się namierzyć. Podjeżdżają do celu, oddają serię strzałów i natychmiast znikają z miejsca zbrodni, nie zostawiając śladów, choć czasem zostawiając wiadomość.

Zabójstwa Franca Caliego dokonano tymczasem w iście amatorskim stylu. Kamera monitoringu na jego domu nagrała nie tylko numery rejestracyjne niebieskiego pick upa. Zarejestrowała także twarz samego zabójcy, który na dodatek zostawił odciski palców na miejscu zbrodni. Namierzenie sprawcy nie zajęło policji zbyt wiele czasu. Trzy dni później podano informację o zatrzymaniu podejrzanego.

Był nim 24-letni wówczas Antony Comello.

Zabójca

- Młody, mało ambitny. Czasem agresywny, chociaż z reguły uprzejmy i pomocny. Gdy Nowy Jork nawiedzały śnieżyce, zawsze chętnie odśnieżał podjazdy sąsiadów, do czego wykorzystywał swojego niebieskiego pick upa - tak opisywali go znajomi, do których dotarli dziennikarze "New York Timesa". Po ukończeniu w 2012 roku szkoły średniej w Tottenville, Comello nie poszedł na studia. Nie bardzo wiedział, co ze sobą począć, z trudem stawiając czoła wyzwaniom dorosłości. Jego rówieśnicy kontynuowali edukację, podejmowali pracę, zakładali rodziny. On, wciąż na garnuszku u rodziców, pogrążał się w narkotykowym nałogu, w który popadł jeszcze jako nastolatek. Był uzależniony od oksykodonu - silnego opioidowego leku przeciwbólowego, pochodnej kodeiny. Nałogowo palił także papierosy. Zawsze miał przy sobie paczkę czerwonych Marlboro.

Mieszkał z rodzicami w Eltingville na Staten Island. Nowojorska wyspa słynie ze swojej mafijnej historii. Nikt z sąsiadów państwa Comello nie podejrzewał jednak, że na jej kartach zapisze się nieudolny Anthony. W ich oczach nie był kimś, kto mógłby pewnego dnia "sprzątnąć" jednego z najpotężniejszych mafiosów w Nowym Jorku.

Zabójca "Franky Boya" nie miał na koncie poważniejszych problemów z prawem. Przynajmniej do czasu, gdy pociągnął za spust na Todt Hill. Podczas wstępnych przesłuchań po aresztowaniu Comello jego rodzina i przyjaciele zeznali jednak, że w ostatnim czasie zachowanie mężczyzny zaczęło się zmieniać.

Według informacji opublikowanych przez dziennik "New York Times" w lutym 2019 roku 24-latek wtargnął do budynku sądu federalnego i oświadczył, że chce dokonać obywatelskiego zatrzymania prominentnych polityków Partii Demokratycznej. Jednym z nich była spikerka Izby Reprezentantów Nancy Pelosi. Następnego dnia mężczyzna pojawił się w rezydencji burmistrza Nowego Jorku. Tym razem domagał się aresztowania kongresmenki Maxine Waters i kongresmena Adama Schiffa.

Nieco światła na podejrzane zachowanie mężczyzny rzuciła dopiero pierwsza rozprawa w procesie o zabójstwo Francesco Caliego. Wchodząc na salę sądową w New Jersey, Comello uniósł skutą kajdankami otwartą dłoń. Była cała pomazana długopisem. Na samym jej środku widniała wielka litera Q. Obok znajdowały się napisy "MAGA forever" (Make America Great Again - hasło wyborcze Donalda Trumpa z 2016 roku) oraz "Patriots in Charge" (Patrioci u władzy). Hasła wypisane na dłoni 24-latka nawiązywały do teorii spiskowej, w której główną rolę odgrywa były prezydent Stanów Zjednoczonych.

Litera Q wypisana na dłoni Comello
Litera Q wypisana na dłoni Comello
Źródło: AP/Associated Press/East News

Jej wyznawcy twierdzą, że poza naszym wzrokiem trwa wojna między środowiskiem Trumpa a tajemniczą ogólnoświatową grupą przestępczą, korumpującą i podporządkowującą sobie instytucje państwowe w USA oraz w innych państwach świata. Jej częścią ma być polityczny establishment, a przede wszystkim członkowie Partii Demokratycznej, w tym Hilary Clinton i Barack Obama. Według tej ekscentrycznej teorii Donald Trump miał ocalić Amerykę i świat przed spiskiem mrocznych sił.

Czy zabójstwo Franca Caliego było zatem elementem walki z przestępczym podziemiem, próbującym przejąć władzę nad światem? Brzmi jak motyw wariata. Możliwe, że właśnie tak miało być. Adwokat Comello postanowił wykorzystać dziwne zainteresowania swojego klienta jako strategię obrony. Mówił o mowie nienawiści obecnej na prawicowych forach. - Słowa mają moc - przekonywał. Mogą omamić człowieka. Nie można jednak wykluczyć, że zachowanie Comello na sali sądowej było jedynie skrupulatnie wyreżyserowanym spektaklem.

On głęboko wierzył, że Francesco Cali, szef rodziny przestępczej Gambino, był prominentnym członkiem państwa w państwie (ang. deep state), a zatem uznał, że powinien dokonać wobec niego obywatelskiego zatrzymania.
Prawnik Anthony'ego Comello, Robert C. Gottlieb

Policja początkowo badała wersję, według której Comello łączyła romantyczna relacja z krewną Franka Caliego. Podczas jednego z pierwszych przesłuchań mężczyzna miał powiedzieć śledczym, że mafiosi kazali mu trzymać się z dala od młodej kobiety z jego rodziny - rzekomo bratanicy gangstera.

Chaotyczne i często sprzeczne zeznania Comello, który usłyszał zarzut zabójstwa drugiego stopnia, skłoniły sąd do poddania go badaniom psychiatrycznym. W czerwcu 2020 roku biegli uznali oskarżonego wstępnie za niepoczytalnego, co oznacza, że nie rozumie stawianych mu zarzutów. Sędzia William E. Garnett zdecydował wówczas o wysłaniu Comello do ośrodka medycznego w celu dalszej oceny stanu jego zdrowia psychicznego. Tym samym proces został zawieszony. Oskarżony miał pojawić się w sądzie ponownie latem tego roku, w celu aktualizacji jego statusu.

Bez względu na motywy, jakie kierowały mordercą "Franky Boya", jedno jest pewne: wyrok, którego powinien obawiać się najbardziej, nie zapadnie na sali sądowej. Nawet za więziennymi kratami, pod bacznym okiem strażników, nie będzie mógł czuć się bezpiecznie.

Bo mafia nie przebacza.

Powrót do korzeni

"Gdy tylko zabójca Franca Caliego znajdzie się pośród ludzi, zobaczycie, jak budzi się śpiący olbrzym. Zobaczycie, że mafia w Stanach Zjednoczonych wciąż istnieje" - przewiduje w rozmowie z magazynem GQ John Alite, były mafioso i bliski współpracownik rodziny Gambino.

Jak przekonuje, Cosa Nostra nigdy nie zniknęła z krajobrazu Nowego Jorku. Powróciła jedynie do swoich sycylijskich metod i zaszyła się w podziemiu. Jej macki wciąż kontrolują Wall Street, branżę budowlaną i stoczniową, bukmacherkę i przemysł spożywczy. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Ale mafia zmądrzała. Ucichła. Za spust pociąga tylko wtedy, gdy musi. Mniej zabójstw to mniej uwagi ze strony organów ścigania.

"Jeśli chcesz utrzymać strukturę, nie możesz pozwolić na pewne rzeczy. Nie zabijasz prokuratorów, nie zabijasz policjantów, nie zabijasz dziennikarzy. Nie zabijasz kobiet. Mafia jest jak budynek. Gdy beton zaczyna się kruszyć, z czasem konstrukcja się wali. Czy mafia próbuje odbudować się na nowo? O tak" - twierdzi Alite.

Odbudowuje także kontakty w ojczyźnie swoich ojców. Jak wynika z ustaleń włoskich śledczych, relacje nowojorskich i sycylijskich chłopców z ferajny są dziś lepsze niż kiedykolwiek. Na początku lipca policja zatrzymała na wyspie 11 członków miejscowej mafii (z klanu Torretta) podejrzewanych o ścisłą współpracę z rodziną Gambino w Nowym Jorku. - Ich związek jest bardzo żywy - nowojorska mafia szczyci się swoimi sycylijskimi korzeniami, jednocześnie bliskie stosunki z Ameryką są mocną stroną Sycylijczyków - oznajmił niedawno na konferencji prasowej generał Arturo Guarino, dowódca żandarmerii w Palermo.

Czytaj także: