- Silniki i światła nagle wyłączyły się. To nas trochę wystraszyło, ale nikt nas o niczym nie ostrzegł. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje - powiedział jeden z ocalałych z katastrofy samolotu wiozącego brazylijską drużynę piłkarską. Według niego, załoga w ogóle nie kazała pasażerom przygotować się na awaryjne lądowanie. Nie współgra to z twierdzeniami ocalałych członków załogi, którzy przeżyli katastrofę 28 listopada.
Według Rafaela Henzela, 43-letniego dziennikarza podróżującego razem z drużyną piłkarską Chapecoense na mecz w Kolumbii, rozbicie się samolotu było całkowitym zaskoczeniem dla pasażerów. - Nikt nam nie powiedział, że powinniśmy zapiąć pasy - powiedział w rozmowie z brazylijską telewizją Fantastico TV.
Bez żadnego ostrzeżenia
Według dziennikarza załoga nic nie mówiła o groźnej sytuacji. - Za każdym razem gdy pytaliśmy o to, kiedy dolecimy, odpowiadali nam "za dziesięć minut" - twierdzi Hanzel. Pierwszym i ostatnim ostrzeżeniem miało być to, że nagle zgasły światła i ustał huk silników. - To nas trochę wystraszyło, ale nikt nas o niczym nie ostrzegł. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje - mówił telewizji.
W ciemnościach pasażerowie mieli szybko wrócić na swoje miejsca i oczekiwać rozwoju wypadków. Henzel siedział w przedostatnim rzędzie pomiędzy dwoma innymi dziennikarzami. Uderzenie w drzewa i zbocza gór na południe od kolumbijskiego miasta Magdalena było absolutnym zaskoczeniem. Kiedy się ocknął, szybko zorientował się, że siedzący obok niego koledzy zginęli na miejscu. Określił to jako "najcięższy" moment.
Hanzela znaleziono jako przedostatniego z sześciu ocalałych. Miał siedem złamanych żeber i nie mógł się ruszać. Udało mi się wołaniem zwrócić uwagę ratowników przeszukujących wrakowisko. Było kompletnie ciemno, padał silny deszcz i widział tylko ich latarki omiatające szczątki.
Mogło zabraknąć paliwa
Relacja dziennikarza rzuca nowe światło na wydarzenia w ostatnich sekundach lotu. Dotychczas z mediami rozmawiała dwójka członków boliwijskiej załogi samolotu, stewardessa i inżynier pokładowy. Ten drugi mówił, że spodziewając się nadchodzącej katastrofy przyjął pozycję embrionalną i w ten sposób uchronił się przed poważniejszymi obrażeniami. Twierdził też, że tuż przed upadkiem niektórzy pasażerowie w panice wstawali ze swoich miejsc i krzyczeli.
Stewardessa stwierdziła jedynie, że pamięta tylko fakt, iż niedługo przed katastrofą wyłączyła się cała elektryka w kabinie i zgasły światła.
Według wstępnych ustaleń śledztwa w wynajętym samolocie wiozącym piłkarzy zabrakło paliwa. Maszyna BAe 146 leciała na krawędzi swojego zasięgu, lub wręcz przekraczając ją. Niedługo przed rozbiciem się załoga prosiła o priorytetowe lądowanie, jednak nie zdołała dolecieć do lotniska. W ramach śledztwa zawieszono licencję małej prywatnej linii Lamia, do której należał samolot.
Autor: mk\mtom / Źródło: BBC News, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Policía Nacional de los colombianos