Chociaż amerykańskie plany umieszczenia w Europie tarczy antyrakietowej zostały zawieszone, próby nowej technologii nadal trwają w Stanach Zjednoczonych. Nie zawsze z pozytywnym skutkiem.
Z komunikatu Agencji Obrony Rakietowej Departamentu Stanu USA wynika, że najnowsza, nieudana próba miała miejsce w niedzielę.
Najpierw wszystko szło po myśli wojskowych. Z bazy na Wyspach Marshalla oddalonej o 7 tys. km od wybrzeża USA z sukcesem wystartowała rakieta-cel. Sześć minut później z bazy Vanderberg w Kalifornii wystartował pocisk przechwytujący GBI (Ground-Based Interceptor).
Na tym jednak dobre wiadomości się skończyły - pocisk przechwytujący nie trafił w cel. Według komunikatu Agencji zawiódł radar pasma X pływający po Pacyfiku.
Jak zapowiada Agencja, nadzorcy programu sprawdzą teraz, co dokładnie zawiodło.
Nieznana liczba prób i błędów
Niedzielna próba nie była pierwszą nieudaną w historii testów amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Chociaż dokładne dane co do liczby testowych porażek nie są precyzyjne, z pewnością w ciągu niemal dziesięciu lat prób doszło do nich co najmniej kilkunastokrotnie.
Z drugiej strony nie jest również znana liczba udanych prób. Niemniej jest ona szacowana mniej więcej w tym samym przedziale liczbowym, co porażki.
Jak działa tarcza?
Gdy wroga rakieta startuje np. z Korei Północnej – cały jej lot do USA trwa ok. 25 minut. W początkowej fazie wznoszenia rakieta zostaje wykryta przez satelitę wczesnego ostrzegania oraz systemy ostrzegania zainstalowane na okrętach. Przez cały czas lotu śledzona jest przez stacje radarowe oraz satelitę.
W środkowej fazie lotu rakieta balistyczna rozdziela się na głowice i atrapy. Radiolokator znajdujący się w np. w Czechach, który steruje ogniem namierza rakietę. Z bazy z pociskami przechwytującymi wystrzelony zostaje w kierunku rakiety pocisk przechwytujący. Następuje zniszczenie wrogiej rakiety.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: mda.mil, navy.mil