Demokracja nie dla Afganistanu? - taki pogląd reprezentuje niemiecki minister obrony, cytowany przez niemiecką gazetę "Bild am Sonntag".
Wszystko w cieniu niegasnącej w Niemczech dyskusji o wrześniowym bombardowaniu, zleconym przez ówczesnego szefa Bundeswehry. W ataku z powietrza koło afgańskiego Kunduzu zginęło wtedy ponad 100 osób, a niedługo potem w Niemczech posypały się głowy.
Wyszło na jaw, że resort obrony zataił raport żandarmerii wojskowej mówiący o ofiarach cywilnych oraz niewystarczającym rozpoznaniu. Do dymisji podali się generalny inspektor Bundeswehry Wolfgang Schneiderhan, wiceminister obrony Peter Wichert, a następnie minister pracy Franz Josef Jung, który w poprzednim rządzie kierował resortem obrony.
Chodzi o "historię i przeszłość"
Dostało się też nowemu ministrowi obrony Karlowi-Theodorowi zu Guttenbergowi za to, że prawdopodobnie przemilczał prawdziwy cel bombardowania.
W sobotę "Bild am Sontag" cytuje Guttenberga: - Doszedłem do przekonania, że Afganistan, z powodu jego historii i przeszłości nie nadaje się obecnie do tego, by być modelową demokracją według naszych standardów.
Niemcy nie chcą interwencji
Około 4400 żołnierzy niemieckich bierze udział w dowodzonej przez NATO międzynarodowej interwencji zbrojnej w Afganistanie. USA oczekują od swoich sojuszników z NATO dostarczenia na potrzeby wojny co najmniej 5 tys. dodatkowych żołnierzy.
Jak pokazują sondaże, opinia publiczna w Niemczech sprzeciwia się obecności wojsk niemieckich w Afganistanie i opowiada się za ich wycofaniem stamtąd w ciągu najbliższych kilku lat.
Źródło: PAP, lex.pl
Źródło zdjęcia głównego: Arch. TVN24