Dwaj Polacy pracujący sezonowo w Brandenburgii, którzy zostali porwani, związani i pobici przez grupę Niemców, wczoraj kontaktowali się z polską ambasadą w Berlinie. Polacy chcieli dowiedzieć się czy mogą liczyć na odszkodowanie i skorzystać z pomocy prawnej. Za zajście we wsi Kremmen przeprosiły lokalne władze.
Mieszkańcy wsi Kremmen wzięli obcokrajowców za sprawców włamania do jednego z domów i postanowili ich "zatrzymać".
Zaangażowane urzędy
Jak poinformowano nas w Wydziale Konsularnym ambasady, przeciwko ujętym sprawcom samosądu policja prowadzi postępowanie.
- Polacy kontaktowali się z nami wczoraj, chcieli się dowiedzieć czy należy im się odszkodowanie, poruszali takie kwestie - poinformował nas urzędnik ambasady, z którym rozmawialiśmy telefonicznie.
Dodał, że Polacy "doznali pewnego uszczerbku w związku z pobiciem, ale ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo".
Niemieckie "przepraszam"
Za atak na Polaków przeprosili przedstawiciele niemieckich władz lokalnych. Szef MSW Brandenburgii Dietmar Woidke odniósł się do sprawy podczas polsko-niemieckiej konferencji w Słubicach. - Chciałbym w imieniu kraju związkowego Brandenburgia bardzo przeprosić naszych polskich przyjaciół, naród polski oraz pana, panie ambasadorze, za to zajście - powiedział Woidke podczas konferencji w Słubicach poświęconej kwestiom bezpieczeństwa i zwalczania przestępczości przy granicy polsko-niemieckiej. W obradach uczestniczył ambasador RP Jerzy Margański. - Traktujemy tę sprawę bardzo poważnie - zapewnił natomiast rzecznik brandenburskiego MSW Ingo Decker. Określił zajście mianem "samosądu, naruszającego porządek prawny w Brandenburgii i szkodzącego stosunkom polsko-niemieckim".
Incydent
Cały nieprzyjemny dla Polaków incydent rozpoczął się od tego, że we wtorek przed południem w Kremmen doszło do próby włamania do jednego z domów. Włamywaczy przepłoszyła gospodyni, która zobaczyła tylko, jak trzy osoby uciekają do pobliskiego lasu. Zdążyła zobaczyć ich twarze i zaalarmowała policję.
Niedługo później funkcjonariusze natknęli się na pobliskim polu na czterech Polaków pracujących przy zbiorze szparagów, którzy "mgliście odpowiadali rysopisowi podanemu przez kobietę". Szybko okazało się jednak, że to nie ich widziała gospodyni i zostali zwolnieni. Dalsze poszukiwania nie dały rezultatu.
Wieczorem sprawy w swoje ręce wzięli mieszkańcy wsi. Sąsiad kobiety zauważył trzech nieznanych mu mężczyzn idących drogą. Skrzyknął więc kilku innych mieszkańców i razem ruszyli na trójkę, przekonani, że są to poszukiwani włamywacze.
Wiejski samosąd
Idący drogą mężczyźni byli Polakami - niemieckie media nie podają, czy byli to ci sami, których wcześniej już zatrzymano. Widząc zbliżającą się grupę wyraźnie wzburzonych Niemców, próbowali uciekać, ale udało się to tylko jednemu. Dwóch pozostałych zostało złapanych, pobitych i wepchniętych do samochodu, którym przewieziono ich do jednego z gospodarstw. Tam zostali na dodatek związani i przytroczeni do palet. Dopiero wtedy Niemcy zadzwonili po policję.
Wezwana na miejsce niedoszła ofiara włamania szybko stwierdziła, że to nie zatrzymani Polacy próbowali ją okraść. Także przybyli na miejsce policjanci potwierdzili, że "pojmani" nie mają nic wspólnego z przestępstwem. Polaków przewieziono na pogotowie, gdzie zostali opatrzeni.
Mieszkańcy wioski tłumaczą się, że nie popełnili samosądu, ale po prostu chcieli doprowadzić trójkę do właścicielki napadniętego domu. Polacy złożyli doniesienie o przestępstwie. Wszczęto śledztwo w sprawie niebezpiecznego uszkodzenia ciała i bezprawnego pozbawienia wolności.
Autor: mk,mn//bgr,tr/kdj / Źródło: Deustche Welle, tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY SA) | AnRo0002