Wiedli normalne życie. Nie mieściło im się w głowie, że czeka ich wojna i będą musieli uciekać z domów, pozostawiając cały dobytek. - Wszystko legło w gruzach: praca, marzenia, życie - mówią reporterowi TVN24 uchodźcy z Donbasu, ci, którzy schronili się w Kramatorsku.
- Pracy nie ma, a mąż jest na terytorium pod okupacją. Dlatego przyjmuję każdą pomoc od ludzi – mówi uciekinierka, z którą udało się porozmawiać specjalnemu wysłannikowi TVN24 Tomaszowi Kanikowi.
"Musieliśmy uciekać"
- Wszystko legło w gruzach: praca, marzenia, życie. Musieliśmy uciekać, dokąd oczy poniosą – mówi kobieta z Gorłówki.
- Przez 30 lat pracowałem tam w kopalni, musiałem wyjechać – wspomina starszy mężczyzna.
Wszyscy oni znaleźli się w Kramatorsku, mieście na wschodzie Ukrainy, w którym mieści się sztab operacji antyterrorystycznej. Po zarejestrowaniu się w specjalnych punktach dla uchodźców mogą otrzymać jedzenie, leki dla dzieci i ciepłe ubrania - wielu z nich uciekło jeszcze jesienią, nie mogąc zabrać ze sobą zbyt wiele.
- Uciekliśmy z Gorłówki, nie było tam już wody, prądu, jedzenia. Bardzo chciałabym tam wrócić - mówi reporterowi ze smutnym uśmiechem młoda kobieta.
Dramat 1,5 miliona uchodźców
W Debalcewem wciąż przebywa ok. siedmiu tysięcy mieszkańców. Chronią się w piwnicach, nie chcą opuszczać swoich domów. Reszta szuka pomocy na zachodzie Ukrainy.
Wszyscy czekają na zakończenie wojny.
Według danych opublikowanych w raporcie ONZ, ponad półtora miliona uchodźców musiało uciekać z Donbasu z powodu działań wojennych. Część wybrała tereny kontrolowane przez ukraińskie władze, część obozy położone w obwodzie rostowskim w Rosji.
Uchodźcom pomaga wiele organizacji charytatywnych. Wśród nich są organizacje z Polski, m.in. Polska Akcja Humanitarna i Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej.
Autor: asz//gak / Źródło: tvn24