Nie będzie nowej "zimnej wojny". Rosyjskie media zadowolone


Zwycięstwo Baracka Obamy oznacza, że nowa "zimna wojna" między USA i Rosją została odwołana lub co najmniej odłożona na cztery lata - podkreśla w czwartek dziennik "Kommiersant", komentując wyniki wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych.

"Scenariusz zamrożenia stosunków rosyjsko-amerykańskich na długi czas, który jeszcze kilka dni temu wydawał się nie do uniknięcia w wypadku zwycięstwa Republikanina Mitta Romneya, został zdjęty z porządku dziennego" - dodaje rosyjska gazeta.

Waszyngton nie spiskuje - zapamiętać

W ocenie "Kommiersanta" "podstawowe pytanie sprowadza się teraz do tego, czy można reanimować 'reset' (w relacjach rosyjsko-amerykańskich). (...) W odróżnieniu od Romneya, którego Moskwa w ogóle nie uważała za potencjalnego partnera, Obama pozostaje dla Kremla, choć trudnym, to jednak partnerem" - podkreśla dziennik.

"Kommiersant" wskazuje, że "Waszyngton także uważa Moskwę za takiego (trudnego) partnera". "Kontynuacja 'resetu' zależeć będzie od tego, czy obie strony zdołają wyciągnąć wnioski ze swoich błędów" - wskazuje.

Zdaniem gazety "dla Moskwy najważniejsze będzie to, aby przestała patrzeć na USA wyłącznie jako na państwo, które ukradkiem próbuje wpływać na sytuację wewnętrzną w Rosji i przeszkadzać w realizacji jej kluczowych interesów na obszarze eurazjatyckim - przede wszystkim w byłych republikach ZSRR". "Dla Waszyngtonu najtrudniejsze będzie pogodzenie się z tym, że prezydent Putin nigdy nie zaakceptuje narzucanej Moskwie roli młodszego partnera USA" - konstatuje "Kommiersant".

"Chłodna współpraca"

Rządowa "Rossijskaja Gazieta" przytacza natomiast opinię przewodniczącego wpływowej Rady ds. Polityki Zagranicznej i Obronnej Siergieja Karaganowa, według którego "w perspektywie średnioterminowej, czyli w ciągu najbliższych dwóch lat, nie należy spodziewać się poważniejszych zmian w stosunkach między Rosją i USA".

"Obamie Rosja potrzebna jest do tego, aby w spokoju wyjść z Afganistanu. Jest też potrzebna do tego, by wspólnie - lub co najmniej nie przeszkadzając drugiej stronie - uregulować sytuację na Bliskim Wschodzie, gdzie Ameryka przegrywa. Tak więc będzie chłodna, rzeczowa współpraca" - oświadczył Karaganow.

Zdaniem politologa "później możliwe są dwa warianty rozwoju wydarzeń, przy czym oba zależące od tego, jaka będzie Rosja". "Jeśli Rosja będzie dalej zwalniać, to odpowiednio umacniać się będą pozycje USA w świecie. Ten negatywny scenariusz nie nastąpi, jeśli Rosja będzie przyspieszać, prowadzić reformy i demonstrować wzrost" - wyjaśnił.

Karaganow zaznaczył, że "sami Amerykanie nie będą zbytnio zaostrzać sytuacji". Politolog dodał, że "Rosja i Stany Zjednoczone będą współpracować ze sobą niezależnie od tego, kto zostanie sekretarzem stanu USA po Hillary Clinton".

Rosja w "szarej strefie"

Z kolei wielkonakładowy "Moskowskij Komsomolec" zamieszcza komentarz politologa Nikołaja Złobina, który zwrócił uwagę, że "w sprawie Rosji wśród amerykańskich elit istnieje konsensus, który utrzyma się niezależnie od wyników wyborów". "Rosja znajduje się tam w szarej strefie: nie jest ani przyjacielem, ani wrogiem; ani przeciwnikiem wojennym, ani sojusznikiem. Nie jest też poważnym partnerem gospodarczym, z którego interesami należy się liczyć" - wytłumaczył Złobin.

"Po zwycięstwie Obamy nasze relacje będą bardziej elastyczne, niż by były, gdyby wygrał Romney. I nic poza tym. Obie strony - tak Rosja, jak i Stany Zjednoczone - kroczą dzisiaj drogą prowadzącą do pogorszenia stosunków. W sprawach, w których można się było porozumieć, już się porozumiano w ramach 'resetu'. Jest to układ START i liberalizacja przepisów wizowych. Różnice zdań pozostają w kwestii tarczy antyrakietowej, sytuacji na Bliskim Wschodzie i kryzysu gospodarczego w Europie" - oznajmił politolog.

Natomiast inny politolog Siergiej Markow, którego cytuje "Komsomolskaja Prawda", uważa, że dzięki zwycięstwu Obamy strona rosyjska "może liczyć na większą elastyczność w sprawie obrony przeciwrakietowej". "Zależy nam też na położeniu kresu przemytowi narkotyków z Afganistanu" - podkreślił. "Jednocześnie możemy podziękować Obamie za to, że na Ukrainie rządzi Janukowycz, a nie Tymoszenko, a w Gruzji ze sceny stopniowo schodzi Micheil Saakaszwili" - dodał Markow.

W ocenie dziennika "Wiedomosti" Obama "zwyciężył dzięki wzrostowi gospodarki - choć słabemu - osobistej charyźmie i popularności wśród mniejszości narodowych".

"Zwiększenie roli państwa, populizm w sferze socjalnej, podniesienie podatków dla bogatych, drukowanie dolarów - to wszystko są kroki cieszące się popularnością wśród dużej części społeczeństwa. Wszelako poważna konkurencja, jaką Obamie stworzył Romney ze swoim radykalnie konserwatywnym programem gospodarczym, świadczy o tym, że następuje zwrot. W 2016 roku prezydentem z dużym prawdopodobieństwem zostanie Republikanin" - komentuje gazeta.

Autor: adso/k / Źródło: PAP

Raporty: