Dotychczasowe doniesienia o liczbie zabitych w Kirgistanie należy pomnożyć razy dziesięć, powiedziała w piątek stojąca na czele rządu tymczasowego Kirgistanu Roza Otunbajewa. Oznacza to około dwóch tysięcy ofiar krwawych zamieszek na tle etnicznym między Kirgizami a Uzbekami. Setki tysięcy osób nadal nie wróciły do domów, trwają aresztowania "prowokatorów".
Wypowiedź szefowej tymczasowego rządu zamieścił piątkowy Kommiersant, dla którego Otumbajewa udzieliła wywiadu.
W piątek nowa przywódczyni Kirgistanu udała się z wizytą na południe kraju, aby zapoznać się z sytuacją na miejscu. Poinformowała o tym rzeczniczka rządu tymczasowego, nie wyjaśniając, o jakie działania dokładniej chodzi. Jak dodała rzeczniczka, Otunbajewa spotka się z lokalnymi władzami i odwiedzi rannych w szpitalach.
"To wina byłego prezydenta"
Kirgiska przywódczyni twierdzi, że za starciami etnicznymi na południu kraju stoi rodzina byłego prezydenta Kurmanbeka Bakijewa, w tym jego syn Maksym i brat Żanysz. Otunbajewa uważa, że Maksym, który przebywa obecnie w Londynie, kupił duże ilości broni w krajach arabskich.
Tymczasowa prezydent powiedziała w wywiadzie dla Kommiersanta, że liczy w dalszym ciągu na przybycie sił pokojowych z Rosji. Wcześniej rosyjskie władze zapowiedziały, że nie wyślą swych żołnierzy na pomoc nowej kirgiskiej władzy.
Krwawy tydzień
Radio Wolna Europa donosi, że do piątku aresztowano 12 domniemanych snajperów (mężczyźni w momencie zatrzymania mieli broń snajperską), którzy według służb bezpieczeństwa mieli za zadanie rozniecanie zamieszek i ich podtrzymywanie.
Rząd tymczasowy wskazuje na zwolenników obalonego prezydenta Kurmanbeka Bakijewa, jako mocodawców strzelców.
Starcia między etnicznymi Kirgizami a Uzbekami rozpoczęły się 10 czerwca w mieście Osz, a następnie w rejonie Dżalalabadu. Jeszcze w poniedziałek sporadycznie dochodziło do ataków w Oszu i innych miejscach na południu Kirgistanu, jednak do wtorku główne akty przemocy ustały. Sytuacje kontroluje wojsko, które w dużych ilościach patroluje ulice miast.
Według rządu w Biszkeku w zamieszkach zginęło około 200 osób, a około dwóch tysięcy zostało rannych. Według Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża ofiar jest znacznie więcej - bliżej 500.
Pomimo pozornego spokoju, Uzbekowie w obawie przed nawrotem przemocy budują barykady i zabezpieczają swoje domy.
Rzesze uchodźców
Oenzetowskie Biuro ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej szacuje, że co najmniej 400 tys. ludzi opuściło swoje miejsce zamieszkania z powodu zamieszek. Liczba ta obejmuje zarówno uchodźców, którzy przekroczyli granicę z Uzbekistanem jak i tzw. uchodźców wewnętrznych, którzy przemieścili się wewnątrz kraju. ONZ szacuje, że tych ostatnich jest 300 tysięcy.
Jest to olbrzymia ilość w proporcji do zaledwie 5.3 miliona mieszkańców całego kraju. Niemal 1/13 populacji opuściło swoje domy.
Przemoc etniczna
Będący mniejszością w Kirgistanie, Uzbekowie stali się podczas zamieszek celem masowych prześladowań. Wielu z nich straciło dobytek całego życia.
- Banda Kirgizów wdarła się nocą do mojego domu, postrzelili mnie w rękę, a potem kazali się wynosić z całą rodziną. Krzycząc "Kirgistan dla Kirgizów" podłożyli ogień. - relacjonuje jeden z leżących w szpitalu w Osh rannych Uzbeków.
Zdarzały się przypadki grupowych gwałtów na Uzbeckich kobietach, uciekających z ogarniętych walkami miast, twierdzi CNN.
Źródło: PAP, Reuters, Huffington Post, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: EPA