To był najsłabszy tydzień Komisji Ursuli von der Leyen. Publiczna przepychanka z jedną z firm farmaceutycznych, publikacja kontraktu, z którego nic nie wynika i wprowadzenie kontroli granicznych z Irlandią Północną. To ostatnie okazało się pomyłką, z której Komisja szybko się wycofała, ale wcześniej zdążyła zostać potępiona nawet przez biskupa Canterbury. Unijny tydzień podsumowuje korespondent TVN24 i TVN24 BIS Maciej Sokołowski.
Ten tydzień to przepis na to, jak stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi. Szefowa Komisji do tej pory była pragmatyczna i skuteczna. Nie robiła zbyt wiele hałasu, ale po cichu i powoli osiągała swoje cele. W tym tygodniu było głośno, były zgrzyty i szumy, a celu nie udało się osiągnąć.
Gdy przed tygodniem koncern AstraZeneca poinformował, że nie jest w stanie wypełnić zobowiązań i dostarczyć zamówionej liczby szczepionek, Komisja poczuła się osobiście dotknięta i zmuszona, by zdecydowanie działać. W końcu to Komisja podpisała umowę, na której efekty niecierpliwie czekają wszystkie unijne stolice. Zresztą szefowie państw podczas ostatniej telekonferencji nie ukrywali złości, że szczepionek jest zbyt mało, dostawy się opóźniają, a plany szczepień sypią.
Czarę goryczy przelała jednak inna informacja: Wielka Brytania swoje dostawy otrzyma na czas, bo - jak przekonywał dyrektor firmy AstraZeneca - Londyn podpisał umowę wcześniej niż Bruksela, więc pierwszy dostanie szczepionki. Tego było już zbyt wiele, nie może być tak, że po wyjściu z Unii to Wielka Brytania radzi sobie lepiej niż sama Unia, że zaszczepiła już ponad 12 procent swoich obywateli, gdy Unia tylko nieco ponad dwa procent. Nawet przeciwnicy brexitu są zmuszeni przyznać, że ryzykowne posunięcia Borisa Johnsona przynoszą zyski, a ostrożne ruchy Brukseli nie dają oczekiwanych rezultatów. W tym wypadku, rzeczywiście, Wielka Brytania może na swoim małym jachcie manewrować szybciej i jest bardziej zwrotna niż wielki unijny tankowiec.
Zarzut pierwszy
Komisarze od początku głośno mówili o złamaniu przez brytyjsko-szwedzki koncern kontraktu i domagali się jego upublicznienia – jakby to miało rozwiać wszelkie wątpliwości i magicznie sprawić, że szczepionki trafią do odbiorców w umówionej wysokości. W końcu kontrakt został ujawniony, ale nie zmieniło to sytuacji, bo przecież to nie dziennikarze są od tego, by stwierdzić, jak należy rozumieć skomplikowane zapisy umowne. Od tego są mediatorzy i sądy. I to jest zarzut pierwszy: Komisja przez tydzień prowadziła publiczną przepychankę z dyrektorem jednej z firm, licząc na to, że opinia publiczna stanie po jej stronie, zamiast za zamkniętymi drzwiami starać się wypracować rozwiązanie. A to, że w opublikowanym na stronach Komisji kontrakcie ktoś zaczernił kluczowe paragrafy umowy w sposób tak nieudolny, że wystarczyło jedno kliknięcie, by odczytać ukryte zapisy, w kontekście tego tygodnia jest błędem tylko drobnym i nawet zabawnym.
Zarzut drugi
By wykazać stanowczość, Komisja potrzebowała czegoś dużego, mocnej odpowiedzi. Być może po to, żeby nikt nie powiedział, że Unia jest słaba, żeby nikt nie powiedział, że można ją oszukiwać na dawkach szczepionek, nie dotrzymywać umów. Bruksela znalazła i wytoczyła jedno z większych dział. Skoro koncerny farmaceutyczne mają swoje fabryki na terenie Unii, skoro AstraZeneca też tu produkuje, to można wprowadzić nowe procedury kontroli eksportu, które zapewnią, że żadna fiolka z preparatem nie opuści Unii, jeśli koncern najpierw nie wypełni zobowiązań wynikających z kontraktu z Komisją.
Choć urzędnicy wielokrotnie przekonywali, że to nie jest blokada eksportu, "bo jak nikt nas nie będzie oszukiwał, to nie będzie blokady", to jednak zastosowano rozwiązanie, które Unia sama wielokrotnie krytykowała i które jest wbrew jej DNA. Gdy Donald Trump jako prezydent USA zapowiadał, że szczepionki zostaną wypuszczone ze Stanów Zjednoczonych dopiero wtedy, gdy zostaną zaspokojone potrzeby Amerykanów, to przynajmniej nie ukrywał, że działa w myśl zasady "America First". Wtedy takie podejście Trumpa było od razu krytykowane w Brukseli jako przejaw braku solidarności, nacjonalizmu i krok w kierunku handlowej wojny o szczepionki. I to jest zarzut drugi: Komisja zdecydowała się na ruch wbrew własnym wartościom, których miała bronić.
Zarzut trzeci
Dziś na skutek sporu z jedną z firm Unia decyduje się nie tylko na otwarcie puszki Pandory, ale wręcz na wysadzenie jej w powietrze. Od miesięcy trwały starania, by dystrybucja szczepionek odbyła się w sposób cywilizowany i nie prowadziła do handlowych sporów i konfliktów między krajami. Teraz ten porządek zostaje podważony, a reakcja łańcuchowa jest trudna do przewidzenia, jeśli każdy zatrzyma dla siebie szczepionki produkowane w fabrykach na jego terenie. Nie wspominając o tym, jak walczyła Unia o to, by nie zatrzymywać eksportu produkowanych u siebie maseczek i sprzętu potrzebnego do walki z pandemią. Zaniepokojenia nie kryją nawet sojusznicy z Kanady i Australii, którzy też czekają na szczepionki produkowane na terenie Unii. I to zarzut trzeci: Unia wystrzeliła z armaty na oślep, nie licząc się z konsekwencjami, choć sama nie wykazała dostatecznie, że któraś z firm, lub konkretnie AstraZeneca, faktycznie wywozi z Unii produkowane tu fiolki i sprzedaje je w innych krajach.
Zarzut czwarty
Wprowadzając nowe przepisy w pośpiechu, wyraźnie zapomniano też o brexitowych umowach. Wprowadzenie kontroli na lądowej granicy między Irlandią Północną a Irlandią wymaga sięgnięcia po artykuł 16 protokołu o Irlandii Północnej, który pozwala na zawieszenie swobody przepływu towarów w wyjątkowych sytuacjach. Takie zawieszenie wymaga konsultacji między stronami, a żadnych takich rozmów nie było. Nagłe wprowadzenie kontroli zjednoczyło w oburzeniu rządy w Dublinie i Londynie, zwaśnione strony w Belfaście oraz przeciwników politycznych w Izbie Gmin. Pierwsza Minister Irlandii Północnej mówiła o niewiarygodnym akcie wrogości ze strony Unii, a jeden z brytyjskich ministrów zapowiadał rozważanie kroków odwetowych. Nawet arcybiskup Canterbury potępił Unię, mówiąc, że kontrolowanie eksportu szczepionek podważa unijne zasady etyczne, solidarność i zasady chrześcijańskie.
W piątek wieczorem rozdzwoniły się telefony między Brukselą a Dublinem i Londynem. Szefowa Komisji rozmawiała z premierami Irlandii i Wielkiej Brytanii, by w nocy wycofać się z użycia artykułu 16. I to zarzut czwarty: po latach trudnych negocjacji brexitowych, gdy powtarzano obawy, czy Londyn dotrzyma podpisanych umów, to Unia pierwsza złamała porozumienie. Co więcej, nawet tego nie zauważyła.
Zarzut piąty
Komisja von der Leyen zachowała się chaotycznie i histerycznie, tak jak Komisja Jean-Claude’a Junckera w czasie kryzysu migracyjnego. Coś trzeba było zrobić szybko i zdecydowanie. Juncker ogłosił plan przymusowej relokacji migrantów, co nawet na poziomie językowym było niewłaściwe. Plan wpędził Komisję Junckera w kłopoty, ale jego największym błędem było to, że nie był skuteczny, nie dało się go zrealizować i nie pomógł rozwiązać sytuacji. Teraz też, po rozbudzonych emocjach całego tygodnia, powoli opada kurz, z którego nie wyłania się ani jedna dodatkowa skrzynka z fiolkami szczepionek. I to jest zarzut piąty, dla polityka najbardziej poważny: Ursula von der Leyen w tym tygodniu nie była skuteczna. Urzędnicy w Komisji przekonują mnie, że zbyt wcześnie wyciągać taki wniosek, bo dopiero w kolejnych miesiącach zobaczymy, czy teraz dostawy szczepionek przyspieszą. To prawda, ale już teraz możemy powiedzieć, że podobnie jak w pomyśle Junckera o relokacji, to rozwiązanie zakłada tylko jeden dobry scenariusz, gdy wszystko pójdzie zgodnie z planem oraz wiele złych scenariuszy, gdy tylko coś pójdzie nie tak.
Dla osób czekających w kolejce po szczepionkę nie ma żadnego znaczenia, czy kontrakt na ich dostawy jest jawny lub tajny, na którym kontynencie zostały wyprodukowane ani to, jak bardzo oburzona jest szefowa Komisji. Liczy się to, czy w przychodni czeka na nich szczepionka, a po tym tygodniu nie ma ich więcej.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Eric VIDAL/UE