Najpierw strzelał, potem próbował spalić ciała


Amerykański "The New York Times" opisuje szczegóły zbrodni, do której doszło w niedzielę w Afganistanie. Sierżant U.S. Army, który zamordował 16 afgańskich cywilów, potem zebrał ciała 11 ofiar, a następnie je podpalił - donosi dziennik powołując się na mieszkańców wsi, w której doszło do zbrodni.

Wysoki rangą przedstawiciel amerykańskiej armii powiedział w niedzielę wieczorem, że sprawcą jest sierżant z bazy wojskowej Joint Base Lewis-McChord w pobliżu Tacomy, w amerykańskim stanie Waszyngton. W Afganistanie wraz z oddziałami Zielonych Beretów uczestniczył w operacjach, mających na celu budowanie więzi z lokalną starszyzną, tworzenie miejscowych sił policyjnych i tropienie dowódców talibów.

Zdaniem innego wysokiego rangą przedstawiciela wojska mężczyzna miał 38 lat i był żonaty. Miał też dwoje dzieci. Trzykrotnie służył w Iraku, a do Afganistanu trafił po raz pierwszy w grudniu zeszłego roku. Kolejny przedstawiciel armii powiedział, że napastnik służył w wojsku od 11 lat.

Zebrał i podpalił ciała

"NYT", powołując się na relacje mieszkańców trzech wsi, w których doszło do ataków, pisze, że w nocy z soboty na niedzielę żołnierz oddalił się ponad 1,5 km od swojej bazy, chodził od drzwi do drzwi w osiedlach i włamał się do trzech domów. Zabił co najmniej 16 cywilów, w tym dziewięcioro dzieci.

Mieszkańcy wsi opowiadali, że mężczyzna zebrał 11 ciał, w tym zwłoki czterech dziewczynek poniżej szóstego roku życia, i podpalił je. Reporter "NYT" widział ciała 16 ofiar, które przetransportowano do pobliskiej bazy wojskowej USA. Opisywał, że pięcioro dzieci miało po jednej ranie postrzałowej głowy. Na nogach i głowach niektórych dzieci widać było poparzenia.

Mieszkaniec jednej z wsi, Anar Gula, relacjonował po ataku, że "zabici zostali wszyscy członkowie jednej rodziny". - Ciała przykryto kocami i podpalono. Ugasiliśmy pożar - mówił.

Działał w pojedynkę

Według przedstawicieli NATO w Afganistanie domniemany sprawca działał w pojedynkę i poddał się. Obecnie jest przetrzymywany w bazie NATO.

"NYT" ocenia, że incydent wzbudził obawy o kolejne antyamerykańskie ataki w Afganistanie i pogłębił "poczucie oblężenia wśród zachodniego personelu" stacjonującego w tym kraju.

Do ostrzelania cywilów przez żołnierza doszło po tygodniach napięć między siłami USA a afgańskimi władzami w następstwie spalenia ksiąg Koranu w amerykańskiej bazie. Mimo przeprosin ze strony USA w Afganistanie organizowano gwałtowne antyamerykańskie protesty, w wyniku których zginęło ok. 30 ludzi. W serii działań odwetowych ze strony współpracujących z talibami członków afgańskich sił śmierć poniosło sześciu żołnierzy USA.

Źródło: PAP