Wąż z rodziny dusicieli, nazwany Albertem, to relikt z czasów kolonialnych. Otrzymał go w prezencie jeden z gubernatorów Gujany.
Konserwacji anakondy dokonali eksperci z Muzeum Historii Przyrody, prześwietlając rentgenem segment po segmencie, usuwając stary materiał, którym była wypchana i wkładając nowy. Szef resortu William Hague na konferencji partyjnej w ub. miesiącu ujawnił, że wąż został poddany fachowej i pieczołowitej obróbce i jak się wyraził "z ufnością patrzy w przyszłość brytyjskiej polityki zagranicznej". Anakonda jest gatunkiem węża z rodziny dusicieli.W reakcji na tę wypowiedź znany bloger Guido Fawkes w oparciu o przepisy o swobodnym dostępie do oficjalnej informacji zwrócił się o ujawnienie kosztów prac nad biologiczną odnową wypchanego gada.Rzecznik resortu cytowany przez agencję Press Association bronił celowości wydania 10 tys. funtów na renowację węża, argumentując, że Albert jest "aktywem majątkowym" resortu i praca nad nim zalicza się do "niezbędnych kosztów utrzymania".
Dodał, że w ostatnich 40-50 latach na Albercie nie wykonywano żadnych prac konserwatorskich.
"Ministerstwo to nie muzeum przyrody"O tym, że anakonda jest w złej kondycji uświadomiono sobie, gdy węża trzeba było przenieść w inne miejsce z powodu remontu biblioteki.
- Zdecydowano wówczas za jednym zamachem wyremontować bibliotekę i odnowić Alberta - tłumaczył rzecznik. Dodał, że ekipa muzealników poświęciła na to "pięć tygodni trudnych i intensywnych prac".- W czasie, gdy z podatnika wyciska się każdego pensa, bulenie na wypchanego węża to zwariowany pomysł. Cenną anakondę trzeba było komuś podarować. Ministerstwo spraw zagranicznych jest resortem rządu, a nie muzeum przyrody - skomentował sprawę John O'Connell z organizacji broniącej interesów podatnika (TaxPayers' Alliance).
Autor: mac//bgr/k / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Udo Schröter/CC BY-SA