Niemieckie media komentują piątkowy zamach na halę koncertową pod Moskwą. "Władimir Putin nie uczynił Rosji silniejszą, jak stale twierdzi, lecz bardziej narażoną na ciosy" - diagnozuje "Frankfurter Allgemeine Zeitung". "Nikt nie zdziwi się, jeżeli gniew Putina uderzy z całą mocą w Ukrainę" - pisze "Sueddeutsche Zeitung".
W piątek doszło do zamachu terrorystycznego na halę koncertową Crocus City Hall w Krasnogorsku pod Moskwą. Odpowiedzialność za atak wzięło na siebie tzw. Państwo Islamskie, choć - jak zwracają uwagę komentatorzy - Władimir Putin za wszelką cenę próbuje powiązać z tą sprawą Kijów, twierdząc, że zamachowcy, którzy zostali zatrzymani przez rosyjskie służby, zamierzali uciec na Ukrainę. W zamachu, według najnowszych informacji rosyjskich władz, zginęło 137 osób, w tym troje dzieci.
"Putin zawdzięcza swój awans terrorowi"
"Władimir Putin zawdzięcza swój awans terrorowi. W sierpniu 1999 roku, gdy w ramach błyskawicznej kariery u boku prezydenta Borysa Jelcyna sterował FSB, a następnie dostał stanowisko premiera, krajem wstrząsnęła seria tajemniczych zamachów bombowych. Pięć ciężkich eksplozji i udaremniony zamach są do dziś tematem spekulacji o udziale służb specjalnych. Prawdziwe, ale także sfingowane ślady wskazywały na sprawców z Czeczenii i Dagestanu. FSB Putina pozostawiła jednak też pokaźny odcisk stopy" - pisze Stefan Kornelius na łamach "Sueddeutsche Zeitung".
Jego zdaniem zamachy i towarzyszący im strach były "świeżo upieczonemu premierowi" pomocne, jako pretekst do drugiej interwencji zbrojnej w Czeczenii. Ugruntowały następnie nimb Putina jako "dysponującego autorytetem przywódcy".
"Atak na salę koncertową (w Krasnogorsku) jest nie tylko tragedią, lecz także zagrożeniem dla reżimu, który dawno temu nadał pojęciu terroru inne znaczenie i skierował go przeciwko ukraińskiemu sąsiadowi" - pisze Kornelius. Z punktu widzenia Putina, terroryści rządzą w Kijowie, walczyli też w zakładach metalurgicznych w Mariupolu.
Czytaj również: "Główny wykonawca" Władimira Putina, przyjaciel Donalda Trumpa. Kim jest właściciel Crocus City Hall
Fakt, że państwo rosyjskie ma do czynienia nie tylko z tym przeciwnikiem, lecz także z zagrożeniem ze strony islamistów, którzy w dodatku mogą pochodzić z Afganistanu - miejsca rosyjskiej traumy wojennej - jest nie do zaakceptowania w Moskwie.
Kornelius zastrzega, że dotychczasowe dowody nie są wystarczające, aby ostatecznie zidentyfikować sprawców, dlatego udział ukraińskich służb jest "do pomyślenia". Tak samo prawdopodobny jest jednak udział rosyjskich służb, zgodnie z wariantem z 1999 roku polegającym na stworzeniu zagrożenia pozwalającego na wojskową mobilizację i dalsze ograniczenie wolności obywatelskich - czytamy w "SZ".
"Prawdziwe zagrożenia powróciły teraz i zaatakowały system. Reżim potrzebuje jak zawsze kilku dni, aby dopasować interpretację do własnych interesów. Dlatego nikt nie zdziwi się, jeżeli gniew Putina uderzy z całą mocą w Ukrainę" - pisze w konkluzji Stefan Kornelius.
"Putin nie uczynił Rosji silniejszą, jak stale twierdzi, lecz bardziej narażoną na ciosy"
Według "Frankfurter Allgemeine Zeitung" zamach na salę koncertową pod Moskwą jest "odrażającą zbrodnią", a liczba ofiar wstrząsająca i dlatego słuszna była decyzja rządu Niemiec oraz innych krajów zachodnich o napiętnowaniu tego czynu.
Problematyczna jest natomiast jego zdaniem kwestia winy. Putin i jego pomocnicy próbują skierować podejrzenia na ślad ukraiński. Na Zachodzie wierzy się oświadczeniom tzw. Państwa Islamskiego. "Zapobieganie zamachom terrorystycznym nie jest łatwe. W tym przypadku nasuwa się podejrzenie, że rosyjski aparat bezpieczeństwa był zajęty czy wręcz zdekoncentrowany wojną i politycznymi represjami. Putin nie uczynił Rosji silniejszą, jak stale twierdzi, lecz bardziej narażoną na ciosy" - czytamy w "FAZ".
"Tak jak wielu innych dyktatorów, Putin zawarł niepisany układ ze swoim narodem. Obiecał bezpieczeństwo i porządek, a w zamian naród musiał zaakceptować ograniczenia wolności. Zamach terrorystyczny pod Moskwą unaocznił wszystkim, że Putin nie dotrzymał swojej części umowy" - pisze Gregor Schwung na łamach "Die Welt".
Zamach stanowi upokorzenie dla Putina - podkreślił komentator. W przemówieniu wygłoszonym 19 godzin po zamachu, dyktator nie wyjaśnił niczego, lecz obarczył odpowiedzialnością Ukrainę. "To nic dziwnego. Każda inna wersja byłaby przyznaniem się, że nie dotrzymał swojej części umowy bezpieczeństwo za wolność" - dodaje.
Od dwóch lat Putin próbuje przedstawić rzekomych "nazistów" w Kijowie jako największe zagrożenie Rosji. Fakt, że zagrożenie przyszło prawdopodobnie ze strony tzw. Państwa Islamskiego, a USA w dodatku ostrzegały przed zamachem, doprowadził do upadku "budowli opartej na kłamstwach".
"Władza Putina nie jest zagrożona. Nadzieja, że ludzie powstaną, zamarła z biegiem lat" - pisze Schwung dodając, że Rosjanie stali się "narodem pogrążonym w letargu" i pogodzili się ze swoim losem.
Rosja ściga od dwóch lat jako "terrorystów" osoby o odmiennych poglądach. FSB zaniedbał prawdziwe zagrożenia związane z kołami islamistycznymi - pisze Inna Hartwig w "Tageszeitung". "Upłynęło 19 godzin, zanim człowiek, który tydzień temu rzekomo wybrany został przez prawie 90 proc. swojego narodu na prezydenta, przemówił do tego narodu" - czytamy w komentarzu.
To typowe zachowanie Putina w przypadku katastrof. Tak samo zachowywał się podczas katastrofy okrętu podwodnego Kursk w roku 2000, a także podczas wzięcia zakładników w teatrze Dubrowka w Moskwie w 2002 roku czy podczas dramatu zakładników w Biesłanie dwa lata później. "71-letni polityk okazuje zdecydowanie, gdy jest w stanie kontrolować sytuację. Gdy traci kontrolę, Putin salwuje się ucieczką" - pisze Hartwig.
Rosyjskie władze w minionych dwóch latach niemal codziennie ścigały inaczej myślących z powodu "usprawiedliwiania terroryzmu", zaniedbując prawdziwe zagrożenie ze strony islamistów. Aby nie odpowiadać na zbyt wiele niewygodnych pytań, Kreml zaostrzył propagandowy szum o "ukraińskim śladzie" - czytamy w "TAZ".
"Bild": Putin toczy parszywą grę
Przerażenie, smutek, współczucie - taki nastrój powinien panować po ataku terrorystycznym w podmoskiewskim Krasnogorsku, w którym zginęło ponad 130 osób, w tym dwoje dzieci. Ale Władimir Putin wykorzystuje te ofiary do swojej wojny z Ukrainą i Zachodem, tocząc parszywą grę - napisała redaktor naczelna "Bilda" Marion Horn.
Chociaż do ataku przyznało się tzw. Państwo Islamskie, Putin i tak próbuje winą za masakrę obarczyć Ukrainę - stwierdziła szefowa niemieckiego tabloidu. Z ofiar piątkowego zamachu i cierpień ich najbliższych tworzy broń, która ma umożliwić mu dalsze zwiększanie przemocy, zarówno wobec Ukrainy, jak i własnego kraju - czytamy w komentarzu.
Czytaj również: Zamach terrorystyczny pod Moskwą. Parafianowicz o "najbardziej prawdopodobnym scenariuszu"
"Putin został głęboko upokorzony tym atakiem terrorystycznym. Bo jak to możliwe, że w jego imperium pełnym sił bezpieczeństwa, terroryści z karabinami szturmowymi mogli bez przeszkód zamordować w sali koncertowej ponad 100 osób i uciec?" - dodała Horn.
Jej zdaniem, Putin będzie próbował odwrócić uwagę od tej zawstydzającej porażki poprzez jeszcze większy ucisk i czystki w kraju oraz jeszcze większą brutalność militarną na Ukrainie.
"Każdy, kto chce rozmawiać z Putinem o zawieszeniu broni i 'zamrożeniu' konfliktu, musi sobie uświadomić, że z brutalnym przestępcą trudno rozmawiać o wyrzeczeniu się przemocy. Putin stoi na czele terrorystycznego państwa. I nie obawia się nawet, w ramach swojej propagandy, okłamywania bliskich ofiar terroru" - podsumowała redaktor naczelna "Bilda".
Źródło: PAP