"Karawana" migrantów z Ameryki Środkowej, wędrujących pieszo przez terytorium Meksyku w kierunku granicy z USA, stanęła w niedzielę wobec trudnego wyboru - informuje agencja Reutera. Migranci musieli zdecydować, czy przekroczyć amerykańską granicę nielegalnie, ubiegać się o azyl, czy pozostać w Meksyku, gdzie może im grozić niebezpieczeństwo ze strony lokalnych gangów.
W ciągu ostatnich dni grupa około 400 migrantów z Hondurasu, Gwatemali i Salwadoru dotarła autobusami do miasta Tijuana położonego na północnym zachodzie Meksyku. Większość z nich twierdziła, że zamierza zgodnie z prawem ubiegać się o azyl w San Diego.
Jak podały w sobotę amerykańskie służby graniczne, część migrantów została złapana, kiedy nielegalnie próbowała przekroczyć ogrodzenie na granicy z USA.
- Jesteśmy bardzo gościnnym krajem, ale to jest nasz dom i oczekujemy, że wszyscy będą wchodzić drzwiami frontowymi i szczerze odpowiadać na pytania - powiedział jeden ze strażników granicznych z San Diego Rodney S. Scott. Władze USA ostrzegły, że ci, którzy zdecydują się na przedostanie się do USA, mogą czekać opóźnienia w przeprowadzaniu procedur azylowych, a część migrantów będzie musiała czekać w Meksyku do czasu, aż służby graniczne przeprowadzą odpowiednie procedury wobec osób już znajdujących się na terenie USA.
Amerykańscy prawnicy imigracyjni, którzy zdecydowali się ochotniczo pomóc migrantom, wysłuchali w sobotę ich wstrząsających opowieści. Groźby ze strony lokalnych gangów, morderstwa członków rodziny, gwałty i prześladowania polityczne to niektóre z przyczyn, które zmusiły tych ludzi do ucieczki.
Amerykańscy aktywiści ostrzegają jednak migrantów, że nie wszyscy ubiegający się o azyl go otrzymają. Aby móc uzyskać ochronę prawną w Stanach Zjednoczonych, trzeba najpierw dowieść uzasadnioną obawę przed prześladowaniem w ojczyźnie. Zdecydowana większość migrantów z Ameryki Środkowej nie otrzymuje schronienia w USA - takie osoby są z reguły deportowane do krajów swojego pochodzenia. Tym, którzy nie mają tak niepodważalnych argumentów na przyznanie im azylu, prawnicy poradzili pozostanie w Meksyku. Rząd meksykański nie poinformował jednak, czy pozwoli zostać migrantom na terenie swojego kraju.
- Zwracam się do wszystkich powiązanych z karawaną: pomyślcie, zanim coś zrobicie - powiedział strażnik graniczny Rodney S. Scott, dodając, że będzie ścigał wszystkich nielegalnych imigrantów wjeżdżających do USA. - Jeżeli ktokolwiek zachęcał cię do nielegalnego wjazdu do Stanów Zjednoczonych lub składania fałszywych oświadczeń urzędnikom rządu Stanów Zjednoczonych, to udzielił ci złych rad, narażając ciebie i twoją rodzinę na niebezpieczeństwo - stwierdził.
"Potrzebujemy muru"
Na początku kwietnia prezydent USA Donald Trump oskarżył na Twitterze Meksyk, że "robi bardzo mało, jeśli nie nic, aby zatrzymać przenikanie ludzi przez jego południową granicę, a później do USA". Trump zagroził, że jeśli Meksyk nie zatrzyma migrantów, to "wstrzyma dopływ gotówki i (układ o wolnym handlu) NAFTA". "Potrzebujemy muru" - napisał prezydent.
W kolejnym wpisie ostrzegł przed "zbliżającymi się karawanami". "Musimy wprowadzić twarde prawa i zbudować MUR. Demokraci pozwolili na otwarte granice, narkotyki i przestępstwa!" - stwierdził Trump. Ten tweet spotkał się z negatywną reakcją władz meksykańskich. Sekretarz do spraw wewnętrznych Alfonso Navarette Prida oświadczył, że Meksyk "będzie działać suwerennie, stosując własne przepisy imigracyjne, bez nacisku ze strony jakiegokolwiek państwa". Meksykańskie MSZ poinformowało, że migranci z "karawany" będą poddani odpowiedniej procedurze administracyjnej. Zdecydowanie odrzuciło oskarżenia, iż Meksyk "sprzyja nielegalnej imigracji".
Autor: momo\mtom / Źródło: reuters, pap