Groźny pożar to nie przypadek? Za wielką kradzieżą może stać tajemniczy "Król Karo"


Kolejny dzień śledztwa, coraz więcej zamętu i spekulacji dotyczących tego, kto stoi za spektakularną kradzieżą diamentów i biżuterii w dzielnicy jubilerów. Były nadinspektor londyńskiej policji - od niedawna stojący na czele reaktywowanego wydziału zajmującego się napadami na banki - twierdzi, że za kradzieżą w dzielnicy Hatton Garden może stać tajemniczy "Król Karo" - przestępca odpowiedzialny za wielki skok z 2009 r., którego tożsamość nie jest znana. Były szef Scotland Yardu sądzi tymczasem, że z napadem z Wielkiego Piątku powiązany jest wcześniejszy pożar w pobliskiej stacji metra, który miał odciągnąć uwagę służb.

- Tak wyjątkowo sprytna i zręcznie przygotowana akcja nie była przypadkiem. Wymagała od osoby planującej skok niezwykle dokładnego przygotowania operacji, przygotowania jej w każdym szczególe. Nie ma po prostu zbyt wielu osób, które byłyby w stanie ją przeprowadzić - stwierdził nadinsp. Barry Phillips.

To głównie przed nim stoi teraz zadanie schwytania sprawców tej być może największej kradzieży w historii Wielkiej Brytanii. Media na Wyspach podejrzewają bowiem, że złodzieje mogli wykraść ze skarbca jednej z firm w dzielnicy londyńskich jubilerów nawet 200 mln funtów z prywatnych skrytek jej klientów.

Kim jest "Król Karo"?

Phillips twierdzi, że za skokiem może stać "Król Karo" [gra słów, bo karo w talii kart w jęz. angielskim to "diamond", czy diament - red.] - postać brytyjskiego świata przestępczego, o której nie wiadomo właściwie nic.

Jedyne jego zdjęcie pochodzi z 2007 roku, z ekskluzywnego sklepu jubilerskiego Kinghtsbridge's Graff. Mężczyzna, którego twarz zasłaniało rondo panamskiego kapelusza - jak piszą brytyjskie media - wszedł wtedy do sklepu ze swoją ekipą i, dokonując napadu z bronią w ręku, wyszedł z 13 mln funtów w biżuterii należącej m.in. do Davida i Victorii Beckham, Mike'a Tysona i Ivany Trump. Nigdy nie został znaleziony.

W 2009 r. prawdopodobnie ta sama osoba stała za kradzieżą u jubilera przy Bond Street w Londynie. Wtedy "Królowi Karo" i jego ekipie udało się wynieść ze sklepu 40 mln funtów. Rok później w jednym z lombardów w Hongkongu pojawił się wart milion funtów 16-karatowy żółty diament skradziony w 2007 roku.

Tym razem - jak podają brytyjskie media - łupem być może tej samej ekipy padło "70 prywatnych depozytów". W każdym z nich miały się znajdować klejnoty warte co najmniej 2 mln funtów. na razie wiadomo, że na pewno zginął jeden diament wartości 500 tys. funtów.

Nic nie było przypadkowe?

Teorii o zaangażowaniu "Króla Karo" w skok przeprowadzony w Wielki Piątek nie komentuje były szef jednej z komórek Scotland Yardu, John O'Connor. Emerytowany policjant twierdzi jednak, że "nic w tej sprawie nie jest przypadkowe" i zwraca uwagę na wydarzenia poprzedzające wielki skok.

Kilka godzin wcześniej w dzielnicy Hatton Garden doszło do pożaru na stacji metra oddalonej o zaledwie 100 m od obrabowanego jubilera. Pożar był rzekomo wynikiem zwarcia w instalacji elektrycznej, ale - jak zauważył O'Connor - bardzo długo nie udało się go opanować, a przy tego typu zwarciach "to się nie zdarza", możliwy był więc sabotaż.

W okolicy od kilku dni informowano też mieszkańców o planach wykonywania podziemnych prac związanych z odnawianiem linii kolejowej i o pracach w metrze. - Mamy do czynienia z tyloma zbiegami okoliczności, że nie możemy tego po prostu zignorować - stwierdził.

Niezwykłe włamanie

Jak podały we wtorkowy wieczór brytyjskie media, do być może największego w historii napadu rabunkowego na Wyspach doszło w czasie wielkanocnej przerwy świątecznej. Złodzieje dostali się do budynku firmy Hatton Garden Safe Deposit Ltd. w piątek, lądując najpierw na jego dachu. W środku dostali się do szybu windy i spuścili nim na linach kilka pięter w dół, do podziemi.

Tam, przy pomocy ciężkiego sprzętu do cięcia materiałów budowlanych, pozbyli się dwóch rzędów grubych krat. Tak dotarli do pancernych drzwi skarbca. Wyłączyli niezwykle czułe zabezpieczenia i zabrali się do rozcinania potężnego włazu o grubości ponad pół metra. W skarbcu opróżnili wybrane depozyty i uciekli.

Śledztwo wciąż znajduje się na etapie zbierania dowodów. Wygląda też na to - piszą Brytyjczycy - że nie udało się złapać tropu złodziei, choć informowano o tym w środę.

Autor: adso\mtom / Źródło: indepentent.co.uk