Opowiadając o locie nad kanałem La Manche Franky Zapata nie zdołał ukryć wzruszenia. - Trochę głupio się czuję - wyznał "latający człowiek" ze łzami w oczach. Jeszcze bardziej rozczuliły go rozmowy telefoniczne z bliskimi. - Wszystkiego dobrego tatusiu - powiedział Francuzowi przez telefon jego syn, gratulując mu sukcesu. Dzień wcześniej wysłał ojcu wiadomość, nazywając go superbohaterem. W momencie lądowania myślałem właśnie o swojej rodzinie - wyznał Zapata.
Zapata wystartował o godzinie 8.16. Trasa lotu miała 35 kilometrów. Początkowo próba Zapaty była zaplanowana na godzinę 9, ale ze względu na dobre warunki atmosferyczne została przyśpieszona.
Jak chwilę po 8.30 poinformowała żona Zapaty, tankowanie się udało. Zapata z powodzeniem wylądował o godzinie 8.39.
Pierwszą próbę przelotu flyboardem nad kanałem La Manche Franky Zapata podjął 25 lipca. Kilka minut po starcie spadł do wody. Nie trafił w zamontowaną na łodzi platformę do tankowania, kiedy mniej więcej w połowie drogi usiłował na niej wylądować. Jeszcze tego samego dnia Francuz zapowiedział podjęcie kolejnej próby.
"Czy jest to historyczne? Nie mi to oceniać"
- Zobaczyłem jak zbliżają się klify i przyspieszyłem. Chciałem mieć frajdę. I doleciałem w końcu - relacjonował swój lot nad kanałem La Manche Franky Zapata.
- Na końcu było trochę ciężko, zaczęło mnie boleć, ale stwierdziłem: nie ma mowy, muszę wylądować - powiedział. I dodał: - wiedziałem, że tym razem się uda.
- Czy jest to historyczne? Nie mi to oceniać. Najważniejsze jest to, co jest w naszych sercach - przekonywał Francuz. Jak stwierdził, "tego się nie robi dla historii, to wychodzi z szalonego pomysłu".
Autor: momo / Źródło: tvn24