Trzeci dzień płonie ropociąg w tureckim mieście Erzincan na wschodzie kraju. Producenci paliw liczą straty i zapowiadają podwyżki cen paliw. Do podpalenia rurociągu przyznali się separatyści walczący o niepodległość Kurdystanu.
Ropociąg dostarcza paliwo z Azerbejdżanu na wybrzeże Morza Śródziemnego. Jest jedyną drogą dla tego surowca z rejonu Morza Kaspijskiego do Europy omijającą terytorium Rosji i Iranu. Ogień wymusił prewencyjne zamknięcie dwóch zaworów, co wstrzymało przepływ ropy do terminalu. Już wiadomo, że straty są ogromne, a najbardziej odczują je kierowcy.
Pożar, który wybuchł w nocy z niedzieli na poniedziałek na tureckim odcinku rurociągu Baku-Tbilisi-Ceyhan zakłócił dostawy do terminalu w tym porcie. Rzecznik firmy eksploatującej rurociąg zapewnił, że zapasy pozwolą na utrzymanie dostaw z Ceyhan do Europy. Jednocześnie stwierdził, że "nic nie wskazuje, by wybuch był wynikiem aktu sabotażu".
Nieoficjalne informacje z Turcji mówią, że naprawa rurociągu może zająć nawet 15 dni. Specjaliści będą mogli do niej przystąpić dopiero gdy wypali się ropa wyciekająca z uszkodzonego odcinka.
Liczący 1768 km długości rurociąg biegnie z pól naftowych w rejonie stolicy Azerbejdżanu Baku do Ceyhanu, tureckiego portu nad Morzem Śródziemnym. Rurociąg został uroczyście otwarty w połowie 2006 roku.
Źródło: Reuters