Kiedy porwane przez terrorystów samoloty uderzały w wieże WTC, prezydent Bush przebywał z wizytą w jednej ze szkół na Florydzie. Jego pierwsza, spokojna reakcja na wieści z Nowego Jorku, przez lata była obiektem krytyki. 10 lat później Bush tłumaczy, co wtedy czuł i dlaczego zachował kamienną twarz, gdy dotarło do niego, że Ameryka została zaatakowana.
We wtorek 11 września 2001 roku Bush był na Florydzie, w małym miasteczku niedaleko Sarasoty. Po śniadaniu prezydent pojechał do szkoły podstawowej imienia Emmy B. Booker. Miał tam mówić o reformie edukacji.
W drodze z samochodu do sali szkolnej Karl Rove powiedział, że w World Trade Center uderzył samolot. Wydało mi się to dziwne. Wyobraziłem sobie niewielki śmigłowiec, który całkowicie stracił orientację i zboczył z kursu. George W. Bush
Pierwszy samolot - przed szkołą
"W drodze z samochodu do sali szkolnej Karl Rove (prezydencki doradca - red.) powiedział, że w World Trade Center uderzył samolot. Wydało mi się to dziwne. Wyobraziłem sobie niewielki śmigłowiec, który całkowicie stracił orientację i zboczył z kursu" - wspomina Bush w swojej autobiografii "Kluczowe decyzje", która właśnie trafia do polskich księgarń.
"Później zadzwoniła Condi (Condoleezza Rice, doradczyni ds. bezpieczeństwa narodowego - red.). Rozmawiałem z nią z bezpiecznego telefonu znajdującego się w jednej z klas, którą na czas mojej podróży przerobiono na centrum komunikacji z personelem Białego Domu. Przekazała mi, że samolot, który uderzył w WTC, wcale nie był małą awionetką, tylko pasażerskim odrzutowcem" - pisze były prezydent.
Byłem oszołomiony. Ten samolot musiał mieć najgorszego pilota na świecie, pomyślałem. Jak kapitan mógł za dnia nie zobaczyć drapacza chmur? Może miał atak serca? George W. Bush
"Byłem oszołomiony. Ten samolot musiał mieć najgorszego pilota na świecie, pomyślałem. Jak kapitan mógł za dnia nie zobaczyć drapacza chmur? Może miał atak serca?" - wspomina Bush.
Już wiedząc o uderzeniu pierwszego samolotu w WTC, Bush wszedł do szkoły, przywitał się z nauczycielami i uczniami, rozpoczęła się lekcja, w której miał uczestniczyć.
Drugi samolot - podczas lekcji
Podczas lekcji, gdy Bush siedział na krzesełku przed frontem dzieci i ich rodziców, współpracownik prezydenta Andy Card stanął za nim i szeptem powiadomił, że drugi samolot uderzył w drugą wieżę.
W wywiadzie udzielonym niedawno National Geographic Channel, Bush tłumaczy się z tego, co wielokrotnie mu zarzucano - że nadzwyczaj spokojnie, zdaniem niektórych wręcz lekceważąco - zareagował na dramatyczne wiadomości.
Moją pierwszą reakcją była złość. Kto, do diabła, zrobiłby to Ameryce? Ale natychmiast skupiłem się na dzieciach, na kontraście między atakiem a niewinnością tych dzieci. George W. Bush
- Moją pierwszą reakcją była złość. Kto, do diabła, zrobiłby to Ameryce? Ale natychmiast skupiłem się na dzieciach, na kontraście między atakiem a niewinnością tych dzieci - tłumaczy Bush.
Wszystko stało się jasne. Pierwszy samolot mógł mieć wypadek. Drugi definitywnie potwierdził atak terrorystyczny. Trzeci był wypowiedzeniem wojny. Krew się we mnie wzburzyła. Pomyślałem, że znajdziemy tych, którzy to zrobili i skopiemy im tyłki. George W. Bush
I dodaje, że szybko zrozumiał, że wielu ludzi poza szkolną salą będzie obserwowało jego reakcję. - Dlatego podjąłem decyzję, że nie wyskoczę natychmiast i wyjdę z sali. Nie chciałem wstrząsnąć dziećmi. Chciałem wykazać spokój - mówi były prezydent, dodając, że właśnie spokoju w takich momentach oczekuje się od przywódców.
Trzeci samolot - w drodze na lotnisko
Jeden fakt jest bezdyskusyjny - po koszmarze z 11 września na amerykańskiej ziemi przez siedem i pół roku nie przeprowadzono żadnego udanego ataku terrorystycznego. Gdybym w jednym zdaniu miał streścić swoje największe osiągnięcie, jako prezydenta, wybrałbym właśnie to. George W. Bush
Wiadomość o trzecim samolocie, który uderzył w Pentagon, dotarła do prezydenta USA już w drodze na lotnisko, skąd miał wylecieć do Waszyngtonu.
"Wszystko stało się jasne. Pierwszy samolot mógł mieć wypadek. Drugi definitywnie potwierdził atak terrorystyczny. Trzeci był wypowiedzeniem wojny. Krew się we mnie wzburzyła. Pomyślałem, że znajdziemy tych, którzy to zrobili i skopiemy im tyłki" - wspomina Bush.
Już 11 września po południu amerykański wywiad znał nazwiska członków Al-Kaidy, którzy znajdowali się na pokładzie uprowadzonych samolotów. Przed Bushem było jeszcze podjęcie kluczowych decyzji - o rewolucji dotyczącej amerykańskich przepisów bezpieczeństwa, wreszcie - wysłaniu wojsk do Afganistanu.
"Historia będzie roztrząsać decyzje, które podjąłem, strategię, którą przyjąłem i metody, którymi postanowiłem się posłużyć. Ale jeden fakt jest bezdyskusyjny - po koszmarze z 11 września na amerykańskiej ziemi przez siedem i pół roku nie przeprowadzono żadnego udanego ataku terrorystycznego. Gdybym w jednym zdaniu miał streścić swoje największe osiągnięcie, jako prezydenta, wybrałbym właśnie to" - pisze Bush.
Źródło: tvn24.pl, PAP, Reuters
Źródło zdjęcia głównego: YouTube