Przedstawicielka krymskich władz poinformowała, że na opanowany przez Rosję półwysep "napływają uchodźcy" z Odessy. Mają opowiadać "straszne" rzeczy o wydarzeniach w mieście. Jak sprecyzowano, chodzi o dwie rodziny liczące łącznie 10 osób.
O "pojawieniu się pierwszych uchodźców" poinformowała Nina Permiakowa, deputowana z krymskiego parlamentu. - Dziesięć osób, dwie rodziny, przybyły na Krym uciekając z Odessy - stwierdziła. Umieszczono ich w pensjonatach w Eupatorii.
Najstarszym "uchodźcą" ma być "babcia, weteranka KGB", a najmłodszym - dwuletnie dziecko. - Wszyscy byli świadkami tragedii w Odessie i opowiadają straszne rzeczy - stwierdziła deputowana. Permiakowa "poprosiła" władze Krymu, aby stworzyły odpowiedni system przyjmowania "uciekinierów" z Ukrainy, bowiem "spodziewamy się napływu kolejnych z południowo-wschodnich obszarów Ukrainy."
Jak podają rosyjskie media relacjonujące wypowiedź deputowanej, wydarzenia w Odessie w pierwszych dniach maja były najbardziej krwawymi starciami od początku niepokojów na Ukrainie w grudniu. Zginęło 46 prorosyjskich demonstrantów, którzy podczas walk ze zwolennikami zjednoczonej Ukrainy zabarykadowali się w budynku związków zawodowych. W trakcie starć budynek stanął w płomieniach.
Strona rosyjska już w przeszłości informowała o "uchodźcach" uciekających z Ukrainy przed prześladowaniami. Pod koniec marca separatystyczne władze Krymu mówiły o "tysiącach" napływających z kontynentu i planowano utworzenie specjalnych obozów. Wcześniej Rosja informowała o "setkach tysięcy" uciekających ze wschodniej Ukrainy przed "prześladowaniami". Żadne z tych stwierdzeń nie doczekało się weryfikacji. Wręcz przeciwnie, brakuje jakichkolwiek dowodów na masowe ucieczki.
Autor: mk/kka / Źródło: RIA Novosti, tvn24.pl