Kradną telewizory, pralki i ubrania. Niszczą to, czego nie mogą zabrać. Rosyjscy łupieżcy w mundurach

Źródło:
The Guardian, tvn24.pl
"Musicie zrozumieć, że Rosja to nie zasady i moralność. Rosja to gwałcenie, to morderstwo, Rosja to śmierć"
"Musicie zrozumieć, że Rosja to nie zasady i moralność. Rosja to gwałcenie, to morderstwo, Rosja to śmierć"
TVN24
"Musicie zrozumieć, że Rosja to nie zasady i moralność. Rosja to gwałcenie, to morderstwo, Rosja to śmierć"TVN24

Po wycofaniu się rosyjskich wojsk z północy Ukrainy wielu mieszkańców zdecydowało się wrócić do opuszczonych domów. Te, które nie zostały zrównane z ziemią, często zostały okradzione. Rosyjscy żołnierze - jak opisuje "The Guardian" - starają się wysyłać łupy wojenne do kraju. Ukraińskie służby przekazują, że zrabowane przez najeźdźców mienie jest też sprzedawane Białorusinom na prowizorycznie zorganizowanych targowiskach.

Wioska Nowy Byków, około stu kilometrów na wschód od Kijowa, była przez miesiąc okupowana przez rosyjskich żołnierzy. Po tym, jak zostali wycofani na Białoruś, część mieszkańców zdecydowała się wrócić do domów. Wśród nich była kobieta, która przed inwazją pracowała jako zastępca dyrektora miejscowej szkoły. Dziennikarzom "Guardiana" opowiedziała, że z placówki zniknął niemal cały sprzęt elektroniczny: wśród nich komputery, projektory i drukarki.

Okupację przetrwał na swoim miejscu ekran plazmowy w gabinecie dyrektora. Na środku jego ekranu kobieta znalazła wbite nożyczki. Ktoś chciał się upewnić, że pozostawione urządzenia już nie będą mogły nikomu służyć. 

Kobieta nie była zaskoczona. W swoim zrujnowanym domu po powrocie też nie znalazła niczego wartościowego: rosyjscy najeźdźcy zabrali biżuterię, perfumy, skuter, a nawet resztki wina. Podobny los spotkał dobytek niemal wszystkich okolicznych mieszkańców. Ci, którzy pozostali w mieście, widzieli, jak Rosjanie ładowali "łupy wojenne" na ciężarówki. Kiedy były już wypełnione pralkami, laptopami czy meblami, ruszyły w kierunku granicy z Białorusią. 

Z ustaleń brytyjskiego dziennika wynika, że nie była to spontaniczna akcja grupy niesubordynowanych żołnierzy. Dziennikarze przekonują, że to usystematyzowane działania rosyjskich sił, które przygotowywały się w ten sposób do wycofania z północnej części zaatakowanego kraju.

Szukając sensu

Cytowana przez "The Guardian" Aleksandra Arkipowa, rosyjska socjolog, twierdzi, że do powszechnych grabieży dochodziło nie tylko z powodu ubóstwa żołnierzy. Arkipowa ocenia, że wielu Rosjan biorących udział w inwazji postrzega ją jako "bezsensowną". 

- Myślą więc, że jak wezmą sobie komputer, to ten komputer może przyda się ich dziecku. To sprawia, że bezsensowne ryzykowanie życiem staje się mniej absurdalne, bardziej praktyczne - przekonuje socjolog. 

Tyle że ta narracja nijak się ma do faktu, że Rosjanie chcieli jak najbardziej zohydzić powrót do domu ludzi, którzy musieli uciekać przed wojną. Wiele domostw zostało zdemolowanych. Na ścianach pojawiły się napisy (w lepszym wypadku) albo odchody. Niektóre domy - jak sugerują brytyjscy dziennikarze - zostały też demonstracyjnie zburzone. 

Wysyłki do Rosji

Hajun to oddolna inicjatywa niezależnych białoruskich dziennikarzy. Z ich ustaleń wynika, że wycofani z terenów Ukrainy żołnierze wysyłali na potęgę paczki ze zrabowanym mieniem do Rosji. Do samego Rubcowska w środkowej części Rosji, niedaleko granicy z Kazachstanem, wysłanych zostało blisko trzy tony łupów - i to tylko jednego dnia.

Wysyłanie paczek z białoruskiego miasteczka Mozyrz zostało nagrane przez kamerę znajdującą się w punkcie pocztowym. Film trafił potem do sieci. Widać na nim, jak rosyjscy żołnierze wysyłają wędki, narzędzia, akumulatory samochodowe czy hulajnogi elektryczne. 

Po tym, jak film stał się głośny w sieci, firma odpowiedzialna za wysyłanie paczek zmieniła regulamin - teraz wymaga dowodu zakupu, by nadający mógł udowodnić, że towar nie jest kradziony.

Sprzęt, którego nie dało się już wysłać, żołnierze okupanta - jak twierdzi strona ukraińska - próbowali sprzedać na terenie Białorusi. Mieli to robić na prowizorycznie zorganizowanych bazarach. 

"Każdy ma coś przy sobie"

Ukraińska służba bezpieczeństwa od początku inwazji publikuje fragmenty przechwyconych rozmów telefonicznych pomiędzy rosyjskimi żołnierzami i ich rodzinami. Niektóre z nich są dowodem na to, że Rosja podczas wojny traci bardzo wielu żołnierzy, inne wskazują, że żołnierze mają zgodę, a nawet rozkaz strzelania do cywilów. 

"The Guardian" cytuje rozmowę rosyjskiego żołnierza z żoną:

- Założę się, że wszyscy chłopcy coś tam zabrali - mówi kobieta. Zaznacza, że mąż "na pewno nie jest sam", jeżeli chodzi o kradzież.

- Każdy ma przy sobie torbę - odpowiada żołnierz.

OGLĄDAJ NA ŻYWO W TVN24 GO:

Autorka/Autor:bż//az

Źródło: The Guardian, tvn24.pl