- Stany Zjednoczone wysłały na orbitę nowe satelity szpiegowskie, które są "największą zmianą w tej dziedzinie w ciągu ostatnich trzech dekad" - oznajmił Mike Vickers, odpowiedzialny w Pentagonie za wywiad. Nie wyjaśnił wiele więcej, ale prawdopodobnie chciał przekazać, że amerykański orbitalny "wielki brat" jest sprawny jak nigdy i widzi wszystko.
Vickers stwierdził jeszcze, iż satelity należące do tajemniczego Narodowego Biura Zwiadu (National Reconnaissance Office - skryte za szczelną zasłoną tajemnicy biuro odpowiedzialne za amerykańskie satelity szpiegowskie) "po raz pierwszy tworzą w pełni zintegrowany system". Tajemnicza dziedzina Po wypowiedzeniu tych tajemniczych zdań zawartych w krótkim wystąpieniu, Vickers opuścił konferencję Geoint 2012, poświęconą obserwowaniu Ziemi z kosmosu. Co te zagadkowe słowa mogą znaczyć? W skrócie: Amerykanin przechwalał się, iż wojsko USA posiada niezrównany system śledzenia wydarzeń na ziemi za pomocą satelitów krążących wiele kilometrów wyżej. Wynoszone na orbitę satelity NRO są otoczone ścisłą tajemnicą i nie wiadomo nic o ich możliwościach. Amerykanie tak poważnie traktują kwestię dochowania sekretu, iż szczegółowe informacje na temat swoich kosmicznych urządzeń zwiadowczych ujawniają na przykład po ponad 40 latach od ich powstania, jak to miało miejsce niedawno z satelitami KH-9 Hexagon.
Z tego powodu wypowiedź Vickersa została przyjęta na konferencji z zaskoczeniem i wywołała falę domysłów oraz spekulacji. Sieć satelitów Portal "Aol Defense" twierdzi, że Vickersowi chodziło o stworzenie sieci współpracujących z sobą satelitów, które umożliwiają niespotykaną wcześniej długotrwałą inwigilację celu. Bolączką tradycyjnych kosmicznych szpiegów jest to, że krążą po orbitach i mogą obserwować wybrany skrawek Ziemi jedynie przez krótki czas, kiedy nad nim przelatują. Potem muszą oblecieć całą planetę. Tworzy to niepożądane "dziury" w obserwacji. Z tego powodu między innymi nadal w użyciu są tradycyjne samoloty zwiadowcze, które Ziemi okrążać nie muszą. Jak oględnie stwierdził Vickers w swoim przemówieniu, wojsko pracuje nad "automatycznym śledzeniem celów przez maszyny". Jak przypuszczają specjaliści rozmawiający z "Aol Defense, jeden satelita ma stwierdzać obecność "obiektu" na danym obszarze, przekazywać tą informację do kolejnego, który dokładnie określi jego położenie i poinformuje ludzkiego operatora. Ten może potwierdzić, że namierzony obiekt to cel i nakaże jego automatyczne śledzenie przez konstelację kosmicznych szpiegów. W ten sposób przy minimalnym nakładzie ludzkiej pracy przykładowy przywódca terrorystyczny szybko znajduje się pod stałym "nadzorem".
Precyzja w każdym miejscu globu? Według byłego szefa NRO, Bruca Carlsona, systemy montowane na współczesnych satelitach są tak wyrafinowane, że można z bardzo dużą dokładnością namierzyć osobę rozmawiającą przez telefon komórkowy czy radio i przekazać koordynaty celu do na przykład oczekującego bombowca. W ten sposób zupełnie niczego nieświadoma osoba, nawet znajdująca się w największej głuszy, może zostać błyskawicznie namierzona, po czym automatycznie śledzona, obfotografowana, a wszystko to za pomocą niewidocznych "oczu" w kosmosie. Tego rodzaju metody kosmicznej permanentnej inwigilacji, o ile faktycznie są rzeczywistością skrytą za kurtyną tajemnicy, zdecydowanie odbiegają od tradycyjnych wyobrażeń o satelitach zwiadowczych, które potrafią jedynie robić zdjęcia wybranego obszaru.
Autor: mk//kdj / Źródło: AOL Defense
Źródło zdjęcia głównego: US Gov