Lider antyszczepionkowców, lekarz, nauczycielka. Nie wierzyli w pandemię, teraz żałują. Lista "skruszonych"

Źródło:
La Repubblica, Corriere della Sera, Il Fatto Quotidiano
Apel pacjentki włoskiego szpitala. "Szczepcie się. Ja tego nie zrobiłam i żałuję"
Apel pacjentki włoskiego szpitala. "Szczepcie się. Ja tego nie zrobiłam i żałuję"
ASP di Agrigento
Apel pacjentki włoskiego szpitala. "Szczepcie się. Ja tego nie zrobiłam i żałuję"ASP di Agrigento

Sabrina Pattarello do szkoły przychodziła bez maseczki i mówiła swoim uczniom, że "na COVID-19 umierają tylko seniorzy". Pasquale Bacco, lekarz, twierdził, że trumny wywożone ze szpitali zakaźnych są puste, a do tłumów krzyczał: "Ten wirus nikogo nie zabił, to jeden wielki wymysł. Całujcie się!". Dziś i on, i nauczycielka, i wielu innych "skruszonych" biją się publicznie w pierś. Włoskie media opisują kolejne przypadki osób, które drwiły z koronawirusa, a teraz przyznają: byliśmy w błędzie.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA ŻYWO>>>

Choć mogło się wydawać, że nikt i nic nie zdoła ich przekonać, ostatecznie udało się to temu samemu wirusowi, którego istnienie kwestionowali i wyśmiewali. Lista nazwisk osób, które publicznie przyznały, że zmieniły swoje podejście, wydłuża się. Większość z nich ma za sobą ciężki przebieg choroby dróg oddechowych po zakażeniu SARS-CoV-2. Albo bliski kontakt z umierającymi z powodu COVID-19. Włoscy dziennikarze określają ich mianem "pentiti" (w języku włoskim "pentirsi" oznacza "żałować, okazać skruchę"), słowem, które jeszcze do niedawna w mowie potocznej było zarezerwowane głównie dla kryminalistów, którzy zdecydowali się na współpracę z prokuraturą.

Zaraził się na pielgrzymce. "Czułem ogromny lęk"

Najgłośniejszym przypadkiem "skruszonego" ostatnich dni jest Lorenzo Damiano, 56-latek z regionu Wenecja Euganejska. Media nazywają go lokalnym "liderem antyszczepionkowców". Jest aktywistą znanym w miejscowości Conegliano, kandydował tam na urząd burmistrza z ugrupowania "#Norymberga2". W wywiadzie dla portalu oggitreviso.it tłumaczył, że "Włochom należy się prawda dotycząca chaosu spowodowanego pandemią", dlatego planował "powtórkę z procesu w Norymberdze, aby odpowiedzialni za pandemię zostali ukarani za swoje czyny". "Koronawirus to spisek, został stworzony celowo" - mówił. Był przeciwny szczepieniom i wprowadzaniu przepustek sanitarnych, co wielokrotnie powtarzał przez megafon na lokalnych demonstracjach, na których regularnie się pojawiał. Ostatnio jednak zmienił zdanie.

W listopadzie wybrał się na pielgrzymkę do Medziugorie i tam zaraził się koronawirusem. Do Włoch wrócił z ciężkimi objawami COVID-19 i szybko trafił na oddział intensywnej terapii szpitala w Vittorio Veneto. "Moja wizja świata się zmieniła. Czuję, że jestem teraz gotowy przekonywać ludzi, tak długo jak Bóg mi na to pozwoli, że warto jest słuchać świata nauki" - mówił w nagraniu, jakie opublikował 30 listopada lokalny portal a3news.it. Damiano leżał jeszcze wtedy w sali na oddziale zakaźnym, ale już wiedział, że niedługo uda mu się wyjść ze szpitala.

Po wypisaniu tłumaczył dziennikarzom, że czuł strach przed śmiercią. "Bałem się najgorszego, naprawdę, czułem ogromny lęk" - mówił dziennikowi "Gazzettino di Treviso". Swoje "nawrócenie" porównał do upadku z konia, bo choroba zmieniła jego poglądy o 180 stopni. - Czasem trzeba przejść przez bardzo wąskie drzwi na drugą stronę, żeby zrozumieć ten świat takim, jaki jest. Moim błędem było to, że byłem zbyt pewny siebie - przyznał przed kamerą dziennikarce a3news.it. Zapewnił ją, że będzie namawiał wszystkich wątpiących, żeby się zaszczepili.

Zaznaczył też jednak, że dalej nie dziwi się ludziom protestującym na ulicach przeciwko obowiązkowi szczepień, bo "kłótnie między politykami i fakt, że sami naukowcy się między sobą sprzeczają, wprowadzają chaos, nie wiadomo komu wierzyć".

Twierdzi, że przespał ostatnie 1,5 roku

Takie tłumy zagrzewał do protestów lekarz z Neapolu. - Chciałbym zobaczyć, czy macie odwagę powiedzieć nam tu wszystkim zebranym, że w tej szczepionce jest woda kanalizacyjna! - krzyczał na wiecu w Rzymie we wrześniu 2020 roku Pasquale Bacco. - Ten wirus nikogo nie zabił, to jeden wielki wymysł - mówił miesiąc później do zebranych na głównym placu Taranto. - Każą nam nosić maski, które są g***o warte, powinniśmy je wszystkie wyrzucić do śmieci. Całujcie się! - nawoływał, na co protestujący reagowali gromkimi brawami i okrzykami radości.

- Dziś nie powtórzyłbym już tych słów - twierdzi Bacco w rozmowie z dziennikarzem telewizji La7, który odwiedził go już rok temu i postanowił przyjechać do niego ponownie w tym roku. Wtedy Bacco tłumaczył mu, dlaczego nie warto słuchać zaleceń ministerstwa zdrowia. Tym razem nie drwił już z maseczki dziennikarza, jak to było ostatnio. Wręcz przeciwnie, sam zasłonił nos i usta modelem FFP2.

- Mam wrażenie, że ostatnie półtora roku przespałem. Jako lekarz, jako obywatel. Najbardziej żałuję tego, że nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak moje słowa mogą wpłynąć na decyzje innych - przyznał.

Włoska izba lekarska zawiesiła go w obowiązkach już w ubiegłym roku, co nie sprawiło, że ludzie zebrani na wiecach przestali przyjmować jego teorie z entuzjazmem. Twierdził, i mówił o tym głośno, że trumny wyjeżdżające w ubiegłym roku z Bergamo na wojskowych ciężarówkach były puste. - Wobec chorych Włochów stosujemy nieodpowiednie metody leczenia. Strzelamy w ich osłabione płuca bombą tlenową, która ich zabija. Podkreślam, to jest rzeź, której dokonuje państwo, a lekarze są narzędziem śmierci - mówił na konferencji prasowej w październiku 2020 roku, co cytował później portal liberoquotidiano.it.

18 marca 2020 roku. Ciężarówki wywożące ciała z Bergamo do kostnic w pobliskich miastachFrancesca Volpi/Blooomberg/Getty Images

- Przesadzałem. Mówiłem to, co czułem, że ludzie chcą usłyszeć - wyjaśniał w ubiegłym tygodniu dziennikarzowi La7. Skąd zatem jego nagła zmiana? - Przyjaciółka anestezjolożka zaprowadziła mnie na oddział intensywnej terapii. Zobaczyłem trzech młodych ludzi w bardzo ciężkim stanie zdrowia. Koleżanka mówi do mnie: zobacz, jeden z nich, ten 29-latek, praktycznie walczy już o życie, bo słuchał podobnych do ciebie, którzy banalizują tę chorobę - wspomniał Bacco. Dodał, że przeraził go fakt, że wirus zaatakował tak młodych ludzi. - Czuję się winny. Nie możemy teraz wychodzić na place i mówić "całujcie się i przytulajcie". Wirus, przez mutacje, jest jeszcze groźniejszy niż wcześniej - podkreślił. Sam siebie określa teraz jako przeciwnika przepustek sanitarnych, ale już nie przeciwnika szczepień. Zapowiedział, że myśli o przyjęciu pierwszej dawki.

"Widziałem 40-latków, którzy nie mogą wejść do mojej karetki. Zrozumiałem"

Powyższe historie opisał też dziennik "La Repubblica" w artykule o znamiennym tytule "Skruszeni antyszczepionkowcy". Ale tych nawróconych, którzy publicznie przyznali się do błędu, jest o wiele więcej.

Dziennikarze przypominają pacjentkę szpitala w Riberze na Sycylii. 56-letnia Maria Paola Grisafi nagrała film - apel do wszystkich, którzy się nie zaszczepili. - Kiedy zachorowałam, czułam się okropnie. Dzięki opiece personelu jest już lepiej. Chciałam wam wszystkim coś powiedzieć: szczepcie się. Ja tego nie zrobiłam i żałuję, myliłam się. Ryzykowałam życie - dodała później. Tłumaczyła, że na sali szpitalnej, gdzie przebywała, były wyłącznie osoby niezaszczepione. - Każdy z nas się pomylił. Wszyscy teraz tego żałujemy - mówiła z trudem, nie kryjąc emocji, z twarzą schowaną za aparaturą, która przez całą dobę podawała jej tlen. Grisafi wyzdrowiała i jeszcze przed końcem sierpnia wypisano ją ze szpitala.

"La Repubblica" pisze też o Sabrinie Pattarello. To nauczycielka z Treviso. "W swojej rodzinnej miejscowości była znana jako zagorzała przeciwniczka wszystkich narzucanych przez rząd obostrzeń. Nie nosiła maseczki, sąsiadom odpowiadała, że 'ten wirus to jakiś wymysł'." - czytamy w dzienniku "Il Gazzettino". Nie zasłaniała twarzy również w szkole, do której przychodziła uczyć dzieci. "Do tego podsuwała uczniom konkretne teksty i artykuły propagandy antyszczepionkowej, mówiła im, że 'na COVID-19 umierają tylko seniorzy'" - pisze dziennik. Zaniepokojeni rodzice doprowadzili do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego w szkole, którego wynikiem było zawieszenie kobiety w obowiązkach służbowych.

Apel pacjentki włoskiego szpitala. "Szczepcie się. Ja tego nie zrobiłam i żałuję"
Apel pacjentki włoskiego szpitala. "Szczepcie się. Ja tego nie zrobiłam i żałuję"ASP di Agrigento

Nastawienie Pattarelli zmieniło się w połowie października, kiedy trafiła na oddział intensywnej terapii. Ze szpitala w Treviso 45-latka wyszła dopiero 4 listopada. - Zrozumiałam, że z tym wirusem nie ma żartów. Nie jestem tą samą Sabriną, którą byłam miesiąc temu. Jestem kompletnie nową osobą - przyznała w rozmowie z dziennikiem. I zapowiedziała, że chce się zaszczepić.

Paolo Vivano jest z kolei kierowcą z Barletty (region Apulia), który na co dzień jeździ karetką. Praca z medykami nie przeszkadzała mu w utrzymywaniu przez długie miesiące, że zakażenie koronawirusem da się przejść jak zwykłe przeziębienie. Założył nawet fanpage w mediach społecznościowych, gdzie regularnie zamieszczał posty o teoriach spiskowych. - Znajomi nazywali mnie "Capo dei no vax" ("szefem antyszczepionkowców" - red.). Myślałem, że koronawirus został wymyślony po to, żeby koncerny farmaceutyczne miały na kim zarobić. Ale kiedy widziałem czterdziestolatków, którzy nie mogą wejść do mojej karetki i ledwo łapią oddech, zrozumiałem, że z teoriami spiskowymi ten wirus ma niewiele wspólnego. Zaszczepiłem i siebie, i swojego syna - powiedział w wywiadzie dla "La Repubbliki".

Aktorzy, pieniądze, groźby

Nie wszystkich te "nawrócenia" przekonują. "Skruszeni" opowiadają w mediach, że nie wszyscy dotychczasowi znajomi im wierzą, niektórzy zerwali z nimi kontakty. Pasquale Bacco, lekarz z Neapolu opowiadał w programie telewizji La7 o pogróżkach, jakie dostaje. - Ludzie piszą, że życzą mi śmierci, że się sprzedałem. Kiedy ktoś wysłał mi zdjęcie samochodu w moim garażu, co oznaczało jednoznacznie, że mnie śledzi, naprawdę się przestraszyłem. Poszedłem z tym na policję - relacjonował.

Post o podobnej treści zamieścił w czwartek Marco Marchesin, (były) zagorzały przeciwnik szczepień: "To, co mówiłem, nie było przez nikogo opłacane ani reżyserowane. Kierował mną tylko mój ból i moje lęki wywołane wirusem, który poważnie uszkodził mi płuca. Tylko Bóg wie, co oznacza bycie przykutym do aparatury, która pomaga oddychać. Nie będę tłumaczył tego osobom, które nie chcą słuchać, a przede wszystkim tym, którzy mnie obrażają".

Marchesin to 50-latek z Piacenzy, o którym pisały wszystkie włoskie media, po tym jak zamieścił na swoim profilu w mediach społecznościowych film-apel z oddziału intensywnej terapii. "Nie sądziłem, że się tu znajdę. Nie szczepiłem się, większość osób wokół mnie też nie. Przed chwilą zmarła tu znajoma, która miała 41-lat.... Myliłem się, nie popełniajcie tego błędu co ja, nie dajcie się zabić tej chorobie" - mówi w nagraniu, choć jego słowa ledwo słyszymy - zagłusza je syk aparatury dostarczającej tlen do przezroczystego hełmu.

"Tlenu nie odmawia nikt". Bo głód powietrza powoduje lęk

Włoscy dziennikarze chętnie udostępniają podobne filmy i nagłaśniają takie apele. Sami również próbują pokazywać, że pacjenci leżący na oddziałach to nie opłacani aktorzy. Ilaria Dalle Palle, dziennikarka telewizji TgCom24, poprosiła o zgodę na wejście na OIOM szpitala w Trieście. Ubrana w skafander, odpowiednio zabezpieczona, rozmawiała z ludźmi podłączonymi do sprzętu podającego tlen. "Oczywiście, że gdybym mógł cofnąć się w czasie, to bym się zaszczepił", "Chciałam przyjąć swoją dawkę preparatu Pfizera, ale dzieci mówiły mi: po co chcesz to robić?" - opowiadali jej seniorzy. Byli też tacy, którzy utrzymywali, że szczepienie nie uchroniłoby ich przed bólem w szpitalu. "Na wszystko jest lekarstwo. Placówki są też pełne ludzi, którzy chorują na grypę" - mówił jej jeden z rozmówców.

Massimo Puoti, dyrektor oddziału zakaźnego w szpitalu Niguarda w Mediolanie, potwierdza: nie wszystkim przeciwnikom szczepień pobyt w szpitalu zmienia światopogląd. - 30 do 35 procent pacjentów obstaje przy swoim, co więcej, potrafią obrażać personel, bo w ich przekonaniu COVID-19 jest czymś, co nie istnieje, a medycy są częścią spisku. Ale dobre 60, 70 procent z każdym dniem pobytu zaczyna coraz więcej rozumieć, wiele osób płacze, dzwoni do swoich krewnych, żeby zapisywali się na szczepienia - mówił w rozmowie z agencją prasową Adnkronos. - Ale podania tlenu nie odmawia nikt. Głód powietrza jest czymś niesamowicie ciężkim, powodującym lęk - podkreślił.

Przywódcy słabną

Dziennikarka TgCom24 nieprzypadkowo wybrała akurat Triest. Tę północną miejscowość, razem z prowincją Bolzano uznaje się we Włoszech za dwie nieformalne stolice antyszczepionkowców i przeciwników przepustki sanitarnej. To tam zaczęły się regularne, cosobotnie protesty, które rozlały się później po kraju. Autorytet przywódców z Triestu w ubiegłych tygodniach znacznie jednak osłabł.

Stefano Puzzer, twarz północnych protestów, "otrzymał właśnie policyjny zakaz zbliżania się do granic miasta Pordenone przez najbliższe trzy lata" - poinformował dziennik "Corriere della Sera". Wszystko przez to, że ktoś zauważył, że Puzzer brał udział, a być może nawet zorganizował, nielegalny protest pod tamtejszym szpitalem. Podobny zakaz wydała już 3 listopada policja w Rzymie - Puzzer nie może pojawić się w stolicy Włoch ani na chwilę, aż do końca 2024 roku.

Najmniej chętnie szczepi się południe i Bolzano. Najbardziej - sąsiadujące ze sobą Lombardia, Toskania i Emilia Romaniatvn24.pl, governo.it/report-vaccini

A Eduard Irniel Ciobanu, 47-latek "idący zawsze w pierwszej linii każdego protestu Puzzera" ("Corriere"), pod koniec listopada zakaził się koronawirusem i trafił na OIOM w Trieście, gdzie szybko dołączył do grona "skruszonych". - Nie chciałem wierzyć w pandemię. Ale zmieniłem zdanie. Lekarze mówią, że moje płuca są zdewastowane. Do teraz nie oddycham samodzielnie - mówił dziennikarzowi telewizji La7 3 grudnia.

Koronawirus we Włoszech

Po dwóch dawkach szczepionki jest ponad 85 procent ludności kraju. 14 milionów osób zaszczepiło się trzecią dawką; to jedna czwarta populacji powyżej 12 lat. Od środy trwają szczepienia dzieci w wieku od 5 do 11 lat.

Z rządowych danych wynika, że najmniej chętnie szczepią się mieszkańcy najbiedniejszych, najbardziej zacofanych gospodarczo regionów południa (Kalabria, Sycylia) i ci ze "stolicy antyszczepionkowców", północnej prowincji Bolzano. Z kolei najbardziej - w Lombardii (uznawanej na początku pandemii za epicentrum europejskich zakażeń), oraz sąsiadujących Toskanii i Emilii-Romanii. Stosunkowo najwięcej procent uprawnionych do szczepień przyjęło już w tych regionach dwie dawki szczepionki.

Autorka/Autor:Wanda Woźniak/mtom

Źródło: La Repubblica, Corriere della Sera, Il Fatto Quotidiano

Źródło zdjęcia głównego: Stefano Guidi/Getty Images