OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>
CZYTAJ RAPORT TVN24.PL: KORONAWIRUS - NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE >>>
Karen Mannering z miejscowości Herne Bay w hrabstwie Kent w południowo-wschodniej części Anglii spodziewa się czwartego dziecka. Jest w szóstym miesiącu ciąży. W drugim tygodniu marca 39-latka zaczęła zmagać się z uporczywym kaszlem i gorączką, ale - jak opowiada brytyjskiej stacji - personel obawiał się przyjęcia jej do szpitala. Po jedenastu dniach sytuacja się zmieniła.
- Zadzwoniłam na pogotowie. Mój oddech brzmiał tak źle, że w ciągu kilku minut przed naszym domem pojawiła się karetka - mówi Mannering. - Usiłowałam złapać oddech, od razu podano mi tlen - dodaje.
Okazało się, że kobieta choruje na COVID-19. Przez tydzień była izolowana w szpitalnej sali. - Nikomu nie pozwalano mnie odwiedzić - opowiada. - To był bardzo samotny, ponury czas. Leżałam w łóżku, przez dwa albo trzy dni nie mogłam nawet pójść do toalety - wspomina Karen Mannering.
- Kiedy miałam trudności z oddychaniem, wołałam o pomoc i musiałam czekać, aż personel założy sprzęt ochronny. Rozmawiałam przez telefon z rodziną, która próbowała mnie uspokoić. Byłam przerażona, że umieram, a moja rodzina dała do zrozumienia, że jest gotowa na najgorsze - wspomina kobieta.
- Walczyłam o każdy oddech. Walczyłam o życie moje i mojego dziecka – podkreśla.
Karen wróciła już do domu. Izoluje się w pokoju, z dala od reszty rodziny. Jej stan jest lepszy, ale wciąż ma suchy kaszel. Przypuszcza, że mogła zarazić się koronawirusem w salonie kosmetycznym, w którym pracuje.
"Czułam się jakbym została pobita"
26-letnia Jessie Clark z Sheffield w północnej Anglii bała się, że byłaby bezbronna, gdyby zachorowała na COVID-19. Ma przewlekłą chorobę nerek. Pięć lat temu usunięto jej narząd. Kiedy zaczęła kaszleć i coraz bardziej brakowało jej tchu, zaczęła się naprawdę martwić. W ciągu kilku dni pojawiły się problemy z poruszaniem się. - Odczuwałam ból w żebrach, plecach i brzuchu. Czułam się, jakbym została pobita - opowiada dziennikarzom BBC.
Dwa dni po ogłoszeniu przez premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona ograniczeń w przemieszczaniu się narzeczony zabrał ją na pogotowie, gdzie zostali szybko od siebie odseparowani ze względu na procedury bezpieczeństwa. - Bałam się zostać sama, ale byłam tak osłabiona, że chciałam tylko, żeby ktoś mi pomógł - podkreśla Clark. - Dostałam specjalną maskę. Zabrano mnie na oddział przeznaczony dla pacjentów zarażonych koronawirusem. Na oddziale były przestrzegane zasady społecznego dystansu, mieliśmy osobne przestrzenie, łóżka były oddzielone ścianami – relacjonuje.
Jak mówiła, nie zbadano jej na obecność koronawirusa. - Lekarz powiedział, że nie mogą robić testów wszystkim, ale przypuszczano, że jestem zakażona. Lekarz powiedział, że ból, który odczuwałam, wynika z zapalenia płuc, powinnam zastosować samoizolację i brać środki przeciwbólowe - wspomina.
- Nigdy wcześniej nie miałam problemów z oddychaniem - zapewnia 26-latka.
Pięć dni po opuszczeniu szpitala wciąż ma trudności z chodzeniem i z powodu osłabienia śpi po 18 godzin dziennie. Czasami ma kaszel, ale łatwiej jej już oddychać. - Myślę, że niektórzy młodzi ludzie uważają, że są niepokonani, ale teraz większość z nich poważnie podchodzi do zagrożenia - mówi. - Pojawiło się wiele informacji, że wirus nie ma wpływu na ludzi w moim wieku, ale tak nie jest - dodaje.
"Dyszałem jak staruszek. Nie byłem w stanie się poruszać"
Stewart Boyle jest prawie pewien, że zaraził się koronawirusem na jednym ze spotkań swojego chóru, kilka tygodni temu. - Zachowywaliśmy dystans między sobą, kiedy spotkaliśmy się w czwartek, ale w niedzielę większość z nas miała objawy grypopodobne - opowiada. W ciągu kolejnych dziesięciu dni stan zdrowia 64-latka się pogorszył.
Jak przyznaje, na początku objawy były słabe, ale później proste czynności, jak wchodzenie po schodach, sprawiały mu już problemy. - Dyszałem jak staruszek. Nie byłem w stanie się poruszać, wirus zaatakował moje płuca i straciłem chęć do walki - mówi mężczyzna.
Trafił do szpitala. - To było jak z filmu - wspomina. - Zostałem przetransportowany do czerwonej strefy, gdzie poddano mnie testom. Podali mi tlen - mówi. - Przez kilka godzin miałem czarne myśli. Myślałem, że to mój koniec, ale chciałem żyć - podkreśla.
- Czułem, że toczę batalię i muszę zebrać wszystkie siły, by przez to przejść. Tlen dodawał energii moim płucom w walce z chorobą, lekarze byli niesamowici, zrobili wszystko, by mi pomóc. Nie ma szczepionki ani magicznej mikstury, która mogłaby ocalić chorego, wszystko opiera się na naszej odporności - mówi. W sobotę Stewart Boyle opuścił szpital, izoluje się w domu.
Według najnowszych danych brytyjskiego ministerstwa zdrowia, na Wyspach liczba nowych potwierdzonych zakażeń wzrosła o 4244 i wynosi obecnie 33 718. Zmarło 2921 osób.
Autorka/Autor: js//rzw
Źródło: BBC, PAP