Kim Dzong Un "na rozdrożu". Wieści o zabitych rozchodzą się w Korei Północnej 

Źródło:
Straits Times, Reuters, tvn24.pl
Nagranie, mające przedstawiać żołnierzy północnokoreańskich w obwodzie kurskim w Rosji
Nagranie, mające przedstawiać żołnierzy północnokoreańskich w obwodzie kurskim w Rosji Anton Heraszczenko/Twitter
wideo 2/4
Nagranie, mające przedstawiać żołnierzy północnokoreańskich w obwodzie kurskim w Rosji Anton Heraszczenko/Twitter

W obliczu dotkliwych strat Korei Północnej w wojnie w Ukrainie rosną wątpliwości co do opłacalności wysłania kolejnych żołnierzy na front - wskazuje singapurski dziennik "Straits Times". Tymczasem z doniesień medialnych wynika, że wiadomości o poległych żołnierzach, mimo ścisłej cenzury, zaczęły docierać do mieszkańców Korei Północnej.

Według szacunków wywiadu Korei Południowej, Korea Północna wysłała około 11 tysięcy żołnierzy na wojnę z Ukrainą. Cztery miesiące później 4 tysiące z nich zostało rannych, zaginionych, schwytanych lub zabitych, a północnokoreańskie jednostki po tak ciężkich stratach musiały zostać wycofane z frontu. Kim Dzong Un według niepotwierdzonych doniesień ma przygotowywać kolejnych żołnierzy do wysłania do walk z Ukraińcami, jednak singapurski dziennik "Straits Times" zwraca w piątek uwagę, że tak ogromne straty ponoszone na froncie "wzbudzają wątpliwości co do sensowności" wysłania kolejnych żołnierzy reżimu.

Wieści o zabitych rozchodzą się w Korei

Północnokoreański reżim wysłanie swoich wojsk do Europy od początku utrzymuje w ścisłej tajemnicy, a rodziny zabitych żołnierzy mają otrzymywać jedynie lakoniczne informacje o "śmierci na służbie". Mimo to z kolejnych doniesień medialnych wynika, że wiadomości o poległych na froncie żołnierzach zaczęły rozprzestrzeniać się wśród mieszkańców Korei Północnej.

Radio Free Asia poinformowało pod koniec stycznia powołując się na źródła w Korei Północnej, że ​​ceny fałszywych zaświadczeń o gruźlicy wzrosły w tym kraju pięciokrotnie ze 100 dolarów (ok. 400 zł) rok temu do 500 dolarów (ponad 2000 zł). Przyczyną mają być starania zdesperowanych rodzin, które starają się o sfałszowane dokumenty, aby opóźnić pobór ich bliskich o co najmniej rok. W rezultacie Korea Północna "ma jeden z najwyższych wskaźników zapadalności na gruźlicę na świecie", wskazuje "Straits Times".

Dobrze poinformowany południowokoreański portal Daily NK w tym tygodniu donosił z kolei, że wiele rodzin w Korei Północnej proponuje urzędnikom łapówki w wysokości sięgającej już 3 tysięcy dolarów (ponad 12 tys. zł), aby ich synowie uniknęli poboru. Kwoty te są w realiach Korei Północnej wręcz astronomiczne, przez co niektórzy mają nawet oferować sprzedaż własnych domów, by zdobyć takie pieniądze. W Korei Północnej wszyscy zdolni do służby mężczyźni są powoływani do wojska od 17. roku życia nawet na 10 lat.

ZOBACZ TEŻ: Jadą do Rosji na studia, ale prawdziwy cel może być inny

Korea Północna wyśle więcej żołnierzy?

Pod koniec stycznia Kolegium Połączonych Szefów Sztabów Korei Południowej (JCS) przekazało, iż podejrzewa, że reżim w Pjongjangu przygotowuje się do wysłania większej liczby żołnierzy do Rosji. Teraz cytowani przez "Straits Times" eksperci podają jednak w wątpliwość, czy wysyłanie kolejnych północnokoreańskich żołnierzy na front w Ukrainie opłaci się Kim Dzong Unowi.

Zdaniem dr Cho "przywódca Korei Północnej stoi teraz na rozdrożu, biorąc pod uwagę fakt, że może stracić jeszcze więcej ludzi". Kolejne straty to natomiast ryzyko rosnącego niezadowolenia społecznego mimo utrzymywanej ścisłej cenzury.

- Kluczowym dylematem Kima jest to, że rozmieszczone wojska północnokoreańskie wykazały się słabą skutecznością bojową i poniosły niemal katastrofalne straty - mówi dr Cho Ha Bum z Koreańskiego Instytutu Zjednoczenia Narodowego (KINU). - Ponadto istnieje niewiele dowodów na to, że Rosja udzieliła Korei Północnej znaczącej rekompensaty w zamian za rozmieszczenie wojsk i wsparcie w zakresie broni - podkreślił.

CZYTAJ WIĘCEJ: Żołnierzy Kima już tam nie ma. "Nie obserwujemy charakterystycznej taktyki"

Autorka/Autor:wac//mm

Źródło: Straits Times, Reuters, tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: ARTEM GEODAKYAN/SPUTNIK/KREMLIN/PAP