"Trochę wbrew istocie kodeksu Schengen" - tak premier Donald Tusk ocenił informacje o tym, że Niemcy mogą przedłużyć kontrole graniczne po wrześniu 2025 roku. To przedłużenie - mimo że niepotwierdzone jeszcze przez stronę niemiecką - szef polskiego rządu wymienił jako jeden z powodów wprowadzenia od 7 lipca 2025 do 5 sierpnia 2025 roku kontroli na granicach Polski z Niemcami i Litwą. I zapewnił: "Byliśmy obrońcami Schengen i pozostaniemy rzecznikami tego, aby ruch w Europie był bez granic i bez ograniczeń. Ale to musi być wola wszystkich sąsiadów taka sama, symetryczna". Te słowa szybko spotkały się z odpowiedzią ze strony kanclerza Niemiec Friedricha Merza, który 1 lipca powiedział: "Naturalnie chcemy utrzymać strefę Schengen, ale swoboda przemieszczania się w niej będzie działać na dłuższą metę tylko wtedy, gdy nie będzie nadużywana".
Tezy o "końcu Schengen" można było przeczytać w sieci jeszcze zanim Polska zdecydowała się przywrócić kontrole graniczne z dwoma sąsiadami. Po takiej zapowiedzi ze strony Belgów w połowie czerwca 2025 roku jeden z polskich internautów napisał w serwisie X: "Niemcy, Holandia, a teraz Belgia zawiesza strefę Schengen. A przecież swoboda podróżowania to koronny argument euroentuzjastów". Inny skomentował tę decyzję na Facebooku: "To jest już koniec Schengen". A lider Konfederacji na Lubelszczyźnie Rafał Mekler, komentując korki na polsko-niemieckiej granicy wywołane kontrolami, stwierdził 12 czerwca: "Nachodźcy zabili Schengen".
Polska jest jedenastym krajem strefy Schengen, który w ostatnim czasie zgłosił konieczność wprowadzenia czasowych kontroli na wewnętrznych granicach. Eksperci od spraw europejskich tłumaczą jednak, dlaczego mimo takich tendencji "składanie Schengen do grobu jest przedwczesne".