Wojska azerbejdżańskie rozpoczęły w niedzielę operację militarną w Górskim Karabachu, enklawie należącej formalnie do Azerbejdżanu, lecz zamieszkanej i kontrolowanej przez Ormian. Wskutek największego od lat napięcia w tym spornym regionie władze obydwu państw wprowadziły stan wojenny. O powodach konfliktu w Górskim Karabachu i o tym, jak może zakończyć się jego najnowszy epizod, mówi tvn24.pl analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Arkadiusz Legieć.
Według armeńskich władz, w niedzielę rano rozpoczął się atak sił azerskich na osady cywilne w Górskim Karabachu. Ministerstwo obrony Azerbejdżanu podało natomiast, że siły zbrojne Armenii "przeprowadziły duże prowokacje" i ostrzelały pozycje azerbejdżańskiej armii i przygraniczne miejscowości. Przekazało też, że rozpoczęto operację wojskową wzdłuż tak zwanej linii kontaktowej - mocno zaminowanej ziemi niczyjej, która oddziela siły wspierane przez Armenię od wojsk Azerbejdżanu w regionie.
Niedzielne wydarzenia to kolejna odsłona sporu o Górski Karabach, enklawę należącą formalnie do Azerbejdżanu, lecz zamieszkiwaną i kontrolowaną przez Ormian. Początek konfliktu sięga roku 1988, czyli okresu schyłkowego Związku Radzieckiego. Już po ustanowieniu niepodległości w obydwu państwach, początkowe starcia między Armenią i Azerbejdżanem przerodziły się w wojnę, która pochłonęła około 30 tysięcy ofiar śmiertelnych. W 1994 roku podpisano zawieszenie broni, które jednak nie położyło kresu konfliktowi. W ostatnich miesiącach starcia między siłami obydwu państw nasiliły się.
O powodach konfliktu w Górskim Karabachu oraz o tym, jak może zakończyć się jego najnowszy epizod, mówi w rozmowie z tvn24.pl analityk ds. Kaukazu i Azji Centralnej Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Arkadiusz Legieć.
Przyczyny konfliktu w Górskich Karabachu
- Konflikt w Górskim Karabachu od 1994 roku, czyli od zawieszenia broni między Armenią i Azerbejdżanem, wygląda cały czas tak samo. Mamy do czynienia ze status quo, w którym Armenia de facto kontroluje teren formalnie przysługujący Azerbejdżanowi - tłumaczy Legieć. Zwraca przy tym uwagę, że zmagania między obiema stronami przybierają różną intensywność, a największa eskalacja w ostatnich latach miała miejsce w 2016 roku. Wtedy to w kwietniu w starciach zginęło łącznie kilkudziesięciu żołnierzy po obu stronach konfliktu.
Zdaniem analityka PISM, "to, co dzieje się teraz, ma te same przyczyny, co poprzednie napięcia". - Obie strony uważają, że Górski Karabach przynależy się właśnie im. Żadna ze stron nie jest gotowa na rozwiązania pokojowe, mimo że działania takie podejmowane były w ramach Grupy Mińskiej (komórki OBWE do rozwiązania azersko-ormiańskiego konfliktu, której przewodniczą Rosja, Francja i Stany Zjednoczone - red.). Rozmowy te jednak nie przyniosły żadnego konkretnego rozwiązania - mówił.
- Obecny premier Armenii Nikol Paszynian dochodząc do władzy deklarował, że chciałby pokoju w Górskim Karabachu, jednak szybko zmienił retorykę, zapewniając o przynależności tego regionu do Armenii oraz deklarując konieczność jego utrzymania. Jego słowa poparły działania także władz samego Górskiego Karabachu, takie jak choćby decyzja o przeniesieniu budynku karabachskiego parlamentu do Szuszi, miasta o dużym znaczeniu historycznym zarówno dla Ormian, jak i Azerów - tłumaczył Arkadiusz Legieć.
Strony konfliktu pod presją obywateli
Zdaniem rozmówcy tvn24.pl "Armenia znajduję się w tym konflikcie na uprzywilejowanej pozycji, ze względu na to, że de facto kontroluje Górski Karabach, którego zdecydowana większość mieszkańców to Ormianie". - Ponadto Ormianie korzystają z kontaktów z Rosją jako członek Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym - dodał.
Legieć zwrócił jednak uwagę, że w ostatnich latach Azerbejdżan jako kraj większy i zamożniejszy "coraz bardziej poszerza dysproporcje w zakresie militarnym, chcąc odzyskać Górski Karabach siłą". - Po stronie azerskiej na intensyfikację działań w Górskim Karabachu wpływ ma także presja społeczeństwa na władze. Obywatele tego kraju naciskają, by ich państwo, jako potencjalnie silniejsze od ubogiej Armenii, odzyskało kontrolę nad spornym regionem - tłumaczył.
Kwestia ta jednak wiąże ręce także władzom w Erywaniu, ponieważ dla Ormian kwestia Górskiego Karabachu jest najważniejszym czynnikiem kształtującym politykę wewnętrzną i zewnętrzną, więc władze muszą wykazywać twarde stanowisko wobec tej sprawy - zwrócił uwagę ekspert.
Co dalej?
Arkadiusz Legieć pytany był także o to, jak może zakończyć się obecne napięcie w Górskim Karabachu oraz co zrobią sojusznicy stron sporu - Rosja jako sojusznik Armenii oraz Turcja jako sojusznik Azerbejdżanu. - Nawet jeżeli w tym małym przypadku Turcja i Rosja mają sprzeczne interesy, to nie jest to dla tych państw kwestia na tyle ważna, żeby mogło dojść między nimi do poważnego konfliktu - powiedział.
- Oczywiście Turcy będą zdecydowanie wspierać Azerów wojskowo. Będą prowadzić ćwiczenia, dostarczać uzbrojenie, wymieniać się informacjami. Mogą także organizować prowokacje i starać się wywierać presję ekonomiczną na Erywań - tłumaczył.
- Rosja z kolei jest złączona sojuszem wojskowym z Armenią, ma w tym kraju dwie bazy wojskowe. Sojusz ten dotyczy jednak jedynie Armenii, a nie Karabachu. Rosja będzie dalej uzależniać od siebie Erywań, wykorzystując kwestię Górskiego Karabachu, ale wątpliwe, czy przeciwstawi się komukolwiek walczącemu po stronie Azerów w sposób bezpośredni na terytorium Karabachu - mówił.
Zdaniem rozmówcy tvn24.pl, "mimo dużej dynamiki starć oraz dużej determinacji obydwu stron, ten konflikt nie zakończy się czyimś zdecydowanym zwycięstwem w najbliższym czasie". - Każdy, kto chciałby rozwiązać ten spór w sposób ostateczny, musiałby całkowicie pokonać przeciwnika. Żadne z tych państw nie dysponuje odpowiednimi siłami, żeby to osiągnąć - wyjaśnił.
Według szacunków Międzynarodowego Instytutu Badań Strategicznych (IISS) wojskowy potencjał Erywaniu stanowi 45 tysięcy żołnierzy, 14 samolotów bojowych, 30 śmigłowców, 109 czołgów i ponad 600 jednostek innego sprzętu wojskowego. Siły zbrojne Baku to 67 tysięcy żołnierzy, 36 samolotów bojowych, 70 śmigłowców, 440 czołgów i ponad 900 jednostek innego sprzętu wojskowego.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Aziz Karimov/Getty Images