Kijów gorączkowo przerzuca siły na północ. "Nie było żadnego przygotowania"

Źródło:
BBC

W okolicach Charkowa trwają zacięte walki, w których ukraińskie siły próbują odeprzeć rosyjską ofensywę. W obliczu nowego uderzenia wroga Kijów musiał zredefiniować swoje wojskowe cele - pisze BBC. Na północ w pośpiechu wysłano żołnierzy z wielu innych części frontu, wśród nich Oleksija. - Wszystko działo się w pędzie, nie było żadnego przygotowania - relacjonuje żołnierz. 

Kijów wciąż oczekuje na większą pomoc wojskową z Zachodu. Ukraińscy dowódcy uważają, że w tym czasie Rosja stara się wykorzystać moment i rozszerzyć pole bitwy po to, by jeszcze bardziej rozproszyć broniące się ukraińskie oddziały. Dlatego Moskwa od ponad miesiąca prowadzi ofensywę lądową w kierunku na Charków, pisze BBC.

"Piekło" nad Dnieprem

Oleksij - ukraiński żołnierz, którego prawdziwe imię zostało zmienione - od miesięcy walczył na cienkim pasie ziemi na wschodnim wybrzeżu Dniepru na południu, w regionie Chersonia. Walczył tam o utrzymanie przyczółków, ze wszystkich stron mając rzekę lub ostrzeliwujące go siły rosyjskie.

Przez pół roku żołnierz opisywał warunki panujące na tym bagnistym brzegu rzeki jako "piekło". - Udało nam się utrzymać przyczółek, ale nie dotarły tam żadne dostawy sprzętu i ani razu nie udało nam się przełamać rosyjskich linii - mówi Oleksij w rozmowie z BBC.

Jak relacjonuje, tamtejszy rejon przypomina krajobraz księżycowy, w którym zabudowania i roślinność zostały zniszczone, a w wypalonej ziemi widać jedynie leje po bombach. Utrzymywanie tego przyczółku kosztowało Ukraińców bardzo dużo. - Zniszczyliśmy wiele rosyjskiego sprzętu, a oni zabili wielu naszych - mówi Oleksij. - Zostawiliśmy nad rzeką naszych najlepszych ludzi - dodaje.

Ofensywa na Charków

Jednak gdy ruszyła kolejna rosyjska ofensywa na Charków, Kijów został zmuszony na nowo zredefiniować swoje cele. Do obrony swojego drugiego największego miasta zaczęto gorączkowo ściągać siły z innych odcinków frontu - w tym Oleksija.

- Wszystko działo się w pędzie, nie było żadnego przygotowania - przyznaje Oleksij. - Są tu teraz wszyscy: piechota morska, siły powietrzne, straż graniczna, regularna piechota, obrona terytorialna i krajowa policja - wymienia formacje, którymi Kijów próbuje zatrzymać Rosjan pod Charkowem.

Ukraiński żołnierz mówi też o "ogromnej zmianie" w charakterze walk. Jak dodaje, "na niebie jest też więcej dronów w porównaniu ze wschodnim brzegiem Dniepru". - Na każdy nasz ruch odpowiadają ostrzałem z dronów i artylerii - relacjonuje.

Oleksij twierdzi, że stopniowo zaczęła napływać do Ukrainy obiecana amerykańska pomoc wojskowa, ale nie wszystkie dostawy docierały też na te odcinki frontu, na których przyszło mu walczyć.

Ulice Chersonia po rosyjskich ostrzałach Drop of Light / Shutterstock

"Nikt nie chce walczyć i nikt nie chce umierać"

W Ukrainie liczono, że nowa ustawa o mobilizacji, która weszła w życie w maju, odciąży nieco żołnierzy na najtrudniejszych odcinkach frontu. - To niczego nie zmieni - twierdzi jednak w rozmowie z BBC Boston, dowódca jednostki miotaczy ognia walczącej nadal na wschodnim brzegu Dniepru. Boston to jego wojskowy kryptonim, prawdziwej tożsamości BBC nie zdradza.

- Ludzie powinni wstępować do wojska od 20. roku życia - mówi Boston. - Ale jest problem, bo wielu mężczyzn wyjechało za granicę, by uniknąć poboru. Nikt nie chce wracać, nikt nie chce walczyć i nikt nie chce umierać - dodaje.

Jak dodaje BBC, z zasady poborowy nigdy też nie będzie tak zmotywowany do walki jak ochotnik. Co więcej, łatwiej zachęcić żołnierzy, gdy walki idą po twojej myśli. W przypadku strony ukraińskiej, zwłaszcza na wschodnim brzegu Dniepru, niestety jest inaczej, ocenia brytyjski nadawca.

- Ci, którzy zostali zmuszeni do obrony swojego kraju, to wczorajsi cywile - powiedział w rozmowie z BBC Dmytro Pletenczukow, rzecznikowi Sił Obrony Południowej Ukrainy. - To oczywiste, że będą mieli inne spojrzenie na armię - dodaje.

Autorka/Autor:momo//mm

Źródło: BBC

Źródło zdjęcia głównego: Anadolu