Samolot, który rozbił się w niedzielę w Etiopii, to najnowszy model Boeinga 737 - MAX 8. Do katastrofy z udziałem takiej samej maszyny doszło w ubiegłym roku w Indonezji. Eksperci zwracają uwagę na specyficzny system w tym modelu, który - jak wskazują - może doprowadzić do sytuacji "siłowania się załogi z komputerem".
Boeing 737 MAX 8, który rozbił się w niedzielę, został dostarczony etiopskiemu przewoźnikowi w połowie listopada ubiegłego roku - podaje agencja Associated Press.
Do podobnej katastrofy takiej samej maszyny doszło w 2018 roku. Pod koniec października samolot indonezyjskich linii Lion Air runął do morza 13 minut po starcie z lotniska w Dżakarcie. Zginęło wówczas 189 osób. Samolot ten był w użyciu mniej niż trzy miesiące.
Jak wynika ze statystyk publikowanych przez Boeinga, do końca stycznia 2019 roku do użytku oddano na całym świecie 350 sztuk modelu 737 MAX. Zamówień na takie maszyny jest jeszcze ponad 4,5 tysiąca.
"Albo błąd załogi, albo jakaś awaria techniczna"
O niedzielnej katastrofie boeinga mówił w TVN24 Tomasz Hypki, wydawca "Skrzydlatej Polski".
- To bardzo zagadkowa sprawa. Samolot był nowy, podobnie jak ten indonezyjski. Pogoda była znakomita, niewielkie zachmurzenie, bardzo dobra widzialność, więc wszystkie czynniki pogodowe można odrzucić - wskazywał ekspert. Dodał, że "pozostają dwie wersje". - Albo błąd załogi, albo jakaś awaria techniczna na pokładzie. Oczywiście jeżeli wykluczymy zamach terrorystyczny, a to zawsze trzeba brać pod uwagę - zaznaczył Hypki. Zauważył, że "w ostatnich latach jest bardzo mało katastrof lotniczych". - Zdarzają się wyjątkowo. Po kilka rocznie, czasem jedna lub dwie. Udział nowych boeingów jest w tej liczbie bardzo znaczny i to będzie musiało być teraz jak najszybciej wyjaśnione - podkreślił. Jak dodał, "bardzo prawdopodobne jest to, że jednak jest to w jakiś sposób związane z konstrukcją tego samolotu, z podzespołami czy z oprogramowaniem".
"Dochodzi do sytuacji siłowania się z komputerem"
Inny wydawca "Skrzydlatej Polski", Wojciech Łuczak, powoływał się na analizy amerykańskich ekspertów dotyczące katastrof boeingów 737 MAX 8 i zwrócił uwagę, że w tych samolotach "jest pewien szkopuł". - W tych boeingach zamontowano urządzenie, które zapobiega przeciągnięciu. Jeśli automat uzna, że załoga pod zbyt dużym kątem nabiera wysokości, wtedy automat uznaje, że to sytuacja niebezpieczna, samodzielnie przejmuje kontrolę nad samolotem i pochyla nos - wyjaśniał. Jak dodał, "jeśli załoga, która latała na poprzednich modelach nie przeczytała do końca biuletynu obsługi tego samolotu, to wtedy dochodzi do sytuacji siłowania się z komputerem".
A - jak wskazywał ekspert - "wystarczy po prostu wyłączyć taką funkcję, co robi się przyciskiem na drążku".
"Być może mamy do czynienia z podobną historią"
Łuczak przypominał, że właśnie ten system był prawdopodobną przyczyną ubiegłorocznej katastrofy w Indonezji.
Informacje odczytane z czarnej skrzynki indonezyjskiego samolotu wskazują, że wibrator drążka - urządzenie, które ostrzega pilota przed przeciągnięciem, czyli gwałtownym spadkiem siły nośnej i gwałtownym przyrostem oporu aerodynamicznego - przez większą część feralnego lotu sygnalizował problem. Kapitan próbował podnosić dziób samolotu, ale automatyczny system zapobiegający wyłączaniu się silnika go opuszczał.
- Amerykańscy eksperci zwracają dzisiaj uwagę, że być może mamy do czynienia z podobną historią - dodał.
Póki co nie ma jednak twardych dowodów na taką tezę. Dyrekcja etiopskiej linii oświadczyła w niedzielę po południu, że samolot "nie miał żadnych technicznych problemów".
Czujnik AOA
Jak pisze BBC, tak zwany czujnik Angle of Attack (AOA) i jego oprogramowanie działa w inny sposób niż sensory w poprzednich modelach Boeinga 737, o czym nie powiadomiono pilotów samolotu z Indonezji. Kilka dni po ubiegłorocznej katastrofie Boeing wysłał do obsługiwanych przez nich linii lotniczych specjalny biuletyn, dotyczący czujnika AOA.
Amerykańska Federalna Administracja Lotnictwa wydała w tej sprawie dyrektywę, w której wskazano, że problemy z czujnikiem "mogą spowodować, że załoga lotnicza będzie miała trudności z kontrolowaniem samolotu, i doprowadzić do nadmiernego nachylenia, znacznej utraty wysokości i możliwego zderzenia z ziemią".
Ponad 150 ofiar, wśród nich Polacy
Boeing 737 linii Ethiopian Airlines rozbił się w niedzielę rano kilka minut po starcie z Addis Abeby, stolicy Etiopii. Samolot leciał do stolicy Kenii, Nairobi. Podróżowało nim 149 pasażerów i ośmiu członków załogi. Linie lotnicze przekazały, że nikt nie przeżył katastrofy. Polskie MSZ potwierdziło, że wśród ofiar było dwóch obywateli Polski.
Autor: ads//kg / Źródło: TVN24, BBC