Niemiecki polityk Norbert Roettgen z opozycyjnej partii CDU ocenił, że zeszłotygodniowa wizyta kanclerza Niemiec Olafa Scholza w Chinach zaszkodziła polityce zagranicznej Niemiec. Podczas wywiadu telewizyjnego stwierdził, że kanclerz "nie potraktował poważnie" ogłoszonego tuż po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę zwrotu w niemieckiej polityce, który zakładał, że kraj "nie będzie zależny od autokratów". Krytyczny tekst na temat wizyty w Pekinie w poniedziałek opublikował też dziennik "Die Welt".
W piątek (4 listopada) kanclerz Niemiec Olaf Scholz odbył jednodniową wizytę w Pekinie, która wywołała kontrowersje na Zachodzie, w tym wewnątrz niemieckiej koalicji rządzącej. Podsyciła dyskusję na temat uzależnienia niemieckiej gospodarki od ChRL i jedności Zachodu wobec tego kraju w kontekście jego bliskich związków z Rosją.
- Podróż kanclerza Niemiec Olafa Scholza do Chin wynikała z forsowanego przez niego stanowiska, pokazała, że niczego nie nauczył się po tegorocznych doświadczeniach z Rosją, i zaszkodziła niemieckiej polityce zagranicznej – ocenił polityk opozycyjnej partii CDU Norbert Roettgen w telewizji ARD. Oskarżył też Scholza o przeforsowanie własnego zdania w kwestii sprzedaży chińskiej firmie części udziałów w terminalu portowym w Hamburgu.
Ogłoszona przez Niemcy zasada Zeitenwende - zwrot w polityce geostrategicznej Niemiec po rosyjskiej agresji na Ukrainę - mówiła o "końcu zależności od autokratów", tymczasem "wiele wskazuje na to, że kanclerz nie potraktował tego poważnie" – ocenił Roettgen w niedzielę w programie "Anne Will".
Kwestionowany "sukces" kanclerza
Sam Scholz uznał swoją podróż za sukces, wskazując m.in., że chiński przywódca Xi Jinping po raz pierwszy wypowiedział się przeciwko użyciu broni jądrowej, co interpretowano jako "wyraźny sygnał pod adresem Putina".
Ta argumentacja nie przekonuje jednak Roettgena, który krytycznie ocenił pomysł Scholza, by w podróż do Chin wybrać się bez prezydenta Francji Emmanuela Macrona. - Ich wspólne pojawienie się (w Pekinie) byłoby mocnym sygnałem – zauważył Roettgen. Jadąc sam, według chadeka, kanclerz potwierdził, że kontynuuje "business as usual", zwiększając zależność od Chin, odrzucając doświadczenia z uzależnienia od Rosji. - To solowe przedsięwzięcie kanclerza naruszyło zaufanie do Niemiec i wyrządziło szkody polityce zagranicznej - podkreślił.
Także współprzewodniczący partii Zielonych Omid Nouripour przyznał, że partie koalicyjne "zdecydowały się na inną politykę wobec Chin" i że można to było "silniej zaznaczyć podczas wizyty". Obecny rząd koalicyjny Niemiec składa się z socjaldemokratycznej SPD Scholza oraz z Zielonych i liberalnej FDP.
Zdaniem Roettgena, "koalicja przedstawia obraz rozłamu", ponieważ inna polityka powstaje "na papierze", a kanclerz i tak podejmuje "solowe działania". Nawiązał tu m.in. do sprzedaży części udziałów w terminalu w hamburskim porcie, co Scholz przeforsował mimo oporu sześciu ministerstw w swoim rządzie.
"Dyskusyjny" czas na wizytę
Z kolei poniedziałkowy dziennik "Die Welt" ocenił, że "lekcja wyniesiona z ekonomicznej zależności od Rosji powinna spowodować, że Niemcy nie powinny znów znaleźć się w takiej sytuacji, a przynajmniej powinny bardziej krytycznie badać swoje związki z państwami autokratycznymi". Tymczasem - jak zauważają dziennikarze gazety - wizyta Olafa Scholza z delegacją biznesową w Pekinie oraz planowane wejście Chin do terminalu w hamburskim porcie "mówią zupełnie co innego". "Czy kanclerz zatem niczego się nie nauczył?" – zastanawia się gazeta.
- W czasach napięć geopolitycznych dążenie do dialogu jest zrozumiałe, ale obecny czas (wybrany na wizytę) jest dyskusyjny, a podróżowanie z bezkrytyczną delegacją biznesową budzi wątpliwości – oceniła z kolei ekonomistka Stormy-Annika Mildner. Stwierdziła, że "Chiny to nadal ważny rynek zbytu, ale musimy też wysłać jasny sygnał, że wszelkie zależności są niebezpieczne". - Rosyjska wojna powinna być dzwonkiem alarmowym. Chiny coraz bardziej rozwijają się w kierunku dyktatury, zatem należy wytyczać wyraźne czerwone linie - dodała.
"Wyjazd (Scholza do Chin) w takim momencie niepewności, dodatkowo dając się wykorzystać propagandzie partyjnej, by przypieczętować aprobatę dla autokraty Xi Jinpinga, jest bardzo wątpliwe dla roli Niemiec w Europie" - skomentowała dziennikarka "Spiegla" Melanie Amann. "Scholz rzuca w twarz europejskim partnerom to, co sam uważa za słuszne. Jedzie w podróż i (w jego przekonaniu) jeśli inni są zbyt głupi, by dostrzec jego genialną strategię, to mają pecha" – dodała.
"(Chiny) to olbrzym, który trzyma stopę w drzwiach. Chiny realizują strategię globalnej dominacji morskiej i mówią o tym całkiem jawnie" – podkreśliła Amann. Zgodził się z tym Roettgen, podkreślając, że "należy spojrzeć na sprawę szerzej, (...) (by zobaczyć, że) Chiny próbują wywierać wpływ na stosunki międzynarodowe, tworząc globalną sieć wpływów i zależności".
Źródło: PAP, "Die Welt"