Dziennikarskie śledztwo, świadczące o tym, że konserwatyści wynajęli firmę doradczą, by zdyskredytować konkurencję, może wpłynąć na ostatnie godziny przed wyborami parlamentarnymi w Kanadzie.
Dziennik "The Globe and Mail" podał w piątek wieczorem, że Konserwatywna Partia Kanady (CPC) Andrew Scheera, która w ostatnich sondażach dorównywała rządzącym Liberałom, a Scheer był wskazywany jako potencjalny premier, wynajęła znanego doradcę politycznego Warrena Kinsellę i jego firmę Daisy Group.
Celem było "dopaść i zniszczyć" - jak cytował dziennik, powołując się na dokumenty - Partię Ludową Kanady (PPC) Maxima Berniera.
PPC to partia konserwatywna, odwołująca się do populistycznych haseł. Bernier założył ją we wrześniu zeszłego roku, po odejściu z Partii Konserwatywnej, gdy przegrał z Scheerem wybory nowego lidera partii.
Rozpowszechnianie informacji o "ksenofobii"
Informacje „The Globe and Mail” potwierdziła publiczna telewizja CBC. Jak dodała, z posiadanych dokumentów wynika, że firma Kinselli, która stała za kampanią w mediach społecznościowych, miała wspierać kandydatów konserwatystów i rozpowszechniać informacje o ksenofobii kandydatów PPC.
"Dokumenty potwierdzają pracę wykonaną przez kilku pracowników Daisy Group na rzecz niewymienionego klienta. Źródło przekazało CBC, że tym klientem była Partia Konserwatywna" - podała telewizja CBC. W tak zwanym "Project Cactus" za ostrymi atakami na Berniera miało stać czterech pracowników Daisy Group.
Podczas sobotnich spotkań przedwyborczych Scheera dziennikarze domagali się komentarza na temat skandalu. Pytany o to powtarzał, że "nie komentujemy istniejących bądź nieistniejących kontraktów".
Bernier podczas sobotniej konferencji prasowej określił Partię Konserwatywną jako "moralnie i intelektualnie skorumpowaną" oraz poinformował, że złożył skargę do Elections Canada, kanadyjskiej komisji wyborczej.
Kim jest Kinselli?
W całej sprawie ważny jest nie tylko fakt czarnego PR, lecz także osoba Warrena Kinselli. To dawny polityk Partii Liberalnej. Z wykształcenia jest prawnikiem, działał w ruchach antyrasistowskich. Cztery lata temu bezskutecznie starał się o nominację Liberałów w jednym z okręgów w Toronto. Znany jest z niewybrednych ataków na polityków. Ostro krytykował Justina Trudeau i apelował, by na niego nie głosować. W tym roku przez krótki czas, ku zdumieniu kanadyjskich komentatorów, był doradcą partii Zielonych.
O Kinselli mówiono wiele w lutym tego roku, gdy przypisywano mu niepotwierdzony udział w skandalu, który dotknął Trudeau. "The Globe and Mail" napisał wówczas, że przedstawiciele kancelarii premiera mieli wywierać naciski na byłą minister sprawiedliwości Jody Wilson-Raybould, by zamiast kierować do sądu sprawę budowlanej firmy SNC-Lavalin oskarżanej o łapówki, wpłynęła na zawarcie ugody przez prokuratorów. Trudeau twierdził, że starał się uratować miejsca pracy, ale komisarz do spraw etyki stwierdził naruszenie reguł.
Ostatecznie sprawa SNC-Lavalin trafiła do sądu, a Wilson-Raybould odeszła z Partii Liberalnej.
Pojawiły się też spekulacje, że to Kinsella miał stać za aferą "brownface", gdy pod koniec września tego roku amerykański "Time Magazine" opublikował pochodzące z 2001 roku zdjęcie, na którym Trudeau jest przebrany w kostium Aladyna i ma przyciemnioną twarz. Media i politycy oskarżyli premiera o rasizm, on sam wielokrotnie przepraszał.
W sobotę późnym popołudniem Kinsella poinformował, że zamknął konta na Twitterze i Facebooku. Na swoim blogu podkreślał, że jest prawnikiem, dodając, że tylko klient może zwolnić z umowy o poufności. "Jestem dumny z przeciwstawiania się fanatykom takim jak Bernier, czy to za pieniądze, czy też nie" - napisał.
Przed dwoma dniami Kinsella zamieścił na blogu wyniki "głosowania" pracowników swojej firmy. Typował, że konserwatyści uzyskają 146 mandatów, a liberałowie – 135. PPC, według niego, miało nie wejść do parlamentu.
Liberałowie zyskują
W ostatnich dwóch dniach w sondażach nieco zyskali Liberałowie. Według sobotniego raportu Nanos Research, mogą liczyć na 32,6 procent poparcia, a Konserwatyści na 30,3 procent poparcia.
Również według CBC Poll Tracker, agregującego różne sondaże, wzrosło poparcie dla Liberałów – do 31,7 procent, spadło zaś dla konserwatystów – do 31,4 procent.
Te drobne zmiany przekładają się na liczbę miejsc w Izbie Gmin. Sobotnia prognoza dawała Liberałom 139 miejsc, a Torysom 121. Do samodzielnego stworzenia rządu potrzeba 170 z 338 miejsc w parlamencie.
Wybory parlamentarne w Kanadzie odbędą się w poniedziałek.
Autor: tas/adso / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA | VALERIE BLUM