Mimo że liberałowie zdobyli mniejszy odsetek głosów w poniedziałkowych wyborach parlamentarnych, będą mieli więcej mandatów. Będzie ich jednak mniej niż połowa. W efekcie więc Kanada będzie mieć tego samego premiera, Justina Trudeau, ale rząd liberałów będzie teraz mniejszościowy.
Liberałowie zdobyli łącznie 33,1 procent poparcia, uzyskując 157 miejsc z jednomandatowych okręgów w parlamencie. Konserwatyści mieli co prawda 34,4 proc. łącznego poparcia wyborców, ale wygrali w 121 okręgach. Na pozycję trzeciej siły w parlamencie wysunął się działający wyłącznie w Quebecu Blok Quebecki (BQ) z 32 deputowanymi, socjaldemokratyczna Nowa Partia Demokratyczna (NDP) ma obecnie 24 deputowanych, Zieloni – trzech, do parlamentu weszła też jedna kandydatka niezależna.
Do podziału mandatów między liberałami a konserwatystami oraz terytorialnego rozkładu poparcia nawiązują w komentarzach media, pisząc, że w społeczeństwie Kanady uwidoczniły się podziały.
"Liberałowie utrzymali się, ale Trudeau staje przed wyzwaniem w głęboko podzielonym kraju" - to tytuł z liberalnego "Toronto Star". "Kampania potwierdziła, że Kanada jest podzielonym krajem" - wskazywali komentatorzy centrowo-konserwatywnego "The Globe and Mail". "Justin Trudeau zwyciężył, ale będzie mieć do czynienia z bardziej podzielonym krajem" - ocenił portal Huffingtonpost.
Powyborczym problemem Kanady stało się bowiem osamotnienie dwóch konserwatywnych prowincji: naftowej Alberty i rolniczo-naftowo-górniczego Saskatchewan. W Albercie konserwatyści naciskają na dalszy rozwój sektora naftowego i domagają się budowy rurociągów. Jednak zarówno liberałowie, jak i BQ i NDP chcą odchodzić od paliw kopalnych. Budowa rurociągów ma wielu przeciwników na obu wybrzeżach Kanady, do których musiałaby dotrzeć eksportowana ropa, tak w Quebecu, jak w Kolumbii Brytyjskiej, a podczas kampanii niekonserwatywne partie podkreślały konieczność stworzenia możliwości przekwalifikowania się dla pracowników sektora naftowego.
Trudeau w wyborczą noc zwrócił się bezpośrednio do mieszkańców Alberty i Saskatchewan: - Widzę waszą frustrację i chcę być z wami, żeby was wesprzeć.
Rząd mniejszościowy
Liberałom brakuje 13 głosów, by rządzić niezależnie, muszą więc znaleźć sojuszników. Już w poniedziałek wieczorem lider BQ Yves-Francois Blanchet deklarował, że będzie współpracował z rządem przy projektach dobrych dla francuskojęzycznej prowincji. Szef NDP Jagmeet Singh już w kampanii wyborczej mówił o koalicji i we wtorek powtórzył deklarację chęci współpracy z liberałami.
Podczas wieczoru wyborczego komentatorzy podkreślali, że rezultat wyborów może świadczyć, iż wyborcy domagają się od polityków współpracy, szczególnie wobec wyzwań takich, jak zmiany klimatu. W Montrealu, gdzie liberałowie spotkali się w wieczór wyborczy, sam Trudeau mówił, że Kanadyjczycy "odrzucili cięcia wydatków, oszczędności i głosowali za postępowym programem oraz za mocnymi działaniami na rzecz powstrzymania zmian klimatu".
Konserwatyści, choć zwiększyli liczbę mandatów z 95 do 121, mogą być bardziej osamotnieni w parlamencie niż dotychczas, a większą szansę powodzenia będą miały ustawy o postępowym charakterze. "Osamotnienie Alberty wprowadza niepokój do wielkich firm naftowych" - komentował "The Globe and Mail".
Stąd też pytania o przyszłość lidera konserwatystów Andrew Scheera. Konserwatywny "The National Post" łagodził jednak wymowę wyników interpretacją, że "liberałowie nie wygrali wyborów federalnych 2019 r., tylko stracili mniej niż konserwatyści". Natomiast liberalny "The Toronto Star" pisał, że zwycięstwo Trudeau "mogło być bardziej produktem nieudanej kampanii torysów niż sukcesem liberałów".
Komentatorzy publicznej telewizji CBC wskazywali, że część wyborców NDP wolała zagłosować na liberałów, a także – przede wszystkim w Ontario – liczył się "czynnik Douga Forda", premiera Ontario. Konserwatyści mieli bowiem przeciwnika nie tylko w konkurencyjnych partiach. Jak od wielu miesięcy zwracały uwagę kanadyjskie media, największym zagrożeniem dla nich były skandale związane z konserwatystami, w tym z rządem Forda w Ontario, oraz budżetowe cięcia, m.in. w opiece zdrowotnej i edukacji. Nie pomogła im też w skali kraju wojenna retoryka konserwatystów w Albercie, nawiązująca do stylu nielubianego w Kanadzie prezydenta USA Donalda Trumpa. Trudeau obiecał ciężką pracę, a do swoich wyborców zwrócił się bezpośrednio we wtorek rano na stacji metra w swoim okręgu w Montrealu, wymieniając uściski dłoni i dziękując za poparcie. Tak samo jak cztery lata temu.
Autor: mtom / Źródło: PAP