Turecki sąd zakazał w środę mediom informowania o pracach komisji parlamentarnej badającej zarzuty o korupcję wobec czterech b. ministrów. Uzasadniono to poszanowaniem zasady domniemania niewinności. Stowarzyszenie dziennikarzy uznało zakaz za cenzurę.
Skandal korupcyjny, który wybuchł pod koniec 2013 r., podkopał zaufanie do rządu i otoczenia Recepa Tayyipa Erdogana. Według byłego premiera, a obecnego prezydenta, afera była częścią spisku mającego na celu odsunięcie go od władzy. W ostatnim czasie anulowano postępowania sądowe m.in. w sprawie synów trzech ministrów i biznesmena powiązanego z Erdoganem. W uzasadnieniu środowej decyzji, do którego dotarła agencja Reutera, napisano, że zakaz ma "zapobiec naruszaniu indywidualnych praw" byłych szefów resortów gospodarki, spraw wewnętrznych, ds. Unii Europejskiej i ochrony środowiska.
Po wybuchu afery zostali oni zmuszeni do dymisji. Pod presją opozycji w maju w parlamencie powołano komisję śledczą mającą zbadać akta prokuratury, dotyczące domniemanych wykroczeń, jakich mieli dopuścić się byli członkowie rządu. Utrzymują oni, że są niewinni. Komisja, która jest zdominowana przez członków rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), swoje prace ma zakończyć do 27 grudnia. Zakaz wydano w przeddzień stawienia się byłych ministrów przed komisją.
Stowarzyszenie dziennikarzy: to cenzura
Tureckie stowarzyszenie dziennikarzy nazwało decyzję sądu cenzurą, a lider opozycji Kemal Kilicdaroglu oskarżył przewodniczącego parlamentu Cemila Ciceka, że to on stoi za zakazem.
- Od kiedy rolą parlamentu jest ochrona złodziei? - pytał Kilicdaroglu podczas posiedzenia Partii Ludowo-Republikańskiej (CHP). Cicek zaprzeczył, jakoby to on dążył do wprowadzenia zakazu. Przyznał się do tego szef komisji parlamentarnej. Niektóre media, w tym opozycyjny dziennik "Cumhuriyet", podały, że zignorują decyzję sądu, za co grozi im grzywna. Skandal korupcyjny wybuchł w grudniu ub.r. po zatrzymaniu przez policję ponad 50 osób w ramach dochodzenia dotyczącego nielegalnych pozwoleń budowlanych przyznawanych w Stambule oraz domniemanej siatki przemytniczej, pomagającej Iranowi wykorzystać lukę w zachodnich sankcjach.
"Spisek Gulena"
Erdogan uznał, że śledztwo było częścią "sądowego spisku", za którym stał wpływowy islamski duchowny Fethullah Gulen. Ten dawny sojusznik szefa państwa jest liderem ruchu Hizmet (Służba) i ma na terenie Turcji liczne placówki oświatowe i charytatywne. Duchowny odpiera zarzuty, by stał za śledztwem w sprawie korupcji.
Według rządu Gulen ma wpływy w policji i sądownictwie. W ostatnich miesiącach przeprowadzono tam bezprecedensowe czystki. Tureckie władze regularnie zmuszają media do milczenia i nieopisywania delikatnych kwestii. Było tak m.in. w przypadku tureckich zakładników porwanych w Iraku czy dżihadystów z Państwa Islamskiego - pisze agencja AFP.
Autor: kg/kka / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia