"Jeśli pójdę do szkoły, nikt nie przyniesie do domu jedzenia". Rośnie stracone pokolenie


Pomimo międzynarodowych deklaracji wsparcia, szkoły na Bliskim Wschodzie goszczące dzieci z Syrii stoją w obliczu problemów finansowych. W Libanie, Turcji i Jordanii ok. miliona małych uchodźców z Syrii nie chodzi do szkoły - alarmują w środę eksperci.

Jak podaje raport opracowany przez brytyjski think tank ODI (Overseas Development Institute) i opublikowany przez organizację dobroczynną Theirworld z siedzibą w Londynie, w lutym br. na konferencji w Londynie darczyńcy z całego świata zadeklarowali pomoc w wysokości 1,4 mld USD na finansowanie szkół w państwach goszczących uchodźców. Jednak do tej pory w ramach tej pomocy wpłynęło niespełna 400 mln USD, czyli brakuje obiecanego miliarda dolarów.

Transport do szkoły czy jedzenie?

Autor raportu, dyrektor wykonawczy ODI Kevin Watkins pisze wręcz o "złamaniu obietnicy przez darczyńców" i apeluje o jeszcze więcej funduszy, które pomogłyby rodzinom zapewnić wyżywienie i pokryć inne podstawowe koszty. - Jeśli byłbyś rodzicem stojącym przed wyborem, czy dać dziecku trochę jedzenia na koniec dnia, czy zapłacić za transport do szkoły, to najprawdopodobniej zapewniłbyś dziecku odpowiednie wyżywienie - wskazuje Watkins.

Po pięciu latach wojny domowej w Syrii większość z prawie pięciu milionów uchodźców znalazła schronienie w sąsiedniej Turcji, Libanie i Jordanii. Według ONZ jako uchodźców zarejestrowano ok. 2,5 miliona syryjskich dzieci. Ponad połowa z miliona syryjskich uchodźców w Libanie nie może pozwolić sobie na wystarczającą ilość jedzenia, a ok. 70 proc. żyje za mniej niż 115 USD miesięcznie, czyli poniżej granicy ubóstwa w tym kraju - zauważono w raporcie. Prawie 90 tys. małych Syryjczyków w libańskich szkołach może stracić swe miejsca z powodu braku finansowania. Według organizacji Human Rights Watch w Libanie ponad połowa z prawie 500 tys. syryjskich dzieci w wieku szkolnym otrzymuje nieformalną edukację, pomimo reform pozwalających przeciążonym placówkom pracować na dwie zmiany.

"Epidemia pracy dzieci uchodźców"

Według raportu ODI wiele rodzin uchodźców z Syrii nie ma wyjścia i posyła dzieci do pracy, żeby zapewnić sobie środki na podstawowe wydatki. Zdaniem Watkinsa obecnie w regionie panuje "epidemia pracy dzieci uchodźców".

Jak ocenił, w samej Turcji pracuje od 400 tys. do 500 tys. syryjskich dzieci. Władze pozwalają uchodźcom pracować za minimalne stawki, ale wielu z nich pracuje nielegalnie za jeszcze mniejsze wynagrodzenie; rodzice wydają młodo za mąż swoje córki - podano w raporcie.

- Chciałbym pójść do szkoły, brakuje mi czytania i pisania. Ale jeśli pójdę do szkoły, nikt nie przyniesie do domu jedzenia - mówi cytowany w raporcie 13-letni uchodźca syryjski mieszkający w Turcji. Wiele dzieci, które chodzą do szkoły, cierpi na zespół stresu pourazowego i inne problemy psychiczne.

- Szkoły przyjmują syryjskich uchodźców, ale dzieci się nie adaptują. Rejestrują się, ale porzucają szkołę - mówi cytowany uchodźca z syryjskiego Aleppo, mieszkający w libańskim mieście Bar Elias. Organizacja Theirworld ostrzega, że jeśli rychło nie zostaną podjęte kroki w celu zapewnienia wszystkim dostępu do edukacji, będziemy mieć do czynienia ze "straconym pokoleniem" Syryjczyków.

Autor: kg/tr / Źródło: PAP

Raporty: