Pekin od kilku lat buduje nowy filar swojej polityki zagranicznej. Ma nim być "Nowy Jedwabny Szlak", czyli rozbudowana sieć infrastruktury, łącząca ze sobą Chiny, kraje Azji Środkowej, Bliskiego Wschodu i Europę. Niedawno Chińczycy zaprosili do projektu Rosjan, ale ci nie odpowiedzieli entuzjazmem. Wiedzą bowiem, że w chińskiej wizji świata nie przyznano im szczególnej roli.
Chiński "Nowy Jedwabny Szlak", nazywany też strategią "jednego pasa i jednej drogi", jest na razie bardzo ogólnie zarysowaną koncepcją. Ale już dziś wiadomo, że nie ma to być pojedyncza linia kolejowa przewożąca kontenery do Europy. Chińczycy mają znacznie większe ambicje. To ma być cała sieć połączeń i wzajemnych zależności, które przeobrażą Azję na chińską modłę.
Lądem i morzem
Poprzez "jeden pas", Chińczycy rozumieją rozbudowany szlak morski z Chin, przez Ocean Indyjski, Afrykę Wschodnią, Kanał Sueski i Morze Śródziemne ku Europie Zachodniej. Natomiast "jedna droga" to sieć infrastruktury ciągnąca się z zachodnich Chin, przez kraje Azji Centralnej, Iran, Irak, Syrię, Turcję i kończąca się ponownie w Europie Zachodniej.
W miniony weekend szef chińskiego MSZ oznajmił, że Chiny są zdeterminowane rozwijać swoją strategię i zaprosił do jej realizacji Rosję. Do niedawna poglądowe mapy przedstawiające "Nowy Jedwabny Szlak" nie uwzględniały jej udziału. Dopiero ich najnowsze wersje już z tego roku pokazują, że szlak lądowy po opuszczeniu Turcji ma gwałtownie skręcić na północ do Moskwy, a następnie przez między innymi Polskę, dotrzeć do Europy Zachodniej. Na chińską propozycję Kreml nie zareagował z entuzjazmem i zwyczajowym w takich okolicznościach podkreślaniem dobrych relacji z Pekinem, jako przeciwwagi dla trudnych związków z Europą. Jest to jak najbardziej zrozumiałe, biorąc pod uwagę, co "Nowy Jedwabny Szlak" dla Rosji oznacza. Plan zakłada bowiem wyrwanie krajów Azji Centralnej z rosyjskiej strefy wpływów, choć w oficjalnej strategii nie ma o tym mowy. Wiele mówi także podejście Amerykanów do chińskich zakusów - Waszyngton po cichu je wspiera. Na pewno by tego nie robił, gdyby skutkiem powstania "Nowego Jedwabnego Szlaku" miało być wzmocnienie Rosji oraz scementowanie relacji Moskwy i Pekinu.
Trudne czasy dla Rosji
Realizacja chińskiej wizji nie będzie jednak łatwa. Kraje, przez które ma przebiegać "Nowy Jedwabny Szlak", należą do najbardziej niestabilnych, skorumpowanych i zacofanych na świecie. To między innymi Irak i Syria, gdzie trwa wojna, oraz Afganistan, który ledwo utrzymuje stabilność w obliczu partyzantki talibów. Ponadto autorytarni władcy poradzieckich republik w Azji Centralnej na pewno nie będą skłonni łatwo poddać się wpływom Pekinu. Wszyscy wysoce cenią sobie niezależność i najpewniej będą lawirowali pomiędzy Chinami a Rosją, starając się uzyskać jak najwięcej od obu stron. Nie sposób też oszacować, ile mogłyby kosztować "jeden pas i jedna droga". Pod koniec 2014 roku chińskie władze utworzyły specjalny fundusz na ten cel z kapitałem w wysokości 40 miliardów dolarów. Biorąc pod uwagę rozmach przedsięwzięcia nie jest to wiele. Obecnie kondycja gospodarcza Chin jest dobra, więc z dodatkowymi funduszami nie będzie problemu, ale nie da się przewidzieć, jak długo utrzyma się taka sytuacja. Realizacja "Nowego Jedwabnego Szlaku" najpewniej będzie trwała dekady. Chińczycy w ogóle nie deklarują żadnych terminów. Ich strategia nie ma bowiem jednoznacznego finału i końca, ale jest raczej długofalową wizją rozciągania swoich wpływów w Azji. Jej konsekwentna realizacja doprowadzi do przebudowania porządku w tej części świata, a Chińczykom nie można odmówić uporu i właśnie konsekwencji w dążeniu do celu.
Bez podtekstów?
Swój pomysł na Azję Centralną Chiny ubierają w deklaracje o przyjaźni, współpracy i korzyści dla wszystkich. Oficjalny język opisujący "Nowy Jedwabny szlak" prezentował w miniony weekend minister spraw zagranicznych Wang Yi.
– Głównym akcentem chińskiej polityki zagranicznej będzie promowanie rozwoju infrastruktury, budowanie lądowych korytarzy współpracy handlowej i filarów współpracy w handlu morskim – mówił szef chińskiego MSZ. W podobnym tonie wypowiadał się wcześniej, prezentując po raz pierwszy całą strategię w 2013 roku prezydent Xi Jinping. Mówił, że to "wielka otwarta platforma współpracy", która ma stworzyć połączenia z "gwałtownie rozwijającą się chińską gospodarką i przynieść korzyści wszystkim zaangażowanym". I właśnie w kontekście tych deklaracji, ubolewają nad doszukiwaniem się podtekstów w ich intencjach. W ostatnich dniach państwowa agencja Xinhua zamieściła ostry komentarz, w którym zaatakowano próby porównywania strategii "jednego pasa i jednej drogi" do amerykańskiego Planu Marshalla. - Różnice w motywacji są uderzające. W przeciwieństwie do mającego podłoże polityczne Planu Marshalla, który przysłużył się do rozpoczęcia zimnej wojny, inicjatywa Chin nie ma żadnej ukrytej agendy ukierunkowanej na wzmocnienie konfrontacji z kimkolwiek. Jest natomiast napędzana przez zrozumienie, że kraje rozwijające pożądają szans na rozwój bez żadnych haczyków ukrytych przez Zachód i przekonanie, że wyciągnięcie do nich pomocnej dłoni może też przynieść korzyść Chinom – stwierdzono w artykule, który jest syntezą oficjalnej doktryny chińskiej polityki zagranicznej. Chińczycy przekonują, że podstawą ich działań jest zasada "win – win", czyli parafrazując "każdy wygrywa". Chiny wyłożą pieniądze, przyślą specjalistów i wesprą w budowie nowoczesnej infrastruktury. W efekcie chińskie firmy zyskają łatwy dostęp do nowych rynków zbytu, a chińskie władze partnera wdzięcznego za skok cywilizacyjny i rozwój swojej gospodarki.
Handel i pieniądze wymagają dbałości
Przykładem takiej strategii jest Afryka, gdzie Chiny już od co najmniej dekady realizują coś, co można uznać za przedsmak "Nowego Jedwabnego Szlaku". Pekin inwestuje tam znaczne pieniądze, głównie w rozwój infrastruktury i przemysłu wydobywczego. Nie ogląda się przy tym na takie sprawy jak prawa człowieka czy ochrona środowiska, o co upomina się Zachód. Lokalne władze z inwestycji są zadowolone, Chińczycy z możliwości ekspansji gospodarczej i importowania tanich surowców wydobywanych w zbudowanych przez siebie kopalniach. "Nowy jedwabny szlak" ma działać podobnie. Chiny chcą "otworzyć" Azję Centralną dla swojej gospodarki. Obecnie przez brak infrastruktury i kontaktów Chińczykom jest o wiele trudniej handlować z sąsiadującym Kazachstanem, niż odległymi o pół świata USA czy Europą. Licząca setki milionów ludzi populacja wszystkich krajów, których połączyć ma "jeden pas i jedna droga", to potencjalnie olbrzymi rynek zbytu dla tanich chińskich towarów. Trzeba tylko do nich dotrzeć i dać im pieniądze na pierwsze zakupy. Tak więc pomimo całej chińskiej narracji o braku podtekstów w ich ekspansji gospodarczej, nie ulega wątpliwości, że za inwestycjami i handlem będą szły chińskie wpływy. I to właśnie może okazać się źródłem spięć z Rosją, która nadal chciałaby kontrolować byłe republiki ZSRR w Azji Centralnej. Chińczycy jednak mają silne argumenty. Rosjanie mogliby stracić kontrolę nad dużymi zasobami surowców, które popłynęłyby wprost do Chin, z pominięciem rosyjskiego pośrednictwa. Kreml straciłby kontrolę i prestiż.
Amerykanie nie są zmartwieni
Chińskie pomysły ekspansji w Azji Centralnej nie spędzają snu z powiek Amerykanom. Wręcz przeciwnie. Waszyngton po cichu, ale oficjalnie, wyraził swoje poparcie dla "Nowego Jedwabnego Szlaku" w kontekście Afganistanu, choć w dokumencie zamieszczonym na stronie Departamentu Stanu ani razu nie jest wspomniane, że koncepcja jest autorstwa Pekinu. Amerykanie zapewne liczą, że Chińczycy pomogą ustabilizować i rozwinąć tę część świata, usuwając jeden powód do zmartwień. Zwłaszcza wobec jednoznacznie wrogiej postawy władz w Pekinie wobec islamskiego ekstremizmu. A Waszyngton i tak nie miałby wielu narzędzi do przeciwdziałania ekspansji Chin w Azji Centralnej. Wymagałoby to współpracy z Rosją, co jest obecnie wykluczone. Moskwa zostanie sama wobec "Nowego Jedwabnego Szlaku" i jest bardzo prawdopodobne, że w długiej perspektywie przegra rywalizację z Chinami. Rosja jest gasnącym mocarstwem, którego jedynymi silnymi argumentami pozostało wojsko i złoża surowców. Rozwijające się Chiny mają natomiast do zaoferowania pieniądze, które znacznie lepiej przemówią do autorytarnych przywódców krajów Azji Centralnej.
Autor: Maciej Kucharczyk/i / Źródło: tvn24.pl