Minister obrony Izraela Avigdor Lieberman powiedział w niedzielę, że izraelscy Arabowie z rejonu doliny Wadi Ara "nie należą do państwa Izrael" i powinno się ich bojkotować - podaje dziennik "Haarec". To odpowiedź szefa resortu na sobotnie zamieszki w tym regionie, będące reakcją na decyzję Donalda Trumpa o przeniesieniu ambasady USA z Tel Awiwu do Jerozolimy.
- (Arabowie z Wadi Ara - red.) Powinni zrozumieć, że nie są tu mile widziani, nie są częścią nas - stwierdził w niedzielnej rozmowie z Army Radio izraelski minister obrony Avigdor Lieberman. - Nie mają żadnych związków z tym krajem - dodał.
Masowe protesty Arabów
Jak podaje AP, setki izraelskich Arabów protestowały tam w sobotę wzdłuż głównej drogi nr 65. Kilkudziesięciu zamaskowanych manifestantów obrzuciło wtedy kamieniami radiowozy policyjne i autobusy, w wyniku czego uszkodzono kilka pojazdów, a trzech obywateli Izraela zostało rannych.
Zdaniem Liebermana to, co dzieje się obecnie w regionie Wadi Ara - zamieszkałym w większości przez Arabów - jest "nie do zaakceptowania".
Minister obrony wezwał jednocześnie do bojkotowania arabskich produktów tam, gdzie odbywały się protesty i starcia.
- Nie idźcie tam i nie kupujcie u nich. Muszą zrozumieć, że nie ma przyzwolenia na demonstracje z flagami Hezbollahu, palestyńskimi flagami i zdjęciami (lidera Hezbollahu Hassana) Nasrallaha. Nie można przyjmować miliardów z Narodowego Instytutu Ubezpieczeń (izraelski odpowiednik polskiego ZUS) i jednocześnie niszczyć nas od wewnątrz - powiedział minister.
Zapytany przez dziennikarza, czy nie dopuszcza się zbyt daleko idącej generalizacji wobec arabskich mieszkańców tego regionu, Liberman odrzekł: - Wygląda na to, że nie mieszkasz w Izraelu. Widziałem tysiące ludzi na pogrzebie terrorysty w Umm al-Fahm. Słyszałem kazania w meczetach, kazania, w których podżegano do przemocy.
Jak pisze "Haarec," w innym wywiadzie radiowym izraelski minister stwierdził, że "formalnie, Arabowie z Wadi Ara są obywatelami Izraela, ale nie są jego częścią. Muszą być częścią Autonomii Palestyńskiej".
- Mamy nadzieję, że wszystko się uspokoi i że powrócimy do normalnego życia bez zamieszek i przemocy - stwierdził Lieberman na antenie izraelskiej rozgłośni wojskowej.
Z kolei minister edukacji Izraela Naftali Bennett stwierdził, że "izraelscy Arabowie nie powinni testować cierpliwości" rządu.
Fala krytyki
Kontrowersyjne wypowiedzi izraelskiego ministra odbiły się szerokim echem w kraju i zagranicą, wywołując oburzenie i falę krytyki. Jeden z ostrzejszych komentarzy padł z ust Aymana Odeha, deputowanego do Knesetu (izraelskiego parlamentu - red.) z ramienia Zjednoczonej Listy - koalicji politycznej skupiająca wszystkie partie izraelskich Arabów - który nazwał Libermana "reprezentantem mrocznej faszystowskiej władzy skrajnie prawicowego rządu (premiera Benjamina) Netanjahu".
- Wezwanie do zbojkotowania obywateli, tylko ze względu na ich narodowość i religię przypomina jeden z najczarniejszych reżimów w ludzkiej historii. Świadomość, że taka osoba jest odpowiedzialna za bezpieczeństwo kraju powinna niepokoić każdego obywatela - stwierdził Odeh. Zdaniem innego polityka tej samej koalicji Yousefa Jabareena - cytowanego przez dziennik "Haarec" - protesty Arabów przeciwko decyzji Trumpa są jak najbardziej zgodne z prawem.
- Nie słyszeliśmy, by minister wzywał do zbojkotowania Haredimów (ortodoksyjnych Żydów - red.), czy Etiopczyków (liczna mniejszość narodowa w Izraelu - red.) blokujących drogi podczas swoich demonstracji - skarżył się Jabareen.
Ostra reakcja na decyzję Trumpa
Środowa decyzja prezydenta USA spowodowała trwające od kilku dni protesty m.in. na Zachodnim Brzegu Jordanu, Strefie Gazy i we wschodniej części Jerozolimy. W atakach izraelskiego lotnictwa, przeprowadzonych w odpowiedzi na ostrzał rakietowy terytorium Izraela, i w starciach z izraelskimi siłami bezpieczeństwa zginęło łącznie w ostatnim tygodniu czterech Palestyńczyków.
Jak zauważa Reuters - sobotnie protesty w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu były mniej liczne i mniej intensywne niż w poprzednich dniach. Izraelskie wojsko poinformowało również, że w sobotę w nocy ze Strefy Gazy nie wystrzelono żadnych rakiet w kierunku Izraela.
Radykalna organizacja palestyńska Hamas w sobotę ponownie wezwała Palestyńczyków do nowej intifady, czyli powstania przeciwko Izraelowi.
Wspólnota międzynarodowa nie uznaje Jerozolimy za stolicę Izraela, a prawie 90 ambasad mieści się w Tel Awiwie. Izrael kontroluje Jerozolimę od 1967 roku, gdy w trakcie wojny sześciodniowej zajął wschodnią część miasta.
Autor: momo/adso / Źródło: Haarec, Reuters, PAP