Co najmniej 129 dzieci zostało zamordowanych w maju w jednej tylko prowincji pogrążonego w wojnie domowej Sudanu Południowego. Małe dziewczynki były gwałcone przed śmiercią, kastrowani mali chłopcy byli zostawiani, aby się wykrwawili. Świadkowie jako sprawców wskazują armię rządową i jej sojuszników.
Informacje o zbrodniach pochodzą z relacji uchodźców z terenów objętych wojną, które zebrał portal Vice News i opublikował w czwartek. Wiele faktów potwierdzili również pracownicy ONZ w terenie.
Według UNICEF-u, do zbrodni doszło w jednej z północnych prowincji Sudanu Południowego. Ponad 72 tysiące mieszkańców Prowincji Jedności zbiegły do jej stolicy, Bentiu, szukając schronienia przed masowymi morderstwami na tle etnicznym.
Jak przekazał Vice News jeden z rzeczników UNICEF-u, Christopher Tidey, uchodźcy jako sprawców wskazują żołnierzy Ludowej Armii Wyzwolenia Sudanu, czyli oficjalnych sił zbrojnych Republiki Sudanu Południowego oraz Armię Wyzwolenia Południowego Sudanu, grupę zbrojną, która według świadków współpracowała z oficjalną armią.
W 2011 roku Sudan Południowy po długotrwałej wojnie domowej uzyskał niepodległość, odłączając się od Sudanu (ze stolicą w Chartumie). Jednak dwa lata później Sudan Południowy sam pogrążył się w kolejnej wojnie domowej, która do dziś toczy się między dwiema największymi grupami etnicznymi kraju - Dinkami i Nuerami. Armia Sudanu Południowego również podzieliła się na dwa obozy wzdłuż podziałów etnicznych.
Nie chcą, by dzieci pomściły rodziców
Przywódcą Dinków jest prezydent Sudanu Południowego Salva Kiir Mayardit, a Nuerów - były wiceprezydent Riek Machar. Obie strony, według ONZ, dopuściły się ciężkich zbrodni na ludności cywilnej.
Co najmniej w jednym przypadku, dziewczynka "została zabita, ponieważ oprawcy nie mogli się zdecydować, kto pierwszy ją zgwałci - więc dziecko zginęło, by spór został rozwiązany", podał Tidey. Pracownik ONZ opowiadał też, jak inne dziewczynki zostały uprowadzone, by zostać żonami swoich oprawców.
- W innym przypadku, chłopcy zostali związani razem liną, po czym podcięto im gardła - relacjonował Tidey.
Uchodźcy w obozie w Bentiu opowiedzieli z kolei o małych chłopcach, którzy wykrwawili się na śmierć po tym, jak oprawcy ich wykastrowali. A także o tym, jak całe rodziny były wrzucane do płonących domów, a gwałciciele nie oszczędzili dziewczynek, nawet 8-letnich. Po zgwałceniu zabili je, mówili świadkowie.
- Wygląda na to, że w wielu przypadkach celem ataków były szczególnie dzieci. Logika, jaka za tym stała, jest taka, że sprawcy nie chcieli, by te dzieci dorosły i kontynuowały walkę w swoim pokoleniu, realizując tym samym pewien rodzaj zemsty - zasugerował Christopher Tidey.
Według UNICEF-u "tuziny" dzieci, które przeżywają tego typu masakry, są następnie siłą wcielane w szeregi grup zbrojnych swoich oprawców. Agencja oszacowała, że łącznie około 13 tysięcy dzieci walczy w południowosudańskiej wojnie domowej.
Napięcia na linii Sudan Południowy-ONZ
1 czerwca ONZ przekazał, że rząd Sudanu Południowego wydalił koordynatora pomocy humanitarnej w tym kraju. Wielu komentatorów uznało, że wydalenie Tobiego Lanzera miało związek z jego krytycznymi komentarzami pod adresem ofensywy sił rządowych w Prowincji Jedności, która rozpoczęła się w kwietniu.
W maju Toby Lanzer przekazał relacje świadków, którzy mówili, że ofiarami operacji militarnych w północnych prowincjach padali cywile, w tym dzieci. Nie stwierdził jednak jednoznacznie, że sprawcami są siły rządowe.
W środę podsekretarz ONZ Hervé Ladsous ostro skrytykował rząd Sudanu Południowego za przeszkadzanie misji ONZ w tym kraju w pełnieniu swoich obowiązków. Przed Radą Bezpieczeństwa opowiadał, jak rząd w Dżubie ograniczał przemieszczanie się jednostek błękitnych hełmów oraz odmówił wydania zgody na używanie helikopterów bojowych i dronów.
- Dżuba uznała niektórych naszych pracowników za persona non grata - mówił Ladsous. - Wziąwszy pod uwagę fakt, że wczoraj rząd ogłosił, że pracownicy ONZ wykonujący zdjęcia zostaną uznani za szpiegów, sądzę, że daje to podstawy do zaniepokojenia - dodał.
W misji ONZ w Sudanie Południowym uczestniczy obecnie około 12 tysięcy żołnierzy. Są oni niemal całkowicie zajęci ochroną ponad 136 tysięcy uchodźców znajdujących się pod ich opieką.
Rada Bezpieczeństwa potępiła rozlew krwi, lecz do piątku nie postanowiła o zastosowaniu jakichkolwiek sankcji wobec Sudanu Południowego.
Autor: fil//gak / Źródło: Vice News