"Guzik cybernetyczny" jak "atomowy"? W rękach Obamy groźna broń

Obama otrzymał ogromne kompetencje w ostatnich miesiącachEPA

Prezydent Barack Obama dysponuje szerokimi uprawnieniami do wydania rozkazu o wyprzedzającym ataku w razie zagrożenia USA cyberatakiem z zagranicy. Takie wnioski płyną z tajnej analizy prawnej dotyczącej wykorzystania rosnącego arsenału wojny cybernetycznej w Stanach Zjednoczonych - donosi "New York Times".

Informację tę podał w poniedziałek dziennik, powołując się na anonimowe źródła rządowe. Według tych źródeł decyzje w tej sprawie zapadły w ostatnich miesiącach.

Administracja USA chce w najbliższych tygodniach przyjąć po raz pierwszy zasady obrony przed cyberatakami.

Cyberataki tajne jak ataki bezzałogowców Nowe zasady mają m.in. określić, jak agencje wywiadu mogą badać odległe sieci komputerowe w poszukiwaniu oznak zagrożenia cyberatakami. Określą też zasady prewencyjnych cyberataków, na których przeprowadzenie będzie wymagana zgoda prezydenta. Regulacje te mają być objęte klauzulą wysokiej tajności, tak jak w przypadku zasad regulujących ataki przeprowadzane z użyciem samolotów bezzałogowych. W ich przygotowaniu centralną rolę odegrał nominowany przez Obamę na szefa CIA John Brennan, dotychczas jego główny doradca ds. antyterroryzmu. Nowe zasady, przygotowywane od dwóch lat, pojawiają się w okresie wzmożonych cyberataków na amerykańskie firmy i ważną infrastrukturę.

Obama tylko raz zaaprobował cyberatak

Zgodnie z nowymi zasadami Pentagon nie będzie mógł uczestniczyć w obronie przed "zwykłymi" atakami na komputery amerykańskich firm czy osób indywidualnych. To zadanie dla resortu bezpieczeństwa narodowego lub FBI. Wojsko, choć nie może działać na terenie USA bez rozkazu prezydenta, będzie jednak włączane w razie ciężkich cyberataków w USA - zauważa "New York Times". Dziennik pisze, że "wiadomo, iż Obama tylko raz zaaprobował prowadzenie cyberataku" - na początku swej pierwszej kadencji, na irańskie instalacje wzbogacania uranu. Według "NYT" ówczesna operacja pod nazwą Olympic Games, rozpoczęta przez Pentagon jeszcze w okresie prezydentury George'a W. Busha, została szybko przejęta przez Narodową Agencję Bezpieczeństwa i pokazała, że można zniszczyć infrastrukturę jakiegoś kraju bez użycia bomb czy wysyłania sabotażystów. W dalszej części artykułu dziennik odnotowuje, że USA nigdy nie przyznały się do tych cyberataków.

Rośnie budżet na walkę w sieci

Broń wykorzystywana w cyberprzestrzeni jest najnowszą i najbardziej skomplikowaną w wyścigu zbrojeń. Nakłady na walkę w cyberprzestrzeni są jednymi z nielicznych, które wzrosną w amerykańskim budżecie wojskowym. Już tydzień temu media informowały, że Pentagon przekształci swoje cyberdowództwo (Cyber Command), które obecnie koncentruje się na zadaniach obronnych, w internetowy ekwiwalent sił walczących tradycyjnymi metodami. Cyberdowództwo, którego personel liczy teraz około 900 osób, ma zostać przekształcone w instytucję zatrudniającą aż 4900 wojskowych i cywili. Zmiany wynikają z przekonania o rosnących zagrożeniach w cyberprzestrzeni. W ocenie specjalistów pochodzą one głównie z Chin, Rosji i Iranu. Niepokój wzbudził szczególnie atak na systemy komputerowe saudyjskiego państwowego koncernu naftowego Aramco w sierpniu 2012 roku, w rezultacie którego agresorzy zainfekowali wirusami i unieruchomili ponad 30 tys. komputerów. Wywiad amerykański jest przekonany, że atak wyprowadzono z Iranu.

Autor: nsz//gak / Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: EPA