Oskarżony Ulrich Schulz, samozwańczy guru sekty, odpowiada przed sądem w Monachium w Bawarii za seksualne wykorzystanie 314 dzieci. Jest nosicielem bardzo jadowitego, trudnego do zwalczenia zarazka, dlatego na sali sądowej siedzi odgrodzony od innych szklaną szybą, w maseczce chirurgicznej.
60-letni obecnie Ulrich Schulz w latach 70-tych został przywódcą sekty - zebrał wokół siebie grupę „wyznawców”, którzy uznali go ze swojego „ojca duchowego”. Przybrał sobie pseudonim Oliver Shanti.
Oskarżony o seksualne wykorzystanie 314 dzieci w latach 1985-1998 nie przyznaje się do zarzucanych czynów.
O tym, w jaki sposób doszło do wykorzystywania dzieci mówił przed sądem prokurator Anton Winkler. Podkreślał on m.in., że rodzice tych dzieci mieli niewielkie możliwości, by zapobiec ich krzywdzie. - Oskarżony zachowywał się jak święty, którego każdy powinien słuchać i naśladować. Nawet dorośli musieli mu służyć. W pewnym sensie Shanti uwięził ich w pułapce – nie było łatwo wydostać się z obozu jego sekty. To dlatego ich dzieci były doprowadzane do Shantiego bez ich sprzeciwu - mówił oskarżyciel.
Sektę utrzymywała muzyka
Sekta utrzymywała się przede wszystkim z produkcji i dystrybucji muzyki religijnej. Początkowo działała w Bawarii, potem przeniosła się do Portugalii. W tym właśnie kraju zatrzymano Shantiego w czerwcu tego roku.
Źródło: Reuters