"Zadzwoń, gdy dojedziesz". Hasło, które popycha do protestów po tragedii

Źródło:
Reuters

Tysiące Greków protestowało w związku z tragicznym wypadkiem kolejowym, w którym zginęło co najmniej 57 osób. W piątek odbył się pierwszy z całej serii pogrzebów ofiar wtorkowej tragedii. Służby wciąż poszukują zabitych – wiele osób wciąż nie otrzymało informacji o losie swoich bliskich.

Rodzina i przyjaciele ze łzami w oczach obserwowali wyprowadzaną z kościoła trumnę z ciałem 34-letniej matki zabitej w najtragiczniejszym wypadku kolejowym w historii Grecji – to pierwszy pogrzeb po wtorkowym wypadku, w którym zginęło co najmniej 57 osób.

Do zderzenia składu towarowego z pociągiem pasażerskim doszło we wtorek późnym wieczorem, 380 kilometrów od Aten. W środę rano rozpoczęto prace przy użyciu ciężkiego sprzętu, by wydobyć ciała ofiar ze zmiażdżonych wagonów.

Według najnowszych danych w katastrofie zginęło 57 osób. O takiej liczbie ofiar poinformowano w czwartek, po tym, jak pracujące na miejscu służby odnalazły kolejne ciała i fragmenty ciał, które poddano badaniom DNA. 48 osób rannych w katastrofie przebywa jeszcze w szpitalach.

Protesty w Grecji

Przed szpitalem w Larisie, do którego przetransportowano wiele ofiar, rodzice 22-letniego mężczyzny czekali na potwierdzenie tego, co stało się z ich synem. – Zabili go, oto co się stało. Oni wszyscy są mordercami – powiedział zrozpaczony Panos Routsi.

Niedługo przed katastrofą jego syn Denis powiedział, że się spóźni i zadzwoni. – Wciąż czekam – dodał. Denis pojechał do Aten, aby spotkać się z przyjaciółmi.

Agencja Reutera poinformowała w piątek, że wieczorem w stolicy kraju miała miejsce demonstracja, w której uczestniczyło około dwóch tysięcy studentów. W jej trakcie doszło do starć pomiędzy demonstrantami a służbami bezpieczeństwa.

Uczestnicy zamieszek podpalali kosze na śmieci i rzucali w funkcjonariuszy koktajlami mołotowa. Policja użyła gazu łzawiącego. – Przede wszystkim czujemy wściekłość, że może się coś takiego wydarzyć w 2023 roku – powiedział 21-letni student Aggelos Thomopolous.

Demonstracje odbyły się również w Larisie, mieście w pobliżu którego doszło do kolizji pociągu towarowego i osobowego. Protestujący nieśli czarne balony i transparenty z napisami - To nie był wypadek, to było morderstwo - informuje Reuters.

"Zadzwoń, gdy dojedziesz"

Na dziedzińcach szkolnych w Atenach uczniowie na swoich torbach napisali słowa: "Zadzwoń, gdy dojedziesz" – zdanie, które stało się jednym z haseł protestu.

Protestujący napisali również hasło na świecach przed parlamentem. 59-letni naczelnik stacji w Larisie został aresztowany. Mężczyzna przyznał się częściowo do winy – poinformował jego prawnik, podkreślając, że nie tylko on jest odpowiedzialny za tragedię.

- Federacja od tylu lat bije na alarm, ale nigdy nie była traktowana poważnie – powiedział główny związek zawodowy kolejarzy, domagając się spotkania z nowym ministrem transportu, powołanym po katastrofie.

Szef związku zawodowego maszynistów Costas Genidounias powiedział dziennikarzom, że aktualny system kontroli ruchu miał być gotowy trzy lata temu. Poinformował, że od 2020 roku przedstawiciele związku wysłali noty prawne do OSE, firmy odpowiedzialnej za infrastrukturę kolejową Grecji, ale nie otrzymali żadnej odpowiedzi.

OSE wydała w czwartek oświadczenie, w którym złożyła kondolencje rodzinom ofiar, ale nie skomentowała publicznie krytyki.

Autorka/Autor:asty / prpb

Źródło: Reuters